Nowy Jork, 01 czerwca 1977
Alison położyła bukiecik kwiatów na skraju parkowej alejki i przykucnęła, żeby dotknąć ręką ziemi. Minęło siedem lat, a w miejscu śmierci jej rodziców wciąż dało się wyczuć energię, która pozostała po użyciu czarnej magii. Właśnie dlatego dziewczyna od lat się nią interesowała. Musiała wiedzieć, jak ją rozpoznać i jak się przed nią bronić. Po jej policzkach popłynęły łzy, które niezdarnie otarła wierzchem dłoni.
- Dzięki, Tony - powiedziała, gdy już dołączyła do czekającego na nią w pobliżu kuzyna. - Musiałam w końcu tutaj przyjść.
- Ally, jesteś dzisiaj bardzo tajemnicza - stwierdził Anthony i objął ją ramieniem. - Powiesz mi, dlaczego przyleciałaś tak wcześnie? Spodziewałem się ciebie najwcześniej za miesiąc.
Westchnęła ciężko i w skrócie opowiedziała mu, co się stało. Tony zacisnął pięści i z wyrazem nienawiści w oczach spojrzał w przestrzeń gdzieś ponad jej ramieniem.
- Zabiję go - powiedział przepełnionym zimną furią głosem. - Zatłukę gnoja gołymi rękami.
- Ustaw się w kolejce - parsknęła Alison. - Zdaje się, że wszyscy moi koledzy już mu to obiecali.
- A Dumbledore nic z tym nie zrobi?
- On wierzy w to, że ludzie uczą się na błędach i zasługują na drugą szansę - stwierdziła z goryczą. - Więc Syriusz wyjdzie ze szpitala i dalej będzie się uważał za bóstwo.
- Przykro mi, że to ty na tym ucierpisz, a nie on.
- Nic na to nie poradzę - odparła i wzruszyła ramionami. - Skończmy ten temat, bo mi się płakać chce.
- Okej, już nic nie mówię - obiecał Tony. - Dokąd teraz?
- Do domu. Muszę odespać. Całą drogę czytałam pamiętnik Morgany i jestem wykończona.
- Skąd go masz? Nie widziałem nic takiego, kiedy porządkowaliśmy jej rzeczy.
- Zostawiła go w domu opieki i prosiła, żeby wysłali na mój adres domowy, kiedy skończę siedemnaście lat - zaczęła opowiadać. - W liście wyjaśniła mi, że nie chciała, żebym czytała go w szkole, bo mogłabym zbyt pochopnie wyciągnąć wnioski i zrobić coś głupiego. Póki co, dowiedziałam się tylko, jakie miała szalone pomysły na życie w momencie kiedy kończyła szkołę.
Podczas gdy Alison opowiadała Tony'emu dopiero co poznaną historię swojej prababci, mężczyzna zaprowadził ją do samochodu i zdążył dojechać do domu.
Domem rodziny Starków w Nowym Jorku był ogromny, nowoczesny wieżowiec ze szkła i stali zwieńczony ogromną literą „A" na szczycie. Na Alison ani jego wielkość ani bogate wyposażenie już od dawna nie robiły wrażenia. Wysiadła z samochodu, zarzuciła sobie na ramię worek podróżny i już po chwili jechała windą na najwyższe, mieszkalne piętro wieżowca. Kiedy zorientowała się, że w kwaterze Avengersów są obecni prawie wszyscy z nich, poczuła się w końcu bezpiecznie.
- Panienka Alison - wykrzyknął uradowany Edwin Jarvis i jako pierwszy porwał ją w objęcia.
Przez krótką chwilę Ally poczuła się jak szmaciana lalka przekazywana sobie z rąk do rąk. Thor uścisnął ją tak mocno, że przez moment myślała, że połamie jej żebra.
- Udusisz ją - zaśmiał się kapitan Rogers i dla odmiany objął ją niezwykle delikatnie.
- Witam, panno Stark - Bruce Banner uśmiechnął się do niej nieśmiało i wyciągnął rękę.
- Dzień dobry, panie doktorze - przywitała się grzecznie.
To nie był jeszcze koniec powitań.
CZYTASZ
Snape, after all this time? Część I
FanfictionCo by było gdyby Severus Snape miał w szkole prawdziwych przyjaciół? Jak potoczyłyby się jego losy? Czy zostałby śmierciożercą? A Lily Evans? Jaka była naprawdę? Czy kiedykolwiek wybaczyła Severusowi? I czy naprawdę była w stanie pokochać Jamesa Pot...