Carmen
Obudziła mnie Sylenada, mówiąc, że zrobiła śniadanie. Zerwałam się łóżka i spojrzałam na zegarek, była 10.23. Przespałam pół dnia i noc. Jakim cudem? Założyłam szlafrok i poszłam do kuchni. Nie usiadłam jednak przy stole. Pierwsze, co zrobiłam to sprawdziłam, czy samochód Tobiasha stoi na parkingu. Był tam, co oznaczało, że chłopka zdążył już go odebrać, a teraz pewnie jest w domu. Nie wiem tylko w jakim stanie... Postanowiłam, że sprawdzę to po śniadaniu.
Zasiadłam na moim miejscu i zaczęłam jeść przygotowaną przez moją przyjaciółkę jajecznicę. Było mi trochę wstyd, że to ona jest u mnie gościem i gotuje mi, ale moje dania nie były tak dobre jak jej, więc z dwojga złego to chyba lepiej, żeby ona gotowała.
- Rozmawiałaś z nim? – zapytała po chwili Nada. Wcześniej cały czas uważnie mnie obserwowała.
- Nie bardzo chciał mnie słuchać. Powiedział, co prawda, że nie zrobi żadnego głupstwa, ale nie wiem, jak długo – opowiedziałam.
- A czemu płakałaś?
- Ja nie...
- Nie kłam. Słyszałam w nocy, poza tym masz czerwone oczy – jak ona dobrze mnie znała.
- Wiesz, co Nada? Nie gadajmy o nim dzisiaj. Dziś jest nasz dzień. Zabieram cię na zwiedzanie miasta i wielkie zakupy! To nam się bardzo przyda – powiedziałam z uśmiechem, a mojej przyjaciółce na te słowa oczy wręcz zaświeciły się. Byłam szczęśliwa, że mogę uszczęśliwić ją. Nawet jeśli to tylko zakupy. Szczególnie, że jutro miałam już normalne zajęcia, a wieczorem Sylenada wracała do domu. Musiałam z nią spędzić, jak najwięcej czasu. Toby może poczekać...
...
Byłyśmy w Metropolitan Museum of Art i Tarasie Widokowym, który zrobił na nas ogromne wrażenie. Przeszłyśmy się Park Avenue, zobaczyłyśmy Empire State Bulding, czego nie zrobiłyśmy w Sylwestra. Udało nam się także dostać bilety na jedną ze sztuk na Brodway'u. To był naprawdę ciekawy dzień. Dawno tak dobrze się nie bawiłam, a dodatkowo mogłam spędzić czas z najlepszą przyjaciółką. To jest bezcenne...
...
Wchodziłyśmy po schodach i omawiałyśmy spektakl, głośno się przy tym śmiejąc. Było już dosyć późno, ale cisza nocna jeszcze nie obowiązywała. Wcześniej zjadłyśmy kolację w jednej z restauracji niedaleko, a teraz miałyśmy też mnóstwo słodyczy, które planowałyśmy zjeść podczas oglądania jakiego filmu.
Weszłam na moje piętro i stanęłam jak wryta. Na mojej wycieraczce siedział, właściwie spał Toby. Wzięłam głęboki wdech i prosiłam Boga, by nie okazało się, że jest naćpany, albo co gorsze martwy, bo nie ruszał się zbytnio. Spojrzałam na przyjaciółkę nie bardzo wiedząc co zrobić, a ona przekazała mi torebkę z jedzeniem, którą niosła i zbliżyła się do swojego brata. Dotknęła jego ramienia i lekko szturchnęła go. Tobiash podniósł głowę, spojrzał na nas i z prędkością światła wstał, zachwiał się jednak mocno. Musiałam go przytrzymać. Poczułam od niego zapach alkoholu.
- Co ty tu robisz? – zapytałam.
- Możemy pogadać? – wybełkotał, nie patrząc na swoją siostrę. Kiwnęłam głową i podałam Nadzie klucze do mieszkania. Otworzyła je, a ja powoli pomogłam mu do niego wejść. Posadziłam chłopaka na kanapie. Oparł głowę o oparcie i zamknął oczy. Razem z Sylenadą zdjęłyśmy nasze kurtki i usiadłyśmy obok niego. Milczał, myślałam, że usnął. Po chwili jednak odezwał się cicho:
- Jestem pijany pierwszy raz w życiu... Nigdy nie piłem... zawsze, jak było źle to brałem. Wiedziałem, żeby nie mieszać... W ten sposób straciłem kumpla... – zamilkł na chwilę. Spojrzałyśmy z Nadą po sobie i w ciszy czekałyśmy, aż powie coś jeszcze – Nie wiem, czemu dziś postanowiłem się napić, a nie naćpać... Garvie, ty cholero... To ty, tak działasz... Jesteś tak dobra... do szpiku kości... Za dobra i zbyt ufna do wszystkich... Zobaczysz, że to cię jeszcze zgubi... Masz wszystko... szczęśliwą rodzinę, przyjaciół, możesz być sobą... Ja nigdy nie mogłem. Nikt mnie nie rozumiał. „Jestem sam. Sam tutaj i sam na świecie. Sam w sercu i sam w głowie. Sam wszędzie przez cały czas, od kiedy pamiętam. Sam w rodzinie, sam z przyjaciółmi, sam w pokoju pełnym ludzi. Sam, kiedy się budzę, sam każdego koszmarnego dnia, sam, kiedy w końcu nadchodzi ciemność. Jestem sam na sam z przerażeniem. Sam na sam z przerażeniem. Nie chcę być sam. Nigdy nie chciałem być sam. Kurewsko tego nienawidzę. Nienawidzę tego, że nie mam z kim porozmawiać, nienawidzę tego, że nie mam do kogo zadzwonić, nienawidzę tego, że nie mam nikogo, kto potrzyma mnie za rękę, przytuli mnie, powie mi, że wszystko będzie w porządku. Nienawidzę tego, że nie mam nikogo, z kim mógłbym dzielić nadzieje i marzenia, nienawidzę tego, że przestałem mieć nadzieje i marzenia, nie znoszę tego, że nie mam nikogo, kto powiedziałby mi, żebym się trzymał, że jeszcze kiedyś je odnajdę. Nienawidzę tego, że kiedy krzyczę, a krzyczę jak opętany, to krzyczę w pustkę. Nienawidzę tego, że nie ma nikogo, kto by usłyszał mój krzyk, i nie ma nikogo, kto pomógłby mi nauczyć się, jak przestać krzyczeć. [...] Nienawidzę tego, że umrę sam. Umrę sam na sam z przerażeniem" – cytował, a ja miałam łzy w oczach. Spojrzałam na Nadę. Ona także płakała. Padła na kolana przed kanapą i schowała twarz w dłonie.
- Przepraszam! – krzyczała z płaczem. – Chciałam dobrze! Myślałam, że oni ci pomogą... Nie sądziłam, że ojciec wyrzuci cię z domu. Było mi potem tak wstyd! Bałam się, że będziesz mi chciał coś zrobić! Wiem, że to pewnie brzmi, jak byle jakie wymówki, ale ja byłam młoda i głupia, nadal jestem, bo nie widzę, jak każdego dnia cierpisz... Nie chce tego widzieć... Chcę ci pomóc! Kocham cię! Jesteś moim bratem, zawsze będziesz! Chcę, żebyś wrócił do domu i zrobię wszystko, by przekonać Ojca! – cały czas krzyczała. Mniej więcej w połowie jej monologu Toby wyprostował się i wziął głęboki wdech. Przy wyznaniu miłości po jego policzku spłynęła jedna łza, a pod koniec stał przy otwartym oknie i próbował odpalić sobie papierosa. Przytuliłam przyjaciółkę. Toby nadal nieudolnie próbował zapalić, w końcu wyrzucił go za okno i zatrzasnął z hukiem moje okno.
- Kurwa! – krzyknął i kopnął komodę. – Czemu wy wszystkie musicie być takie dobre?! Dla mnie nie ma już nadziei! Jestem zerem. Jestem skończony. Nie dam rady z tym skończyć! – powiedział już trochę spokojniej i skierował się do drzwi. Zatrzymałam go, zasłaniając je swoim ciałem.
- Czytałeś książkę, więc wiesz, jak się skończyła... To był Happy End... W twoim życiu może go nie będzie, ale co ci szkodzi spróbować? Mnóstwo ludzi dało radę wyjść z nałogu... TY także dasz radę. Musisz tylko dać sobie na to szansę. Mówisz, że jesteś sam... Nie jesteś. Masz mnie i Nadę. Masz Evana i chłopaków, którzy na pewno ci pomogą. Masz dla kogo żyć. Może nie rozumiemy Cię tak dobrze, jak ty sam i narkotyki, ale my jesteśmy tylko ludźmi... popełniamy błędy i czasem wyciągamy pochopne wnioski. Jeśli ty pozwolisz nam siebie poznać, to na pewno dojdziemy do porozumienia. To wcale nie jest takie trudne... Pomyśl... Dlaczego chciałeś zostać lekarzem?
- By ratować ludzi od śmierci... - szepnął.
- Ja też, dlatego muszę uratować także ciebie – powiedziałam spokojnie. Nada podeszła do nas i lekko pogłaskała brata po ramieniu. Spojrzał na nią i ze łzami w oczach przytulił mocno do swojej piersi. Sylenada znów rozpłakała się. Ja również miałam łzy w oczach. Toby oderwał się od siostry i mnie również wziął w ramiona. Staliśmy na środku mojego salonu wtuleni w siebie płacząc. Wiedziałam, że ten wieczór był przełomem.
CZYTASZ
Walka o Miłość
RomanceTobiash i Carmen. Dwie zupełnie różne osoby, zupełnie różne charaktery. Znają się od dziecka, ale nigdy nie byli sobie bliscy. Czy gdy spotkają się w obcym mieście, daleko od domu, to uda im się do siebie zbliżyć? Czy taki przypadek pomoże im odnal...