1 września 1976
Alison wysiadła z samolotu i próbowała głęboko oddychać, żeby opanować męczące ją mdłości. Jednak to wcale nie pomagało. Lekarz wspominał coś o cukrze, ale była zbyt przejęta, żeby go dokładnie wysłuchać. Weszła do budynku lotniska i z trudem odebrała swój bagaż. Ciężko jej było na jednym ramieniu dźwigać zarówno torbę jak i worek podróżny, więc rozejrzała się w poszukiwaniu wózków bagażowych. Miała szczęście, jeden wózek był wolny. Położyła na nim swoje rzeczy i spojrzała ze złością na prawą rękę, wiszącą bezwładnie na temblaku. Chwyciła lewą dłonią rączkę wózka i zaczęła pchać go w stronę hali przylotów. Wciąż czuła się fatalnie po operacji, jeszcze nie doszła do siebie po znieczuleniu, a kilkugodzinny lot wcale dobrze nie wpłynął na jej samopoczucie. W dodatku w perspektywie miała jeszcze spędzenie całego dnia w pędzącym i trzęsącym pociągu. Na samą myśl o tym robiło jej się słabo. Jednak przywołała na twarz blady uśmiech, żeby nie martwić niepotrzebnie prababci. Wyszła przez oszklone drzwi prosto w radosny gwar hali przylotów.Morgana od razu ją wypatrzyła. Jeden rzut oka wystarczył jej, żeby zorientować się, że z Alison nie jest najlepiej. Co roku tak było i teraz żałowała, że namówiła ją na kolejną operację. Uśmiechnęła się do wnuczki i zaczęła iść w jej stronę, jednocześnie dając stojącemu obok niej chłopakowi znak, że Ally już przyleciała.
Alison zatrzymała się gwałtownie, gdy zobaczyła babcię i towarzyszącego jej Syriusza. Zamrugała kilka razy.
– Alison, cieszę się, że już jesteś – powiedziała ciepło Morgana.
– Cześć, Stark – mruknął Black wyraźnie onieśmielony obecnością starej czarownicy. Przejął od dziewczyny wózek i sam zaczął go pchać. Alison uśmiechnęła się lekko.
– Babciu, możemy porozmawiać na osobności?
– Rozmawiajcie sobie. Poczekam na zewnątrz – powiedział trochę obrażony Syriusz.
– Ally, o co chodzi? – spytała Morgana, gdy Black wystarczająco się oddalił.
– Co on tutaj robi?
– Poprosiłam go o pomoc. Nie mam dość siły, żeby dźwigać twoje bagaże.
– I akurat Syriusz przyszedł ci do głowy? – spytała Alison z odrobiną żalu.
– Cóż, Severus jest zbyt zajęty – wyjaśniła enigmatycznie Morgana.
– Tak, wiem. Pisał do mnie. Lily zresztą też.
– No to już rozumiesz, czemu pomyślałam o Syriuszu. Akurat widziałam się z jego matką... – odparła zielarka i poszła w stronę wyjścia, gdzie czekał już na nie zniecierpliwiony Black.Alison przyglądała się Morganie z uwagą. Staruszka wyraźnie schudła i była nienaturalnie blada, ale wciąż trzymała się prosto i kroczyła z werwą. Ally na chwilę zapomniała o swoim złym samopoczuciu.
– Jak się czujesz? – spytała z troską.
– Dzisiaj jest dobrze – odparła cicho Morgana.
– Ale bywa gorzej, tak? – dopytywała dziewczyna.
– Tak, Ally, jest coraz gorzej – potwierdziła babka.
– Mam coś dla ciebie. Powinno pomóc złagodzić objawy – powiedziała, gdy znalazły się przy wózku. – Syriuszu, mógłbyś mi pomóc i otworzyć tę torbę?
– Jasne, Ally – powiedział trochę zaskoczony jej grzeczną prośbą. Alison grzebała w torebce i wyciągnęła z niej dużą, plastikową, grzechoczącą butelkę.
– To od Tony'ego. Bardzo się przejął, gdy mu powiedziałam, że jesteś chora.
– Muszę mu podziękować. U nas to jeszcze jest niedostępne – powiedziała Morgana, gdy przeczytała nazwę leku.Alison zrozumiała, że z prababcią musi być bardzo źle, skoro szukała pomocy mugolskiej medycyny. Jednak nie dała po sobie poznać, jak bardzo ją to zmartwiło.
– Ally, powodzenia w nowym roku szkolnym – powiedziała Morgana i wyciągnęła do niej rękę. – Nie mogę cię odprowadzić na dworzec, ale Syriusz obiecał mi, że się tobą zajmie.
Alison nic nie powiedziała tylko przytuliła się do niej. Słowa nie były im potrzebne, wypowiedziały je już wcześniej.
– Kocham cię, babciu – wyszeptała drżącym głosem Alison.
CZYTASZ
Snape, after all this time? Część I
Fiksi PenggemarCo by było gdyby Severus Snape miał w szkole prawdziwych przyjaciół? Jak potoczyłyby się jego losy? Czy zostałby śmierciożercą? A Lily Evans? Jaka była naprawdę? Czy kiedykolwiek wybaczyła Severusowi? I czy naprawdę była w stanie pokochać Jamesa Pot...