Powrót do domu

80 7 0
                                    

Następnego dnia rano
6:30
Obudził mnie płacz Nikosia. Wstałam, a Adam spał jak zabity. Natomiast Sama już nie było. Domyślam się, że poszedł do mamy.
Wzięłam synka na ręce i usiadłam na łóżku. Zaczęłam go karmić, gdy był już najedzony wstałam i ułożyłam go tak, aby mu się odbiło. Długo nie czekałam, gdy już mu się odbiło, usiadłam z powrotem na łóżku i zaczęłam się z nim bawić. Nikoś wpatrywał się we mnie tymi swoimi ślicznymi niebieskimi oczkami i od czasu do czasu otwierał usta. Był strasznie podobny do Adama, także nikt nam nie wmówi, że to nie jest dziecko Lamberta...
Po paru minutach Adam się obudził i usiadł na łóżku z uśmiechem na twarzy.
- Widzisz Nikoś, nasz śpioch się obudził.- odparłam patrząc na dziecko i Adama.
- I kto to mówi.- powiedział ziewając.
- Dobra nie było tematu.
Lambert się zaśmiał i usiadł koło mnie.
- Kochanie, weź go ja pójdę się trochę ogarnąć.
- Daj.- odparł Adam odbierając ode mnie naszą pociechę.
Poszłam do łazienki i ogarnęłam się trochę.
Gdy przyszłam zastałam Nikodema opierającego się o klatkę piersiową Adama. Widok był cudowny, myślałam, że się zaraz rozpłacze, ale jednak nie.
Podeszłam do Adama i pocałowałam go w policzek. Na co ten spojrzał na mnie i uśmiechnął się do mnie, co odwzajemniłam. Po paru minutach Nikoś już spał. Lambert ostrożnie położył naszego synka do łóżeczka i podszedł do mnie łapiąc w talii. Złożył na moich ustach czuły pocałunek, który odwzajemniłam.
Gdy się od siebie odsunęliśmy, popatrzyliśmy sobie prosto w oczy.
- Brakowało mi tego.- wyszeptał Adam.
- Mi również.- odparłam i zawiesiłam ręce na jego barkach.- Ale będziemy musieli się do tego przyzwyczaić.
Lambert zrobił tą swoją smutną minę, a ja ponownie złączyłam nasze usta.
Gdy odsunęliśmy się od siebie, usiedliśmy na łóżku. Położyłam głowę na jego ramieniu, a on przysunął mnie do siebie. Patrzeliśmy na łóżeczko w którym spał Nikoś. Po chwili poczułam ciepłe wargi na moim czole. Spojrzałam na Adama, który miał na twarzy szeroki uśmiech.
Po paru minutach do Lamberta zadzwonił telefon. Kątem oka zerknęłam na wyświetlacz. Dzwoniła Angie. Popatrzyłam na Adama, a ten nadal wpatrywał się w wyświetlacz. Po kilku sekundach wzięłam od niego telefon i się rozłączyłam. Myślałam, że ten koszmar odczepi się od nas raz na zawsze, a tu proszę, jaka niespodzianka.
- Ona nie da ci spokoju, co?- zapytałam patrząc na niego z lekkim zdenerwowaniem.
- Kochanie, nie denerwuj się.- odparł i przytulił mnie do siebie.
- Jak mam się nie denerwować? Przez kilka miesięcy był spokój, a tu proszę.
- Wiem, ale to nie moja wina. Jeżeli jeszcze raz zadzwoni, to odbiorę tylko i wyłącznie po to, aby raz na zawsze to zakończyć.
Popatrzyłam na niego z nadzieją w oczach.
- Nie chce już tej kobiety ani widzieć ani słyszeć. Mam swoją kobietę i ona mi wystarcza do tego abym był szczęśliwy. A teraz jestem jeszcze bardziej szczęśliwy. Zostałem tatą, a to chyba najpiękniejsze co może się przydarzyć w życiu.
- Cieszę się, że mogłam ci dać to co chciałeś.- odparłam i przytuliłam się do niego.
- Ty zawsze dawałaś mi to co chciałem. A mianowicie miłość. To rzecz, którą okazywałaś mi codziennie przez pięć lat naszej znajomości.
Uśmiechnęłam się do niego co odwzajemnił.

3 tygodnie później
Mój pobyt w szpitalu przedłużył się tylko ze względu na Nikosia, ponieważ miał robione przeróżne badania.
Siedzieliśmy z Adamem w sali, a Nikodem spał.
Po paru minutach do sali wszedł lekarz.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry.- odpowiedzieliśmy razem.
- O widzę, że maluch śpi. To nic poczekacie aż się obudzi. Tu ma pani wypis.- odparł dając Adamowi kartki.- W takim razie życzę dużo szczęścia. Do widzenia.- odparł.
- Do widzenia.- powiedzieliśmy razem.
Gdy lekarz wyszedł, rzuciłam się Adamowi na szyję.

2 godziny później
Byliśmy w drodze do domu. Siedziałam z tyłu pilnując Nikodema, który grzecznie siedział w foteliku.
Po 30 minutach byliśmy na miejscu. Wysiadłam z samochodu i wzięłam Nikosia do środka. Lambert wprowadził samochód i od razu przyszedł do domu. Rozebrałam siebie i Nikosia. Poszłam z nim do salonu i wyjęłam z nosidełka. Spojrzałam na zegarek.
- Pewnie jesteś głodny, co?- zapytałam patrząc na synka, na co ten zareagował otworzeniem ust.
Zaśmiałam się i usiadłam na sofie.
Nakarmiłam go i jak zawsze ułożyłam go tak, aby mu się odbiło. Gdy już się to stało, położyłam go na sofie i zaczęłam przebierać, a do salonu wszedł Adam siadając na fotelu.
- Ło chłopie.- odparłam zdejmując mu pieluchę.- Przecież ty tylko mleko pijesz.- powiedziałam, a Adam się zaśmiał.
- Rzeczywiście.- odparł Lambert biorąc ją do ręki aby wyrzucić.
Gdy już przebrałam małego, wzięłam go na ręce i wygodne ułożyłam. Zaczęłam do niego mówić, a on odpowiadał mi ty niemowlęcym 'o'. Gdy Lambert przyszedł do salonu, stanął nad nami z uśmiechem na twarzy. Popatrzyłam na niego, ponieważ nasza pociecha spojrzała się na Adama.
- Ale ktoś tu pięknie odpowiada na pytania mamy.- odparł siadając koło nas.
Maluch cały czas wzrok miał wbity w Adama.
- Powiem ci, że trochę nieswojo się czuję.- odparł, a ja się zaśmiałam.- Co ja w sobie mam, że ciągle na mnie patrzy?
- No, pewnie twoje kolczyki go interesują i naszyjnik i włosy, no i twój wygląd.
- Mój wygląd?- zapytał.
- No tak. Przecież jesteś przystojny i on patrzy się na ciebie po to, aby zobaczyć co z niego wyrośnie.
Adam popatrzył na mnie z uniesioną brwią i lekkim uśmiechem.
- Może masz rację.- powiedział i obydwoje się zaśmialiśmy.
Lambert teraz zaczął rozmawiać z małym, a on na wszystkie pytania odpowiadał mu tym swoim 'o'.
- Już wszystko wiesz?- zapytałam Lamberta, gdy pytał Nikosia o to czy jak dorośnie to pójdzie z nim na drinka.
- Ło i to ile. Powiem ci, że ze mnie to teraz taka encyklopedia.
- Ah tak?
- Tak.
- To jakie wydarzenie w Polsce miało w roku 966?- zapytałam.
Adam chrząknął i wyprostował się.
- Kochanie, nie jesteś głodna?- zapytał.
- Nie.- odpowiedziałam z uśmiechem na twarzy.
- Dobra, to co tego roku się wydarzyło.
- W 966 miał miejsce Chrzest Polski.
- To skąd ja to mogłem wiedzieć?
- Mogłeś zapytać Nikosia.
- Patrz, nawet nie pomyślałem.
- Nikoś, czy w 966 roku był Chrzest Polski?
Nasza pociecha i tym razem odpowiedziała tym swoim 'o'. Zaśmialiśmy się. Po chwili po domu rozległ się dzwonek do drzwi. Lambert poszedł otworzyć, ale to kto stał za nimi...
Bawiłam się z Nikosiem, a Adam poszedł otworzyć.
- Dzień dobry.- odparli policjanci wchodząc do salonu.
- Dzień dobry.- odparłam trochę zdziwiona, a zarazem przestraszona.
Po chwili w pomieszczeniu zjawił się Lambert, popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem, a on wzruszył ramionami stając za plecami policjantów.
- Panowie, czy coś się stało?- zapytałam.
- W pewnym sensie tak. Jesteśmy tu w sprawie pani Angie Rose.
Zrobiło mi się je gorąco, gdy to usłyszałam.
- A dokładniej?- zapytałam wstając z dzieckiem.
- Pani Angie nie żyje. Prawdopodobnie ktoś ją zabił.- powiedział jeden.
- Ale co to ma wspólnego z nami? - zapytałam.
- Pan Adam jest podejrzany o zabójstwo pani Rose.
Zrobiło mi się słabo. Opadłam z dzieckiem w rękach na sofę. Adam podszedł do mnie, a ja popatrzyłam na niego przerażonym wzrokiem.
- Czy moglibyśmy porozmawiać z panią?- zapytał jeden z policjantów.
- Tak tylko, kochanie mógłbyś iść położyć Nikosia spać?- zapytałam patrząc na Adama.
- Tak, oczywiście.
Lambert odebrał ode mnie synka i poszedł na górę.
- W takim razie, w czym mogę pomóc?- zapytałam patrząc na policjantów.
- Zadamy pani kilka pytań, dobrze?- kiwnęłam głową.- Po pierwsze, czy wczoraj pan Adam był w domu?
- Tak, znaczy my dopiero dziś przyjechaliśmy ze szpitala, a Adam cały czas był przy mnie i dziecku.
- Jest pani tego pewna?
- Tak.
- A gdy pani się obudziła, zastała pani pana Adama w sali?
- Tak.
- Cały czas był z panią i dzieckiem w szpitalu, tak?
- Tak, nie opuszczał nas nawet na krok.
Policjanci spojrzeli się na siebie.
- Proszę nam powiedzieć, czy pan Lambert był w związku z panią Angie?
- Tak, ale to było dawno.
- Kto chciał zakończyć ten związek?
- Adam.
- Pokłócili się?
- Nie wiem, Adam mi tylko mówił, że Angie strasznie nalegała aby tego nie robił.
- Rozumiem. Ale to i tak nie obroni pana Lamberta.
- O czym pan mówi?- zapytałam z przerażeniem.
- Pan Adam jest podejrzany o zabójstwo pani Rose, dlatego będziemy musieli zabrać go na komendę, aby go przesłuchać i pewnie przesiedzi u nas 48h.
Złapałam się za głowę.
- Ale przecież Adam był cały czas ze mną i dzieckiem w szpitalu, jak miał to zrobić?
- Mógł wyjść w nocy.
- Proszę pana, mój mąż nie skrzywdziłby nawet muchy, a co dopiero człowieka i to w dodatku kobietę.
- Państwo jesteście małżeństwem?
- Tak.
- Przepraszam, że o to pytam, ale długo jesteście razem?
- Ze sobą jesteśmy pięć lat, a małżeństwem półtora roku.
Policjant spojrzał na drugiego.
- Myślisz, że ktoś kto jest żonaty i w dodatku ma małe dziecko byłby w stanie zabić kobietę i to w dodatku swoją byłą dziewczynę?
- Nie wiem, ale nie takie przypadki nam się przytrafiały. Chociaż, coś mi tu nie pasuje. Skoro pani twierdzi, że pan Adam był cały czas przy niej i dziecku...- przerwał mu policjant, który zadawał mi pytania.
- Masz rację. Porozmawiamy z komendantem i przekażemy mu wszystko co pani powiedziała.
- Panowie, ale chyba go nie zabierzecie?- zapytałam z nadzieją.
- Jak na razie się powstrzymamy, ale nie obiecujemy, że nie zajawimy się tu jeszcze raz.
- Dobrze.- odparłam i odprowadziłam policjantów do wyjścia.
Gdy odjechali pobiegłam na górę, gdzie przebywał Adam.
Weszłam po cichu do pomieszczenia, ponieważ mały już spał, natomiast Adam siedział na łóżku i podpierał głowę rękoma. Usiadłam koło niego i położyłam dłoń na jego plecach, a on spojrzał się na mnie.
- Ja nic nie wiedziałem, uwierz mi.- odparł cicho.
- Wierzę.
Przytuliłam Adama do siebie, co natychmiast odwzajemnił. Pocałowałam go w czoło i zaczęłam gładzić jego włosy.
- Chodź na dół, niech Nikoś sobie śpi.- odparłam, a Adam pokiwał głową i razem zeszliśmy do salonu. Usiedliśmy na sofie wtuleni w siebie.
- Adam, tak dla świętego spokoju zapytam. Czy ty się z nią spotkałeś, albo cokolwiek?
- Kochanie, przecież wiesz, że gdybym się z nią spotkał to bym ci powiedział.
- Wiem.- westchnęłam.- Czekaj, a kim był ten koleś co wtedy w parku,..- przerwałam, na samo wspomnienie robiło mi się niedobrze.
- A tego to nie wiem. Czekaj, czekaj czy ty sądzisz, że on mógł jej to zrobić?
- Myślę, że mógł jej to zrobić. On nie wyglądał na normalnego człowieka, wyglądał bardziej na takiego dresiarza.
- Masz rację, ale nie my od tego jesteśmy. Tym zajmie się policja.- odparł Lambert.
Pocałowałam Adama w policzek i przytuliłam go do siebie.
- Miejmy nadzieję, że już tu nie przyjadą.- odparłam.
Adam tylko westchnął i bardziej się we mnie wtulił.
Siedzieliśmy tak dłuższą chwilę, aż w końcu postanowiliśmy nie myśleć o tym i zająć się czymkolwiek. Lambert poszedł zadzwonić do swoich rodziców i poinformować ich o całym zdarzeniu, a ja poszłam do kuchni i myślałam co by tu zrobić na obiad. Po parudziesięciu minutach do pomieszczenia wparował Adam. Usiadł na krześle stukając palcami w blat.
-Wszystko w porządku?- zapytałam.
-Nic nie jest w porządku. Najpierw policja, a teraz dowiedziałem się, że żona mojego brata jest w szpitalu.
Podeszłam do niego od tyłu i przytuliłam.
- Coś poważnego?
- Na szczęście nie.- odparł i położył głowę na blacie.
Zaczęłam go masować, co przyniosło pozytywne efekty. Po paru minutach Adam był spokojniejszy. Spojrzał na mnie. Mieliśmy już łączyć nasze usta, ale przeszkodził nam w tym dzwonek do drzwi. Poszłam otworzyć, a w drzwiach zastałam mamę Angie.
- Gdzie on jest?- zapytała ze złością w głosie.
- Ale k...- nie dokończyłam, ponieważ mi przerwała.
- Gdzie jest twój popieprzony mąż?- zapytała i wparowała do domu.
Chciałam ją zatrzymać, ale mi się nie udało.
Podeszła do Adama i uderzyła go w policzek.
- Co pani robi?- zapytałam podchodząc do Lamberta.
Spojrzałam na niego i pogładziłam jego policzek.
- Mów co zrobiłeś mojej córce?!- krzyknęła.
- Po pierwsze, trochę ciszej, a po drugie nic nie zrobiłem pani córce.- odparł Adam.
- To kłamstwo nie ujdzie ci płazem. Pamiętaj, że to nie koniec, odpłace się wam tym samym.
- Co masz na myśli?- zapytał Adam wstając z krzesła.
- Waszego syna, albo i tą twoją śliczną panienkę? Tak, ta panienka będzie wystarczająco dobra, bo gdy ona zginie teraz to za parę  dni zginie dziecko, ponieważ  nie będzie miało co jeść.- odparła i podeszła do mnie.
- Dotkniesz ją, a uwierz mi, że źle się to dla ciebie skończy.
- A co mi, robisz? Zabijesz mnie, tak jak moją córkę?
- Nie zabiłem Angie, nawet nie miałem do tego powodu.
- Ty zawsze znajdziesz powód.- odparła i spojrzała na zegarek.- Będę już szła, ale pamiętajcie, że ja się jeszcze tu zjawię.- powiedziała i wyszła.
Lambert usiadł na krześle i złapał się za głowę. Położyłam dłonie na jego ramionach i pocałowałam go w policzek. Muszę przyznać, że byłam przerażona. Ręce same z siebie mi się trzęsły, co zauważył Adam. Popatrzył na mnie i wstał. Przytulił mnie, co natychmiast odwzajemniłam.
- Nie bój się.- wyszeptał całując mnie w czoło.
- A co jeżeli ona tu wróci?- zapytałam patrząc mu w oczy.
- To wróci na swoją odpowiedzialność.- odparł stanowczo.
Staliśmy tak, dopóki z góry nie doleciał nas płacz dziecka. Zaśmialiśmy się i razem poszliśmy na górę.
I tak zleciał nam cały dzień, aż w końcu postanowiliśmy iść spać.



Jeszcze tylko dwa rozdziały 😭😭😩.
Ale, jestem w trakcie pisania kolejnej książki😉😉.
Także do następnego, trzymajcie się 😘😘 .

Jedno Spojrzenie ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz