ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY PIĄTY

834 58 1
                                    

01 czerwca 1980
Wydawać by się mogło, że dwa miesiące to dużo czasu, jednak w sytuacji, kiedy ilość zadań do wykonania wciąż rośnie, a doba nie chce trwać dłużej niż dwadzieścia cztery godziny, to ten czas kurczy się w zastraszającym tempie.
Alison, żeby utrzymać swoją pozycję na studiach, musiała zdać wszystkie egzaminy przed porodem i nagle uświadomiła sobie, że wzięła na siebie za dużo. Była już nawet gotowa odpuścić sobie i powtarzać kilka przedmiotów w kolejnym roku, ale rozsądnie stwierdziła, że przy małym dziecku czasu będzie jeszcze mniej. Zakasała rękawy i wyrobiła się z nauką dosłownie na ostatnią chwilę. Proces, w którym brała udział, okazał się znacznie prostszy niż zakładała i wystarczyły dwie rozprawy, żeby udowodniła, że jej klient był niewinny. Po ogłoszeniu werdyktu pojechała prosto na uczelnię, napisała ostatni egzamin i wróciła do domu.
Kilka lat później śmiała się, że mało brakowało, a urodziłaby albo na sali sądowej, albo na uczelni. Jednak dziecko grzecznie poczekało aż będzie w domu i dopiero wtedy zdecydowało, że już wystarczy siedzenia w brzuchu mamy.
– Snape! – krzyknęła spanikowana Alison patrząc z przerażeniem na podłogę między swoimi nogami.
– Co się stało? – spytał, ale nie musiał czekać na odpowiedź, bo od jednego rzutu oka zorientował się w sytuacji. Strach ścisnął go za gardło.
– Odeszły mi wody – wyszeptała blada i przerażona Alison.
Snape, równie blady i przerażony jak ona, pierwszy otrząsnął się z szoku. Wziął z szafy torbę z rzeczami, które Alison musiała zabrać ze sobą do szpitala i podszedł do niej.
– Nie panikuj – powiedział próbując uspokoić i ją i siebie. – Złap mnie za rękę i za chwilę będziemy w szpitalu.
Ally nie była zdolna do protestów. Wiedziała, że w takim momencie wolno jej było się teleportować, więc ścisnęła mocno jego ramię i zamknęła oczy. Kiedy je otworzyła, stała już na korytarzu amerykańskiej filii szpitala Świętego Munga. Severus podszedł do recepcji, poinformował dyżurnego uzdrowiciela o tym, w jakim stanie jest Alison i wrócił do niej.
– Zaraz ktoś się tobą zajmie – powiedział.
– Boję się – stwierdziła cicho Alison.
– Wszystko będzie dobrze – odpowiedział nie dopuszczając do siebie myśli o tym, że on też się boi.
– Panna Stark? – spytał uzdrowiciel, kładąc wyraźny nacisk na pierwszym słowie.
– Tak – odparła dziewczyna, czując, że wściekłość zaczyna wypierać z niej strach. – Panna. Czy to jakiś problem?
– Nie, oczywiście, że nie – zreflektował się mężczyzna. – Proszę, żebyście państwo poszli za mną.
Alison poszła za nim bez oporów, ale Snape z trudem powstrzymał się od rzucenia crucio na uzdrowiciela. Fakt, że on i Alison nie byli małżeństwem zdawał się być problemem dla wszystkich oprócz nich. Gdyby nie jej upór, to ożeniłby się z nią, chociażby dla świętego spokoju. W zasadzie nie miał nic przeciwko temu, ale uważał, że mają jeszcze czas na podjęcie decyzji. Ruszył się wreszcie z miejsca i poszedł za uzdrowicielem.
Alison, po wstępnym badaniu, została od razu umieszczona na sali porodowej. Młoda uzdrowicielka, która miała odebrać poród, spokojnie tłumaczyła jej i Severusowi, żeby niczym się nie przejmowali, bo czarodziejski poród nie trwa długo i jest mniej obciążający niż tradycyjny, mugolski.
– Niech się pani nie boi, dziecko jest ułożone prawidłowo, ciąża przebiegała bez problemów, więc za godzinę będzie po wszystkim – powiedziała na koniec. – Tylko musi się pani rozluźnić.
– Łatwo pani mówić – mruknęła Ally.
– Spokojnie, proszę mi zaufać, to nie jest mój pierwszy poród.
– Ale mój jest – stwierdziła dziewczyna i zaczęła głęboko oddychać. Skoncentrowała się tylko na tej jednej czynności i jej ciało zaczęło się stopniowo rozluźniać.
– Bardzo dobrze – pochwaliła ją uzdrowicielka. – Niech pani dalej oddycha, zaraz się zacznie.
– Mogę jakoś pomóc? – spytał Severus, który czuł się zapchnięty na boczny tor.
– Oczywiście – uśmiechnęła się do niego kobieta. – Pan praktykował w wakacje u doktora Svenssona, prawda?
– Tak – przyznał Severus i założył wiszący przy wejściu kitel.
– Słyszałam o panu, będzie mi miło współpracować z kimś tak uzdolnionym – stwierdziła kobieta i podała mu rękawiczki ochronne z cieniutkiej skóry. – Proszę pilnować, żeby pacjentka była cały czas rozluźniona, a ja pomogę dziecku wydostać się na świat.
Severus poczuł się doceniony i musiał przyznać, że po raz pierwszy od dwóch lat ktoś okazał mu tyle sympatii. Zapomniał o strachu i złości. Teraz nie mógł zawieść tych dwóch kobiet, które na niego liczyły. Monitorował stan Alison i pomagał jej przejść przez to wszystko w miarę bezboleśnie. Poszło mu na tyle dobrze, że Ally tylko raz poczuła ukłucie bólu, które wydawało się być nie do wytrzymania. Jej ciało wygięło się w łuk, a z gardła wydobył się krzyk. Opadła na łóżko i nagle usłyszała płacz noworodka. Było po wszystkim.
Uzdrowicielka wzięła dziecko na ręce, żeby je zbadać, a Severus różdżką przeciął pępowinę.
– Gratuluję, macie państwo zdrowego synka – powiedziała kobieta z uśmiechem i podała chłopca jego mamie.
– Jaki śliczny – szepnęła wzruszona Alison.
– I malutki – dodał Snape patrząc na swojego syna z nieukrywaną dumą.
Uzdrowicielka wykorzystała chwilę, gdy młodzi rodzice zajęci byli podziwianiem dziecka, żeby uleczyć Alison i oczyścić zarówno ją, jak i łóżko, na którym leżała. Stark zorientowała się, że nie czuje już bólu i dyskomfortu i uśmiechnęła się do kobiety z wdzięcznością.
– Dziękuję, rzeczywiście nie było się czego bać – powiedziała.
– Mówiłam, że tak będzie – roześmiała się kobieta. – Za chwilę przyjdzie do pani pielęgniarka i pokaże, jak opiekować się maleństwem, a później... wrócicie do domu.
– Tak od razu? – zdziwił się Severus. – Z tego co wiem, po porodzie powinna leżeć kilka dni.
– Nie ma takiej potrzeby – wyjaśniła uzdrowicielka. – Zmieniły się standardy i jeśli nie ma żadnych komplikacji zdrowotnych, to mama i dziecko mogą od razu wracać do domu. Zwłaszcza, że jakby coś się działo, to w parę sekund mogą znaleźć się tutaj z powrotem.
– Przynajmniej pod tym względem nie jesteście zacofani – mruknęła Alison.
– Szkoda, że nie wybrał pan położnictwa – kobieta zwróciła się do Severusa, ignorując wypowiedź Alison. – Ma pan świetne podejście do pacjentów.
– To akurat zależy od pacjenta, w tym wypadku było mi łatwiej, ale nie wyobrażam sobie pracować tak na co dzień.
– Szkoda – powtórzyła kobieta i wyszła z sali, żeby zawołać pielęgniarkę.
– Ona ma rację – stwierdziła Alison. – Świetnie sobie poradziłeś.
– W końcu chodziło o ciebie i naszego syna – stwierdził Severus.
– Syna... Jak to brzmi! Jesteś z siebie dumny, co nie, tato?
– A żebyś wiedziała!
– Jak chcesz dać mu na imię?
– Samuel, po moim dziadku – Snape nie wahał się nawet przez chwilę.
– Sammy – szepnęła Alison i uśmiechnęła się do synka. – Podoba mi się.
– Samuel Stark – powiedział Severus i skrzywił się lekko.
– Przykro mi, Sev, nie znalazłam innego sposobu...
– Wiem – mruknął chłopak i wziął synka na ręce. – Wolałabym, żeby nosił moje nazwisko.
– Snape, nie mówiłam ci wcześniej, ale... dowiadywałam się i... nie znalazłam przypadku, żeby w Stanach pozwolili nadać takiemu dziecku, jak Sammy, nazwisko jego ojca.
– Czyli nie chodzi ci o majątek po rodzicach? – spytał wstrząśnięty Severus.
– Nie... to ja wciąż muszę nosić nazwisko panieńskie, żeby móc o niego zawalczyć dla syna, ale nie sądziłam, że będą robić problemy z rejestracją dziecka... półkrwi.
– Masz rację, ten kraj jest naprawdę zacofany – mruknął Snape.
– Dlatego... Myślę, że na razie możemy się z tym wstrzymać...
– Poważnie? Myślałem, że musimy to zgłosić.
– Dopóki nie ma pewności, czy Sam jest czarodziejem, to nie musimy – stwierdziła Alison i usiadła na łóżku. – Może i to jest dziki kraj, ale z medycyną poszli mocno naprzód.
Dyskusję na temat prawodawstwa i magomedycyny w Stanach przerwało im przybycie pielęgniarki. Alison i Severus skoncentrowali się na tym, co tłumaczyła i pokazywała im sympatyczna, starsza pani i zgodnie stwierdzili, że nie jest to ani tak trudne ani przerażające, jak im się wydawało. Pielęgniarka pochwaliła ich i pozwoliła wrócić do domu.
Wkładając dziecko do kołyski, Alison spojrzała na zegarek i ze zdziwieniem stwierdziła, że zaledwie dwie godziny wcześniej skończyła pisać egzamin.
– Tak to ja mogę rodzić – powiedziała rozbawiona.
– Ally, myślę, że jedno dziecko, to już nadmiar szczęścia – odparł ostrożnie Severus. – Przynajmniej na razie.
– Ale może kiedyś... – rozmarzyła się dziewczyna.
– Może – szepnął Severus. I spojrzał na śpiącego synka. – Kiedyś.
Samuel Stark zacisnął maleńką piąstkę na brzegu kocyka i spał w najlepsze, nie wiedząc, jakie uczucia targają jego rodzicami, którzy, pomimo zmęczenia, stali przytuleni i patrzyli na niego z dumą i miłością.

Snape, after all this time? Część IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz