ROZDZIAŁ DWUDZIESTY ÓSMY

1.2K 86 18
                                    

Sobota, 13 sierpnia 1977

Od momentu, w którym Alison odkryła, że w jej ogródku brakuje jagód belladonny, próbowała spotkać się z Eileen Snape i wybadać, czy to ona za tym stoi. Jednak mama Severusa wyraźnie jej unikała. Spotkały się kilka razy na targu, ale nigdy nie udało im się porozmawiać. Nawet kiedy Severus umówił się z mamą w domu Alison, dziewczyna nie dała rady nakierować rozmowy na temat roślin. Stwierdziła, że czas najwyższy, żeby wyciągnąć z Eileen prawdę, zanim będzie za późno.

W sobotni poranek wybrała się do miasteczka, ale zamiast robić zakupy, kręciła się po uliczkach wypatrując pani Snape. Już miała się poddać, gdy zauważyła ją wychodzącą ze sklepu spożywczego. Zawołała za nią, ale kobieta nie odwróciła się tylko przyspieszyła kroku. Alison skrzywiła się. Mogła ją dogonić i siłą zmusić do tego, żeby się zatrzymała. Wystarczyłoby jedno zaklęcie. Nikt by się nie zorientował. Jednak nie chciała tego robić. Wybierając drogę na skróty podeszła pod dom rodzinny Severusa i czekała na jego mamę.

Z domu dobiegały wrzaski Tobiasa, ale początkowo w ogóle nie zwróciła na nie uwagi, zajęta wypatrywaniem Eileen. Dopiero po chwili poczuła niepokój. W domu nie było nikogo oprócz ojca Severusa, a jego bełkotliwe, pijackie wrzaski sugerowały, że się z kimś kłócił. Alison zadrżała. Już wiedziała, że jest za późno. Pobudzenie, gadatliwość, halucynacje... Pobiegła drogą w stronę miasteczka. Zaraz za zakrętem wpadła na Eileen.

– Niech pani tam nie idzie – powiedziała zduszonym głosem. – Niech pani wraca do centrum i pokręci się po sklepach.

– O co ci chodzi, Alison? Nic nie rozumiem – Eileen za nic nie chciała przyznać, że domyśliła się już, co się stało.

– Doskonale pani rozumie. Lepiej, żeby nikt pani nie widział w pobliżu domu kiedy on... – dziewczyna przełknęła ślinę. – Kiedy będzie po wszystkim...

– Skąd o tym wiesz? – zaniepokoiła się pani Snape.

– Nie ma na to czasu! Macie w domu telefon?

– Tak – powiedziała Eileen, a mściwy błysk w jej oczach świadczył o tym, że kobieta w końcu zrozumiała, co dziewczyna planuje. – Alison, nie powinnaś tego robić. Chodź ze mną!

– Ktoś musi zawiadomić policję o tym, co tam się dzieje – powiedziała Alison, czując narastającą irytację. – Proszę wrócić tutaj dopiero wtedy, gdy usłyszy pani syreny radiowozu. Szybko!

Kobieta nie zwlekała dłużej, tylko obróciła się w miejscu i zniknęła. Alison odetchnęła głęboko. Musiała wejść do tego domu, upewnić się, że Tobias jest tam sam i wezwać policję.

Podeszła do drzwi i zapukała. Nie spodziewała się, że mężczyzna jej otworzy, ale wciąż jeszcze nie wchodziła do środka. Zapukała ponownie, a w końcu zadzwoniła. Wrzaski Tobiasa nasiliły się, ale dobiegały gdzieś z głębi domu a nie z przedpokoju, więc dziewczyna zaryzykowała i nacisnęła klamkę.

W przedpokoju było pusto, tak jak podejrzewała. Weszła do kuchni i zlokalizowała telefon. Dopiero wtedy odważyła się pójść dalej. Tobias był w salonie. Jego czerwona od gniewu i alkoholu twarz była wykrzywiona w upiornym grymasie, kiedy stał na środku pomieszczenia i wykrzykiwał obelgi pod adresem swojej żony i syna. Widać było, że opadał z sił. Wcześniej musiał rzucać wszystkim, co mu wpadło pod rękę, bo w pokoju nie było ani jednego całego mebla. Jego oddech był coraz bardziej chrapliwy, ruchy spowolnione. Alison wiedziała, że nawet gdyby chciała mu pomóc, to już nie dałaby rady. Wilcze jagody zrobiły swoje. Wycofała się do kuchni. Podniosła słuchawkę telefonu i wykręciła numer alarmowy.

– Halo? Policja? – powiedziała drżącym głosem, co przyszło jej bez trudu, bo nagle zaczęła się bać tego, co zamierzała zrobić.

Dyspozytorka w centrali wysłuchała rozhisteryzowanej dziewczyny, przyjęła jej zgłoszenie i kazała jej czekać na zewnątrz na przybycie policji i pogotowia. Alison posłuchała jej. Czekała w pobliżu furtki, cały czas nasłuchując odgłosów dobiegających ze środka domu.

Snape, after all this time? Część IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz