ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY SIÓDMY

805 75 8
                                    

Lipiec 1981
– Zaczyna się – westchnęła Alison, stojąca po przeciwnej stronie wioski niż Sebastian i Severus.
– Musimy chwilę odczekać, żeby się upewnić, czy Voldemort zaatakuje osobiście – powiedział spokojnie Dumbledore.
– Czekać, czekać! Mam dosyć tego czekania!
– Coś się stało, Ally? Wydajesz się być podenerwowana? – spytał zatroskany Albus.
– Skąd! Jest po prostu zajebiście! – warknęła dziewczyna. Severus nie przesadzał, twierdząc, że jest wściekła.
Dumbledore nie skomentował jej wybuchu. Nie musiał pytać o przyczyny jej zachowania. Wiedział, że odmowa przyjęcia jej do pracy w Ministerstwie Magii kompletnie ją załamała. Dopóki miała nadzieję, że po studiach wróci razem z Severusem do Anglii, dopóty nic nie było w stanie wyprowadzić jej z równowagi. Jednak teraz nie panowała nad sobą i wyładowywała swoją frustrację na każdym, kto wszedł jej w drogę.
– Kłopoty w raju? – zakpił Syriusz, stojący tak blisko niej, na ile pozwał mu Zakaz Zbliżania, którego wciąż nie pozwoliła z niego zdjąć.
– Nie twój interes, Black – odparła wrogo.
– Uspokójcie się – upomniał ich Dumbledore.
Oboje zamilkli, podążając wzrokiem za spojrzeniem dyrektora. Wiedzieli, że nadszedł czas. Naciągnęli na głowy kaptury, a dłonie wsunęli w szerokie rękawy peleryn – od pewnego czasu członkowie Zakonu strojem upodobnili się do śmierciożerców. Podyktowane to było względami praktycznymi – większość walk odbywała się w nocy, a czarne szaty stanowiły doskonały kamuflaż. Jednak, w przeciwieństwie do śmierciożerców, nie ukrywali twarzy pod maskami.
– Ruszajcie – rozkazał Dumbledore i jako ostatni naciągnął kaptur.
Alison biegła pierwsza z wzrokiem utkwionym w śmierciożercach, którzy wywlekali mieszkańców z największego domu w okolicy. Rzuciła się w wir walki, znajdując w niej ujście dla swojej złości. Siły były dość wyrównane, więc na trawniku przed domem rozgrywały się raczej liczne pojedynki niż starcie dwóch drużyn. Wszyscy rozproszyli się po okolicy i starali się jak najszybciej pokonać przeciwnika, żeby później pomóc sojusznikom.
Drętwota! – krzyknął Severus, ogłuszając tym samym kogoś z Zakonu. Chciał pobiec do kolejnego rzekomego przeciwnika, ale drogę zstąpiły mu Alceto Carrow i jeszcze jedna dziewczyna, której nie znał.
– Co jest, Snape? Czemu się z nimi tak cackasz? – spytała podejrzliwie Alceto.
– Już od dłuższego czasu zauważyłam, że jesteś dziwnie łagodny, gdy walczymy z Zakonem – dodała drugą dziewczyna. – Może to dlatego, że z nimi współpracujesz?
– Czarny Pan kazał nam zwracać uwagę na każdego, kto dziwnie się zachowuje... Chyba szuka zdrajcy... – odezwała się znów Alceto.
Severus nie odpowiadał, tylko obliczał, jakie jest prawdopodobieństwo, że załatwi je obie jednym zaklęciem. Nagle dostrzegł stojącą w pobliżu Alison. Dziewczyna najwyraźniej słyszała zarzuty Alceto. Widziała też jego wahanie...
Avada Kedavra! – krzyknęła i nieznana jej z imienia śmierciożerczyni upadła na ziemię u stóp Snape’a.
Chłopak, chociaż wciąż w szoku, spojrzał na Alceto, która już unosiła różdżkę... Nie mógł zabić siostry Amycusa, więc zrobił jedyną rzecz, która przyszła mu do głowy:
Obliviate! – usunął jej pamięć.
Rozejrzał się dookoła, ale nie dostrzegł nikogo, kto mógłby słyszeć lub widzieć, co się wydarzyło. Zostawił Alceto samą na placu boju i odwrócił się w stronę Alison, ale dziewczyna już walczyła w zupełnie innej części ogrodu. Wyglądała, jakby to, co zrobiła, zupełnie jej nie obeszło. Nie mógł do niej podejść, żeby się nie zdekonspirować. Zaklął paskudnie pod nosem i zaczął walczyć z kolejnym przeciwnikiem. Tym razem bardziej uważał, żeby nikt ze śmierciożerców nie zauważył, że to pozorowana walka.

~*~

– Panno Stark, nie przypominam sobie, żebym udzielał pani zezwolenia na stosowanie Zaklęć Niewybaczalnych – odezwał się Rufus Scrimgeour, kiedy po wygranej bitwie Zakon Feniksa zabezpieczał teren wioski, która była celem ataku śmierciożerców.
– Nie potrzebuję pańskiej zgody – odparła hardo dziewczyna i wyciągnęła z wewnętrznej kieszeni szaty swoją legitymację służbową. – Jako pracownik MACUSA nie podlegam brytyjskiej jurysdykcji.
– Pracuje pani w Amerykańskim Biurze Aurorów? – spytał mężczyzna z nutą podziwu w głosie.
– W dochodzeniówce. Jestem detektywem – odparła z dumą Alison. – Mogę już iść? Jeszcze dzisiaj muszę wrócić do Stanów.
Jej pytanie było skierowane do Dumbledore’a, który znając jej sytuację, wyraził zgodę. Kiedy mijała swoich sojuszników z Zakonu, słyszała ich zaniepokojone szepty. Niektórzy zazdrościli jej odwagi, inni współczuli, że musiała podjąć taką decyzję. Ally starała się nie myśleć o tym, co zrobiła.
Po chwili aportowała się na Pokątnej, tuż przed Apteką Sebastiana.
– Czyś ty zwariowała? – krzyknął na nią Severus, ledwie przekroczyła próg.
– A co miałam zrobić? Czekać, aż cię zabiją?
– Alison, nie powinnaś...
– Uwierz mi, wiem o tym – przerwała mu. – Ale nie mogłam pozwolić, żeby coś ci się stało.
Podeszła do niego i wtuliła się w jego ramiona. Drżała od tłumionego płaczu. Severus próbował ją uspokoić, ale z doświadczenia wiedział, że nic nie ukoi jej bólu. Zabiła w jego obronie. On też by się nie wahał, gdyby chodziło o jej życie.
– Ally, może nie powinienem pochwalać tego, co zrobiłaś – odezwał się Sebastian. – Ale dzięki tobie Voldemort nie wie, kto w jego szeregach jest szpiegiem Dumbledore’a.
– Alceto nic nie pamięta – dodał Severus. – Mnie nikt nie podejrzewa...
– Czyli wszystko dobrze się skończyło – stwierdziła cicho Alison, czując, że już nigdy nie będzie umiała o tym zapomnieć. – Możemy wracać.

Snape, after all this time? Część IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz