17. 25.08.2019

98 5 0
                                    

Tobiash

To już jutro. Jutro przyjeżdżają rodzice i zabierają mnie do domu. Z niepokoju nie mogłem usnąć. Wierciłem się na łózki, kręcąc się z boku na bok. Nie chciałem obudzić mojego współlokatora, dlatego ostrożnie i cicho wstałem z łóżka i założyłem bluzę. Wyszedłem na korytarz. Przebywanie poza pokojami było dozwolone nawet po ciszy nocnej. Większość pacjentów miała problemy ze snem, dlatego, stołówka, świetlica i nawet część ogrodu była dla nich dostępna przez całą dobę. Wystarczyło zameldować się u pielęgniarek i powiedzieć, gdzie się idzie. Ja postanowiłem się przejść. Wyszedłem na dwór i zapaliłem papierosa. Bałem się. Cholernie się bałem. To miał być nowy etap w moim życiu. Już postanowiłem, że pierwszą rzeczą, jaką zrobię będzie rozmowa z Carmen. Musiałem to zrobić w Londynie, bo oczywiście Marissa nie zgodziła się na jej przyjazd, twierdząc, że nie jestem tu jedyny i nie może specjalnie naginać dla mnie zasad. Miałem ją gdzieś. Z każdym kolejnym dniem i kolejną rozmową widziałem, jak wredna jest. Dlatego nawet nie spodziewałem się, że się zgodzi. Nie po incydencie pierwszego dnia.

Zawędrowałem na drugą stronę ogrodu. Usiadłem na ławce i spojrzałem na budynek. W niektórych salach świeciło się jeszcze światło, w tym w gabinecie Nell. Szybko podjąłem decyzje i wróciłem do ośrodka. Gdy dotarłem na odpowiednie piętro zapukałem do odpowiednich drzwi. Dziewczyna otworzyła mi je i na mój widok zmarszczyła lekko brwi.

- Co ty tu robisz, Toby?

- Mogę wejść? Nie mogę spać.

- Jasne – powiedziała i wpuściła mnie do gabinetu. – Jutro wielki dzień, co? Stresujesz się?

- Oczywiście, że tak. Ale powiem ci szczerze, że mam dość tego miejsca. Gdyby nie ty, albo Scott to już dawno bym stąd zwiał – powiedziałem z uśmiechem. Nell też się uśmiechnęła

- Miło mi to słyszeć. Będzie mi cię brakować...

- Ej, a od czego jest Internet – powiedziałem. – Będziemy mogli się widywać i rozmawiać. Ja nie zrezygnuję z przyjaźni z Tobą. Jesteś mi potrzebna.

- Dzięki, Toby. Mi też zależy na naszej przyjaźni, ale nie wiem, czy będziemy mogli się widywać. Planuję wyjechać do Stanów...

- Po co? – zapytałem, a Nell wstała z fotela, na którym siedziała. Podeszła do okna. Zawsze robiła tak, gdy musiała o czymś ważnym pomyśleć albo gdy miała jakiś problem – podszedłem do niej i stanąłem przed nią. – Coś się stało? Ostatnio jesteś jakaś smutna...

- Toby to ja tu jestem lekarzem, a nie ty...

- Technicznie rzecz biorąc to ja też jestem lekarzem – powiedziałem z uśmiechem, przyglądając się dziewczynie. Lekko zaśmiała się – Masz jakieś problemy?

- Mój narzeczony ma do mnie pretensje, że dzieli nas zbyt duża odległość. Chciałby żebym przeprowadziła się do Waszyngtonu... - wyznała po chwili.

- Czemu on nie może przyjechać do ciebie?

- Bo jest lekarzem wojskowym. Stacjonuje w bazie w stolicy USA.

- Kochasz go?

- Tob! – oburzyła się lekko. – Co to za pytanie!

- Jakbyś kochała, to już dawno byłabyś w samolocie, albo i na miejscu. Nie wiem, nad czym się zastanawiasz. Jeśli, go kochasz to do niego leć, jeśli nie to zostań tu. Jesteś świetnym terapeutą. Potrafisz słuchać i rozmawiać z ludźmi. Czasem ochrzanisz, gdy ktoś co złego zrobił, ale nigdy nie oceniasz i zawsze starasz się pomóc. Wróżę ci wielką karierę – powiedziałem patrząc jej w oczy. Chciałem, żeby uwierzyła w moje słowa, bo mówiłem prawdę. Była wspaniałą osobą, inteligentną i wspierającą. Była pełna dobra i empatii. Człowiek od razu jej ufał i chciał podzielić się z nią swoim życiem, bo wiedział, że dostanie od niej jakąś radę. Nell też patrzyła w moje oczy. Wydawało mi się, że na moje słowa jej twarz rozpromieniła się. Spojrzałem przelotnie na jej usta i zapragnąłem ją pocałować. W jednej chwili podjąłem decyzje i wpiłem się w jej usta. Nie wydawała się zaskoczona, od razu oddała pocałunek i wplotła swoje drobne dłonie w moje zdecydowanie za długie już włosy. Objąłem ją w pasie i przecisnąłem mocniej do parapetu. Nie liczyło się dla mnie nic. Nie ważne było, że to mój terapeuta, że ma narzeczonego, a ja kocham Carmen. Ważne było tu i teraz. Wspięła się na palce i usiadła na parapecie. Oplotła mnie nogami w pasie i chwyciła dłońmi dół mojej bluzy. Gdy chciała jej się pozbyć oderwaliśmy się od siebie i znów spojrzeliśmy sobie w oczy. Pierwsza odwróciła wzrok.

- Tob...

- Przepraszam. Nie powinienem – przerwałem jej. – Obiecuję, że nikt się o tym nie dowie – dodałem widząc, jak myśli nad czymś głęboko.

- Ufam ci – powiedziała cicho i rozpłakała się. Nie wiedziałem, co mam zrobić. Gdybyśmy przed chwilą się nie całowali to pewnie przytuliłbym ją, ale teraz nie byłem pewny, jak ma postąpić. Nienawidzę, jak kobieta płacze, więc nie bacząc na cały świat zgarnąłem ją w swojej ramiona, a ona uczepiła się mnie mocno.

- Co się stało? Wiem, że nie powinienem. Przepraszam jeszcze raz. To był odruch. Ja... przez tak wiele czasu tego nie robiłem... to była ostania rzecz, o jakiej pomyślałem... a teraz instynkt przejął nade mną władz... - przerwała mi i znów mnie pocałowała.

- Nie hamuj się – szepnęła prosto do mojego ucha, gdy odsunęła się lekko. Uśmiechnąłem się i podszedłem do drzwi. Zobaczyłem jej zdziwienie. Zamknąłem drzwi na klucz i wróciłem do niej, siedzącej nadal na parapecie. Przytuliłem ją mocno do siebie i pocałowałem. To nie miało nic wspólnego z miłością. Ja kochałem Carę, a Nell miała narzeczonego. Potrzebowaliśmy ciepła bliskości drugiej osoby.

Do niczego więcej tej nocy nie doszło. Skończyliśmy na kilkunastu pocałunkach i siedzeniu wtulonym w siebie na parapecie jej okna. Była to jedna z lepszych nocy mojego życia. Pierwsza noc nowego życia. 

Walka o MiłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz