ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY DZIEWIĄTY

944 58 14
                                    

Listopad, 1981
Od upadku Voldemorta minęło kilka tygodni, a Departament Przestrzegania Prawa Czarodziejów wciąż miał pełne ręce roboty. Wielu śmierciożerców ukrywało się, chcąc uniknąć kary, ale część z nich nie umiała pogodzić się ze śmiercią swojego pana. Niektórzy nie dopuszczali do siebie myśli, że ktoś tak potężny, jak Lord Voldemort, mógłby rzeczywiście umrzeć. Ta, dość liczna grupa, działała w ukryciu, próbując potwierdzić swoje przypuszczenia.
Bellatrix Lestrange westchnęła ciężko słysząc krzyki dobiegające z sąsiedniego pokoju. Ściągnęła mocniej sznur, którym skrępowała Augustę Longbottom i zakneblowała staruszce usta.
– Milcz, a nic ci się nie stanie – warknęła.
Augusta nie odpowiedziała, ale rzucała się, próbując rozerwać więzy. Zamarła jednak, gdy zobaczyła, jak śmierciożerczyni bierze na ręce płaczącego Neville'a. Nie dostrzegła delikatności i ostrożności jej ruchów, ani troski, z jaką uspokajała chłopca. Nie widziała też łez, które przez chwilę błyszczały w oczach Bellatrix, by w końcu spłynąć bez śladu po policzkach. Wrzaski torturowanych aurorów zagłuszały wszelkie inne dźwięki, więc Augusta podjęła kolejną próbę uwolnienia się. Na próżno.
Bella zamknęła oczy, kiedy po raz kolejny w powietrzu poniósł się rozpaczliwy krzyk Alice. Tego było już dla niej za wiele. Odłożyła Neville'a do łóżeczka i spojrzała na jego babcię. I podjęła decyzję.
– Nazywam się Bellatrix Lestrange – wyszeptała. – A tamci trzej to Rudolf, mój mąż i jego brat Rabastan, a także Barty Crouch Junior, zapamiętasz?
Augusta skinęła głową. Śmierciożerczyni położyła przed nią jej różdżkę a na węźle sznura, którym skrępowała panią Longbottom, postawiła maleńką klepsydrę.
– Za pięć minut będziesz wolna – powiedziała wychodząc z pokoju.
Po chwili jej przerażający, szaleńczy śmiech rozległ się w sąsiednim pokoju.
– Kończymy zabawę – rozkazała swoim towarzyszom. – Z nich już nic nie wyciągniemy. Crucio!
Zaklęcie wypowiedziała lekkim tonem, jakby zadawanie bólu sprawiało jej przyjemność. Tak właśnie zapamiętała to Augusta, która w niecałe pięć minut później znalazła swojego syna i synową związanych i leżących bez ruchu na podłodze. W pierwszej chwili odetchnęła z ulgą, gdy okazało się, że oboje żyją, jednak radość trwała krótko. Pustka w ich oczach dobitnie świadczyła o tym, że cruciatus wymazał z nich wszelkie wspomnienia i odebrał im zdrowe zmysły. Oszalała z bólu i rozpaczy pani Longbottom chciała od razu szukać oprawców swojego jedynego syna, ale powstrzymało ją cichutkie kwilenie Neville'a. Wzięła wnuka na ręce i wezwała uzdrowicieli ze Świętego Munga.

~*~


Piątek, 27 listopada 1981
Nagonka na śmierciożerców nie ominęła Severusa. Pomimo zapewnień Dumbledore'a, że nic nie będzie mu grozić, w ostatni piątek listopada Snape usłyszał pukanie do drzwi swojego gabinetu. Zaklął pod nosem i odłożył walizkę, którą właśnie pakował na wyjazd do Stanów. Gdy otworzył drzwi, już wiedział, że nie spotka się z Alison i Samem.
– Pan Severus Snape? – spytał spokojnie Bartemiusz Crouch, który przyszedł go aresztować.
– Tak – odparł równie spokojnie Severus, który nie dał po sobie poznać, że zaczął się denerwować.
– Mam nakaz zatrzymania pana pod zarzutem popierania Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać – powiedział Crouch pełnym nienawiści głosem. – Proszę odsłonić lewe przedramię.
Snape bardzo powoli podwijał rękaw koszuli, ale w końcu jego Mroczny Znak odsłonił się w całości. Widząc to, Crouch uśmiechnął się tryumfująco, ale zaskoczony zauważył, że Snape nawet na ułamek sekundy nie zmienił wyrazu twarzy, który wyrażał uprzejme zainteresowanie.
– A więc przyznaje się pan do winy? – spytał lekko zbity z tropu Barty, ale nie doczekał się odpowiedzi.
Severus milczał jak zaklęty, myśląc o tym, co go czeka, jeśli, zgodnie z umową, Dumbledore nie wstawi się za nim. Wiedział tylko jedno: nie da się aresztować. Nie po tym wszystkim, co przeszedł służąc Dumbledore'owi.
– Barty? – rozległ się nagle dźwięczny głos Albusa, którego szkolne portrety poinformowały o zaistniałej sytuacji. – Jakim prawem chcesz aresztować jednego z moich nauczycieli?
– To śmierciożerca, Albusie – wyjaśnił z satysfakcją Crouch. – Zresztą, sam możesz to sprawdzić.
Dumbledore ze smutkiem spojrzał na wciąż obnażoną rękę Severusa i, ku zdumieniu Croucha, uśmiechnął się pocieszająco do chłopaka.
– Widzisz, Barty, pozory czasem mylą – odezwał się w końcu. – Severus nigdy nie popierał Voldemorta.
– Ale Mroczny Znak...
– Został śmierciożercą na mój rozkaz – powiedział Albus tonem nieznoszącym sprzeciwu. – I od początku pracował dla Zakonu, jako szpieg.
– Mimo to muszę go zatrzymać – upierał się Barty.
– Wiem, i jestem pewien, że Severus pójdzie z tobą dobrowolnie.
Takiego obrotu sprawy nie spodziewał się żaden z nich. Snape, nie zmieniając wyrazu twarzy, postanowił się w końcu odezwać.
– Nie zrobisz mi tego, Dumbledore, nie po tym wszystkim – jego głos był cichy i spokojny, ale dzikie spojrzenie jego oczu powiedziało Albusowi, że chłopak jest gotowy do walki.
– Spokojnie, Severusie, chcę cię prosić o to, byś udał się z Bartym i złożył zeznania. To wszystko.
– Mogę zeznawać, ale tutaj – odparł chłopak. – Nie mam zamiaru nigdzie się stąd ruszać.
– Dość tego! – wtrącił się milczący od jakiegoś czasu Crouch. – Obaj pójdziecie ze mną i złożycie oficjalne zeznania.
Kiedy skończył mówić, widać było, że prywatnie im wierzy, ale służbowo musi zweryfikować każde ich słowo. Dumbledore bez wahania przystał na jego warunki, ale Snape jeszcze przez chwilę udawał, że się zastanawia. W końcu odwinął rękaw koszuli, zapiął mankiet i skinął głową.

Snape, after all this time? Część IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz