Pozwól mi sobie pomóc

105 4 1
                                    

Rano, a dokładniej o 7:15 obudziłam się wtulona w Adama. Bałam się, że obudzę niebieskookiego dlatego poczekałam jak on się obudzi. Trzydzieści minut, nic, czterdzieści też. Postanowiłam, że jakoś wykaraskam się z jego objęć. I co? I udało mi się to. Podeszłam do szafy, wybrałam ubranie i ruszyłam w stronę łazienki. Mój dzisiejszy strój nie był jakoś bardzo wyjątkowy. Czarna bluzka, czarne spodnie, jak to w żałobie bywa. Gdy wyszłam zrobiłam śniadanie​ sobie i Adamowi. Najedzona, ze śniadaniem dla mojego księcia ruszyłam do sypialni. Weszłam i zobaczyłam, że Adam ma lekko uchylone powieki, ale gdy mnie zobaczył od razu je zamknął. Uśmiechnęłam się do siebie i postawiłam śniadanie na szafce. Nachyliłam się nad Lambertem i pogładziłam jego policzek, uśmiechnął się lekko, ale nie otworzył oczu.
- Mamo, jeszcze 5 minut.- odparł odwracając się na drugi bok.
Zaśmiałam się kręcąc głową.
Złożyłam na jego ustach nieśmiały pocałunek. Miałam się odsuwać, ale Adam go pogłębił. Pociągnął mnie, a ja wylądowałam wprost na nim. Spał bez koszulki, więc zaczęłam 'bawić' się jego drobnymi włoskami na klatce piersiowej. Pomrukiwał od czasu do czasu. Po chwili oderwaliśmy się od siebie. Wstałam i ogarnęłam włosy, bo miałam je nieźle roztrzepane.
- Tak mogłabyś budzić mnie codziennie.- uśmiechnął się.
- Jak zasłużysz.
Adam spojrzał na mnie z tą swoją smutną miną.
- Jak będę wstawała wcześniej od ciebie, to będę tak robiła.
Od razu się uśmiechnął.
- No dobra, tu na szafce masz śniadanie.
- Dziękuję.
- Wrazie co jestem w kuchni.- powiedziałam i miałam wychodzić, ale Adam mnie zatrzymał.
- Poczekaj chwilkę.
- Tak?
- Co ty na wspólny szybki prysznic?- zapytał.
- Wiesz...- przerwał mi.
- Zgódź się.- powiedział robiąc te swoje maślane oczka.
Trudno było odmówić. Podeszłam do niego i wzięłam go za rękę prowadząc do łazienki.
Jeszcze dobrze nie przekroczyliśmy progu, a Adam rzucił się na mnie i zaczął całować. Powoli ściągaliśmy z siebie ubrania. Weszliśmy pod prysznic, a tam Adam kazał mi odwrócić się do siebie plecami. Więc zrobiłam to, a on wziął żel pod prysznic i rozmasował go po moich plecach. Jego duże, a zarazem​ delikatne dłonie sunęły w górę i w dół. Nigdy nie czułam się tak jak w tamtej chwili. Lambert miał ręce stworzone do robienia masarzy.
Po paru minutach wyszliśmy spod prysznica i przystąpiliśmy do codziennych czynności.
Adam siedział ze mną w kuchni. Przegląd coś w telefonie, a ja odbierałam ziemniaki. Nagle zrobiło mi się słabo, upadłam. Jedyne co pamiętam to Adama biegnącego w moją stronę i wołającego moje imię.

15 minut później
Obudziłam się na sofie w salonie. Nie wiedziałam zbytnio co się stało. Poczułam czyjąś rękę trzymającą moją.
- Boże, skarbie. W końcu się obudziłaś. Jak się czujesz?- zapytał Adam z oczami pełnymi łez.
- Nie najlepiej.
Lambert nachylił się nade mną i przytulił mocno. Podniósł głowę, a z jego oka poleciała jedną łza. Wytarłam ją swoją dłonią.
- Nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiłem.
- Nie potrzebnie.
Szczerze, to jeszcze trochę bolała mnie głowa, ale nie mówiłam o tym Adamowi, nie chciałam go martwić.

30 minut później
Czułam się już całkiem lepiej. Choć głowa mnie od czasu do czasu pobolewała to poza tym nic mi nie było. Cały czas zastanawiałam się dlaczego to się stało? Przecież wszystko było dobrze, a tu nagle to. Nie wiem, może powinnam iść do lekarza? Ale nie ważne.
Adam siedział na sofie i czytał jakąś książkę, jakiś horror. Podeszłam do niego i położyłam głowę na jego udach, a nogi na łóżku. Natychmiastowo odłożył książkę.
- Jak się czujesz?- zapytał.
- Już lepiej.- odpowiedziałam.
- To dobrze.- odparł i zaczął gładzić moje włosy, a ja bawiłam się czarnymi nitkami, które zwisały z dziur spodni Adama. Po chwili złapał mnie ból w klatce piersiowej. Zacisnęłam zęby i trochę się skuliłam, podkurczając nogi.
- Kochanie, wszystko w porządku?- zapytał zaniepokojony Adam.
Nic nie powiedziałam. Cały czas czułam tak jakby kłucie na całej klatce piersiowej.
Na szczęście ból jak szybko przyszedł, tak szybko odszedł. Ciągle nie wiedziałam co mi jest. Zaczęłam się trochę bać o moje zdrowie. Ale zemdlenie i ból w klatce piersiowej jeszcze nic nie znaczą.
- Hej, skarbie dobrze się czujesz?- pytał wciąż zaniepokojony Adam.
Spojrzałam na niego.
- Tak.- odpowiedziałam krótko i znów wygodne ułożyłam głowę na jego udach.
Zaczęłam rozmawiać z Adamem na różne tematy i zaczęłam się również z nim śmiać. Ale nie trwało to długo. Zaczęłam odczuwać ból głowy, był mały, więc nie przejmowałam się nim zbytnio, ale z czasem stawał się coraz bardziej intensywny.
Niby spokojnie rozmawiałam z Adamem, ale po chwili ból tak przybrał na sile, że syknęła.
Adam bacznie mnie obserwował.
- Tatiana, wszystko w porządku?- zapytał znów zaniepokojony.
Trzymałam się za głowę nie mogłam wytrzymać bólu, który rozchodził się po niej całej.
- Pokaż mi to.- powiedział Adam łapiąc mnie za głowę.- Kochanie, ty masz gorączkę. Poczekaj tu na mnie.
Podniósł mi lekko głowę ze swoich ud i poszedł do łazienki. Przyszedł z zimnymi okładami, termometrem i kocem.
- Zagnij troszkę bluzkę.- poprosił, a ja bezsilnie to zrobiłam.
Odczekaliśmy parę minut i termometr zapikał. Adam ostrożnie go wyjął. I spojrzał na niego. Zrobił wielkie oczy i przyłożył mi zimną ścierkę do czoła.
- Leż tutaj, a ja poszukam jakiejś tabletki, dobrze?
Nic nie powiedziałam, nawet nie pokiwałam głową, nie miałam na to sił. Ból był tak intensywny, że myślałam, że zaraz umrę.
Po paru sekundach przyszedł, a raczej przybiegł do mnie Adam. Podał mi tabletkę i przykrył mnie kocem. Ukucnął przede mną i gładził moje włosy. Moje powieki zaczęły opadać, nim się obejrzałam, zasnęłam.

15:35
Otworzyłam lekko oczy. Na szczęście ból minął i czułam się trochę lepiej. Przetarłam twarz i szerzej otworzyłam oczy. Adama nie było w salonie, ale słyszałam jakieś kroki w kuchni. Nie miałam na razie sił, aby wstać i iść zobaczyć, czy to on i co robi. Postanowiłam poczekać, aż sam przyjdzie. Nie musiałam długo czekać. Przyszedł do salonu po dobrych 10 minutach. Bez zastanowienia ruszył w moją stronę i ukucnął przed łóżkiem. Pogładził mój policzek cały czas patrząc mi w oczy.
- Jak się czujesz?- zapytał z troską w głosie.
- Bywało lepiej.- odparłam.
- Tati, może powinnaś iść do lekarza, a najlepiej do mojego prywatnego.
- Adam, ale mi nic takiego nie jest.- powiedziałam ciszej niż zwykle.
- Kochanie, jednak nalegam, abyś poszła do lekarza, tak dla świętego spokoju.
- Jak na razie nie mam takiej potrzeby.
- Kochanie, daj mi sobie pomóc, proszę. Martwię się o ciebie.
- No dobrze, niech ci będzie.
- W takim razie zaraz zadzwonię do mojego prywatnego lekarza, on powinien zjawić się tu jak najszybciej.
Popatrzyłam na niego obojętnym wzrokiem.
- Skarbie, przecież wiesz, że ja robię to dla twojego dobra.
- Wiem i dziękuję Ci za to, naprawdę.- posłałam w jego stronę lekki uśmiech, który odwzajemnił.
Lambert wstał i poszedł do kuchni. Przyszedł po paru minutach ze szklanką wody.
- Dodzwoniłem się do doktora i powiedział, że będzie u nas za półtorej godziny. Dodał również, że masz pić dużo wody, dlatego proszę.- powiedział podając mi szklankę.
- Dziękuję.- odpowiedziałam.
- Potrzebujesz czegoś więcej?- zapytał.
- Nie, dziękuję.
- Skoro tak, to ja będę w kuchni. Muszę pozałatwiać parę spraw z moim menadżerem. Jak będziesz czegoś potrzebowała to krzyknij, dobrze.
Skinęła głową, a Adam poszedł do innego pomieszczenia. Leżałam tak dopóki nie przyjechał lekarz.

Przepraszam, że nie było rozdziałów, ale byłam poza domem i nie miałam zbyt czasu na pisanie, ale już wróciłam i jest kolejny rozdział. Myślę, że się podoba.😘😘

Jedno Spojrzenie ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz