21. 31.12.2018

92 5 0
                                    

Carmen

Obudziła mnie Sylenada. Podeszła, szturchnęła mnie lekko. Spojrzałam na nią. Szepnęła „Przepraszam" i wróciła do części kuchennej. Zerknęłam na ulicę przed domem, ale nie stał tam czerwony Land Rover. Zeszłam z parapetu i poszłam za nią. Zrobiła śniadanie. Usiadłam przy stoliczku i wzięłam sobie kanapkę przygotowaną przez przyjaciółkę. Nada także usiadła. Wzięła łyka kawy i zaczęła jeść. Nie patrzyła na mnie. Wiedziałam, że przemyślała sobie w nocy kilka rzeczy i jest jej przykro, że tak potraktowała mnie i swojego brata. Jadłyśmy w ciszy, w końcu wzięła głęboki wdech i nieśmiało spojrzała na mnie.

- Mówiłaś, że uratował ci życie? Co się stało? – zawaliła mnie pytaniami. Przełknęłam jedzenie i napiłam się swojej kawy.

- Na pierwszej imprezie trochę zbyt dużo wypiłam. Kolega Wizz miał mnie odwieźć, ale gdy wsiadłam do jego samochodu, złapał mnie za udo. Nie skończyłoby się to dobrze, gdyby nie Toby. Wyciągnął mnie z tamtego auta i zawiózł do domu.

- Czemu nie powiedziałaś mi wcześniej?

- Bo nie było o czym. Chciałam zapomnieć... - wyjaśniłam, a dziewczyna kiwnęła głową i wróciła do jedzenia. Zapadła cisza.

- To wszystko prawda, co mówiłaś o Toby'm? – zapytała po dłuższej chwili.

- Tak.

- Myślisz, że będzie chciał ze mną porozmawiać?

- Nie sądzę, ale trzeba spróbować.

- Mama, tak się o niego martwi... Pisze listy, mimo, że ojciec jej zabronił, ale on nigdy nie odpowiada.

- Toby jest trudnym człowiekiem, ale wiem, że trzeba mu pomóc.

...

Cały dzień co chwilę podchodziłam do okna. Jeśli tylko usłyszałam dźwięk samochodu zrywałam się z kanapy i szłam sprawdzić, czy to on. Nie podjechał. Teraz już bardzo się martwiłam.

Sylenada zrobiła mi makijaż i fryzurę, a następnie zajęła się przygotowaniem siebie. Wcale nie miałam ochoty iść. Wolałabym zostać w mieszkaniu z Nadą i kilkoma butelkami wina, ale Wizz i moja przyjaciółka nalegały na tę imprezę u Evana. Poza tym miałam nadzieję, że Evan albo chłopaki wiedzą co się dzieje z Tobiashem. Dzwoniłam do niego ze dwadzieścia razy, ale miał wyłączony telefon.

Usłyszałam klakson samochodu Jack'a. Byłyśmy już gotowe, więc założyłyśmy kurtki i wyszłyśmy na dwór. Usiadłyśmy z tyłu i przywitaliśmy się z moimi znajomymi. Przedstawiłam Sylenadę i ruszyłyśmy do bractwa.

Znów ten niesamowity hałas i zapach alkoholu. Już miałam dosyć, ale obiecałam sobie, że będę chociaż udawać, że dobrze się bawię. Mojego talentu aktorskiego powinno wystarczyć na cztery i pół godziny, które zamierzałam tu spędzić.

Od razu po wejściu zaczęłam rozglądać się za Tobym. Oczywiście go nie było. Nie żebym spodziewała się go tu spotkać. Musiałam więc poszukać kuzyna Wizz albo któregoś z jego kumpli.

To nie było trudne. Byli w salonie. W grupce rozmawiali. Podeszłam do nich i przywitałam się z każdym z nich uściskiem. Przedstawiłam Sylenadę i poprosiłam Evana o rozmowę. Zgodził się, więc wyszliśmy na tras, gdzie było trochę spokojniej. Chłopak stanął przy balustradzie i wyjął z kieszeni paczkę papierosów, zaproponował mi jednego, ale stanowczo odmówiłam. Odpalił sobie.

- Coś się stało? – zapytał po chwili, gdy ja milczałam, bo nie wiedziałam od czego mam zacząć.

- Sylenada, to siostra Tobiego. Wczoraj się spotkali i... nie było to zbyt miłe spotkanie... pojechał gdzieś i do tej pory nie wrócił do mieszkania. Martwię się.

- Bo to pierwszy raz Tob znika... Pewnie siedzi w jakimś lesie i bierze wszystko, co ma pod ręką.

- On potrzebuje pomocy. Nie próbowałeś z nim rozmawiać? Jesteś jego przyjacielem.

- A co ja mogę, Cara? Jest dorosły... Ja mu mówię, żeby rzucił to gówno, a on słucha jednym uchem, a drugim wszystko wypada. Ja wychodzę, a on znów się szprycuje. Chociaż w sumie po ostatnim myślałem, że serio z tym skończy. Było mu wstyd, że go widziałaś w takim stanie. Mówił, że to był ostatni raz... Wyrzucił całe swoje zapasy do kibla... Nawet mu uwierzyłem... Mówię ci, Carmen, jeśli ktoś jest w stanie go zmienić, to tylko ty.

- Próbuję, ale jeśli mu się coś stało? – zaczęłam panikować. Równie dobrze mógł wsiąść pod wpływem do samochodu i rozbić się na jakiejś drodze.

- Możesz pogadać z Markiem, tam stoi – powiedział i wskazał blondyna w okularach przeciwsłonecznych, stojącego niedaleko okna. – Jest dilerem i Toby często brał od niego towar.

- Dziękuję – powiedziałam i ruszyłam do owego chłopaka. Cała trzęsłam się i to nie z zimna. Denerwowałam się, jak cholera. Nigdy nie rozmawiałam z żadnym dilerem i zdawałam sobie sprawę, że moja dzisiejsza próba może nie być do końca dobrym pomysłem. Wzięłam głęboki wdech i stanęłam przed chłopakiem.

- Cześć – powiedziałam drżącym głosem. Chłopak zsunął lekko swoje okulary i popatrzył na mnie z politowaniem. Chrząknęłam lekko – Chciałabym...

- Spadaj. Takim dziewczynkom, jak ty nie sprzedaję. Nie potrzebuje potem tatuśka prokuratora na głowie – powiedział i chciał odejść. Chwyciłam go za rękę. Spojrzał na moją dłoń i zdjął okulary. Zmrużył oczy i zacisnął szczękę – Puść mnie.

- Moja tata jest adwokatem – powiedziałam automatycznie. Mark spojrzał na mnie, jak na wariatkę. - Chciałam tylko spytać, czy nie rozmawiałeś ostatnio z Tobiashem Kempem? Szukam go.

- Nie. Ostatni raz był u mnie kilka tygodni przed Świętami. Od tamtej pory nic – powiedział, a ja puściłam go i kiwnęłam głową, w geście podziękowania. Nadal nic nie wiedziałam. Martwiłam się jeszcze bardziej. 

Walka o MiłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz