Carmen
Przywitaliśmy Nowy Rok.
- Szczęśliwego Nowego Roku! – powiedział Connor i pocałował mnie. Smakował alkoholem, a jego pocałunek nie był taki jak zwykle. Nie poznawałam go.
- Czy możemy już iść do domu? Jestem zmęczona... - odpowiedziałam po chwili. Kiwnął głową na potwierdzenie i złapał mnie za dłoń. Pociągnął mnie do korytarza.
- Mam dla Ciebie niespodziankę... - szepnął do ucha i zaprowadził na górę. Weszliśmy do jakiejś sypialni. Zamknął drzwi i podszedł do mnie z dość przerażającym uśmiechem. Już taki raz widziałam. W samochodzie u Ashtona. Przełknęłam ślinę i spróbowałam dostać się do drzwi. Zagrodził mi drogę i objął mnie w pasie. Poczułam jego oddech na szyi. Pocałował mnie tam. Próbowałam się wyrywać.
- Connor, proszę... Jesteś pijany... wróćmy do domu... - starałam się mówić spokojnie, ale w środku cała się trzęsłam. Tak się bałam...
- Tak długo na to czekałem... Nie daj się prosić. Carmen... Tak cię kocham... - mówił i próbował mnie pocałować. Wyrywałam się mu, ale był za silny. Rzucił mnie na łóżko i położył się na mnie. Podwinął moja sukienkę i głaskał mnie po udach i pupie. Płakałam, łzy leciały mi strużką i znikały w pościeli, ale z mojego gardła nie chciał wydobyć się żaden odgłos. Szarpałam się, ale to nic nie dawało. Trzymał mnie mocno i całował. Wycelowałam kolanem w jego krocze, ale nie trafiłam. Dostał w brzuch. Lekko się zgiął i spojrzał na mnie z nienawiścią w oczach.
- Tobiemu to byś dała?! – krzyknął i uderzył mnie w twarz. Dopiero teraz krzyknęłam z bólu. Kopnęłam jeszcze raz. Trafiłam. Connor odsunął się lekko, a ja korzystając z okazji zeskoczyłam z łóżka i dopadłam do drzwi. Gonił mnie, ale to ja pierwsza wybiegłam na korytarz. Wpadłam w czyjeś ramiona.
...
Tobiash
Tuż po odliczaniu, szukałem Nady. Chciałem powiedzieć jej, że wracam już do domu, żeby się nie martwiła. Zapytałem o nią kilka osób, z którymi wcześniej rozmawiała, ale nie wiedzieli, gdzie jest. Dopiero jakaś nieznajoma mi dziewczyna stwierdziła, że widziała, jak Nada idzie z jakimś chłopakiem na górę. Wetchnąłem i rozejrzałem się jeszcze raz po pomieszczeniu. Dobra. Postanowiłem iść jej poszukać. Może w niczym jej nie przeszkodzę... Wdrapałem się po schodach na pierwsze piętro. Ruszyłem korytarzem i otworzyłem pierwsze z brzegu drzwi. Pokój był pusty. Drugi także. Nie zdążyłem otworzyć kolejnych, gdy z sypialni wypadła prosto w moje ramiona Carmen. Spojrzałem na nią. Płakała, a jej policzek był czerwony. Przez drzwi wyszedł Connor. Trybiki w mojej głowie zaczęły pracować. Cara mocniej się we mnie wtuliła, ale ja ją puściłem. Z pokoju naprzeciwko wyszła Nada. Od razu przytuliła płacząca przyjaciółkę, a ja zająłem się jej chłoptasiem... byłym chłoptasiem, bo ja już przypilnuję, żeby on się do nie więcej nie zbliżył. Obiłem mu twarz, tak że miałem szczerą nadzieję, że własna matka będzie miała problemy z jego rozpoznaniem, jednocześnie starałem się zrobić jak najmniejszą krzywdę. Nie chciałem dokładać pracy lekarzom.
Zostawiłem go w pokoju i wróciłem do dziewczyn. Chciałem wziąć Carmen w ramiona, ale odsunęła się ode mnie.
- Wszystko ok? – zapytałem, pokiwała głową.
- Wezmę taksówkę i zabiorę ją do domu. Zadzwoń na policję – powiedziała moja siostra.
- Nie! – zaprotestowała Garvie. – Ja nie chcę go więcej widzieć – powiedziała i zdjęła z palca pierścionek zaręczynowy. Rzuciła nim w niego.
- Dobra. Jedźcie do domu, ja zmówię druga taksówkę – Sylenada pokiwała głową na zgodę i zaprowadziła dalej płaczącą i przestraszoną dziewczynę na dół. Zerknąłem na niego i miałem wielką ochotę go dobić. Podszedłem do leżącego na podłodze chłopaka. Stanąłem nad nim. Spojrzał do góry. Jego lewe oko było opuchnięte.
CZYTASZ
Walka o Miłość
RomanceTobiash i Carmen. Dwie zupełnie różne osoby, zupełnie różne charaktery. Znają się od dziecka, ale nigdy nie byli sobie bliscy. Czy gdy spotkają się w obcym mieście, daleko od domu, to uda im się do siebie zbliżyć? Czy taki przypadek pomoże im odnal...