ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY SIÓDMY

1K 68 7
                                    

27 grudnia 1977

– Nie było tak źle, jak myślałem, ale cieszę się, że już po wszystkim – stwierdził Severus, gdy dotarli po świętach do domu Alison. – Chociaż to i tak najlepsze święta, jak do tej pory.

– Taa, było nawet fajnie – odparła Ally dziwnym głosem, który nie pasował do treści jej słów. Ledwie przekroczyła próg, gdy poczuła, że dłużej tego nie zniesie. Podbiegła do kanapy, ukryła twarz w dłoniach i rozpłakała się.

Severus nie zastanawiał się, co spowodowało taką reakcję, tylko od razu podszedł do niej i mocno przytulił. Głaskał i całował jej włosy, żeby jakoś ją uspokoić.

– Przepraszam – wymamrotała mocząc przód jego kurtki. – Nie sądziłam, że tak się rozkleję. To moje pierwsze święta bez Morgany...

– Cholera, nie pomyślałem o tym – Severus był wyraźnie zakłopotany. Chciał coś zrobić, cokolwiek, żeby tylko zatrzymać potok jej łez. W końcu zaproponował: – Jutro pójdziemy na cmentarz.

– A możemy dzisiaj? – poprosiła żałośnie Ally, która też o tym myślała. – Najlepiej od razu.

– Możemy – zgodził się chłopak. Złapał ją za rękę i pociągnął w stronę drzwi. – Chodźmy.

Szli przez ciemny, zimowy las i Severus dość szybko zaczął żałować, że nie wzięli ze sobą latarek. Różdżek mogli używać tylko w ostateczności, w końcu byli na terenie mugolskiej miejscowości. Mroczny las, zalany jedynie blaskiem księżycowego światła wyglądał groźnie i działał na ich wyobraźnię. Oboje wiedzieli, że największym niebezpieczeństwem są korzenie drzew ukryte pod śniegiem, o które się co chwila potykali, ale mimo to Alison co i rusz wzdrygała się i rozglądała niespokojnie dookoła.

– Nie bój się – powiedział Severus próbując dodać jej otuchy. – Ze mną nic ci nie grozi.

Jego głos w nocnej ciszy zabrzmiał tak pewnie, że Alison przez chwilę uwierzyła w to, że z nim zawsze będzie bezpieczna. Severus sam się zdziwił, że udało mu się ukryć swój niepokój. Nie lubił się przyznawać do swoich słabości i lęków, ale przed Alison zwykle nie musiał udawać. Teraz jednak poczuł, że musi być tym odważnym, żeby ona mogła poczuć się pewniej. W końcu był mężczyzną i chciał, żeby jego kobieta miała w nim oparcie.

Grób Morgany był zasypany śniegiem, ale widać było, że ktoś go niedawno odwiedzał. Alison zgarnęła świeżą warstwę białego puchu i zapaliła stojące na kamiennej płycie świece. Zapatrzyła się na migoczące płomienie.

– Brakuje mi jej – wyszeptała drżącym głosem.

– Wiem. Mi też – przyznał Severus. – Kiedyś chciałem, żeby była moją babcią.

– Nigdy mi o tym nie mówiłeś – zainteresowała się Alison.

– Nie było się czym chwalić – chłopak wzruszył ramionami. – Wolałem ją niż swoją rodzinę.

­– Teraz chyba już nie jest tak źle?

– Jest lepiej, ale...

– Nie umiesz jej wybaczyć, prawda? – odgadła Ally i oderwała wzrok od płomienia świecy, żeby spojrzeć na niego.

– Nie – przyznał się. – Nie wiem, czy kiedykolwiek mi się to uda.

Severus wyraźnie posmutniał. Przez ostatnie trzy dni starał się robić dobrą minę do złej gry, ale miał już dosyć. Cieszył się, że jego ojciec umarł. Cieszył się, że matka się pozbierała i zaczęła nowe życie, ale nie potrafił udawać, że nie ma do niej żalu za to, co przeżywał przez poprzednie lata. Westchnął ciężko.

Snape, after all this time? Część IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz