6. 09.07.3019

81 5 0
                                    

Przed salą na krzesełku siedziała Daisy, pochylona do dołu, trzymając twarz w dłoniach. Harry chodził w tę i z powrotem po niewielkim korytarzu. Czekali na wieści od lekarza. Nie wiedzieli, ile czasu już tu spędzili. Heather nie chciała nic im powiedzieć. W końcu wyszedł lekarz. Przeczesał włosy dłonią, w tym czasie Kempowie podnieśli się ze swoich miejsc i podeszli do niego.

- Organizm państwa syna jest strasznie słaby. Nie wiem, czy zdają sobie państwo sprawę, ale Tobiash jest od długiego czasu uzależniony od narkotyków. Potrzebuje fachowej opieki w tej dziedzinie.

- Oczywiście. Wiemy. W poniedziałek miał się stawić w ośrodku w Szkocji – powiedział Kemp. – To przez narkotyki jego serce...?

- Tak. W jego krwi znajdowało się mnóstwo różnych substancji. Serce państwa syna było i tak już w kiepskim stanie. Wczoraj wzięte narkotyki na pewno nie pomogły. Tobiash miał dużo szczęścia. Barman w pubie jest studentem medycyny. Zainterweniował, gdy państwa syn stracił przytomność, zadzwonił po pogotowie i przeprowadził resuscytację w czasie oczekiwania na karetkę. Uratował mu życie. Powinni być mu państwo wdzięczni.

- Czy on z tego wyjdzie? – zapytała zrozpaczona Daisy.

- Tak. W tej chwili jego życiu już raczej nic nie zagraża, ale dalsze przyjmowanie przez niego narkotyków może doprowadzić do jego zgonu – wszyscy przełknęli ślinę. – Podajemy mu specjalne leki, które złagodzą głód narkotyczny, ale jak już wcześniej wspominałem potrzebuje on detoksu i fachowej opieki w ośrodku odwykowym. Mogą państwo z nim porozmawiać, ale nie za długo i proszę go nie męczyć. On teraz potrzebuje wsparcia rodziny. – Kempowie kiwnęli głowami, a lekarz odszedł. Daisy podeszła do drzwi i chciała odwiedzić syna, ale mąż jej na to nie pozwolił. Złapał ją za ramię i przytulił do siebie.

- Pozwól mi – szepnął do niej. – Chcę z nim porozmawiać.

- Harry... Już raz pozwoliłam ci i straciłam go na lata. Nie mogę pozwolić, żeby to się powtórzyło – powiedziała kobieta ze łzami w oczach.

- Dlatego teraz muszę zrobić to inaczej. Przysięgam, że nic złego nie zrobię – powiedział i uniósł rękę do góry. – Obiecuję, Daisy – lekko się uśmiechnął.

- Jeśli go wydziedziczysz, rozwodzę się z tobą – powiedziała z nutką humoru w głosie, a Harry kiwnął głową i także się uśmiechnął. Po cichu wszedł do jednoosobowego pokoju, w którym leżał jego syn. Toby słysząc dźwięk otwieranych drzwi otworzył oczy. Spojrzał na ojca, a następnie odwrócił wzrok w drugą stronę. Milczeli przez chwilę obaj, w końcu odezwał się Tobiash.

- Nie musisz nic mówić. Zawiodłem cię. Możesz wyrzucić mnie z domu drugi raz – powiedział cicho. Nie czuł się dobrze. Było mu duszno, dolał go brzuch, a organizm domagał się kolejnej dawki narkotyków.

- Wiesz, ja nigdy nie wymagałem od was żebyście byli adwokatami czy lekarzami. Za to zawsze chciałem żebyście wyrośli na dobrych ludzi. Jesteś dobrym człowiekiem. Trochę się pogubiłeś, ale jak każdy. Byłem niesprawiedliwy. Gdybym musiał wyrzucić każde z moich dzieci za to, że popełnili błędy to James wyleciałby pierwszy, za rzekomy gwałt, następny byłby Gabe, za... w sumie za wszystko – powiedział z uśmiechem. – I nie. Nie zawiodłeś mnie. Wiem, że nie miałem racji. Popełniłem kilka błędów. Każdy je popełnia. Wybaczysz mi? – powiedział równie cicho. Tob spojrzał na ojca ze łzami w oczach.

- Już dawno to zrobiłem. Muszę się ogarnąć. Nie chcę żyć, tak jak do tej pory. To mnie niszczy, zabija. Już dawno to zrozumiałem, ale bałem się konfrontacji ze światem na trzeźwo. Teraz się nie boję. Mogłem umrzeć, a dostałem drugą szansę. Zmienię się i jeszcze będziesz ze mnie dumny – powiedział i płakał. Harry złapał go za rękę i mocno uścisnął chcąc dodać mu otuchy.

- Już jestem dumny – przyznał. – Już teraz będzie inaczej. Zawsze będziesz mógł na mnie liczyć. Bez względu na wszystko.

...

Carmen

Gdy tylko usłyszałam, że Tobiash trafił do szpitala, sama prawie zemdlałam. Potem od razu chciałam do niego iść, ale Sylenada mnie powstrzymała. Byłam na nią zła, ale rozumiałam, że martwi się o brata. Była inteligentna. Gdy powiedziałam jej, że widziałam Tobiasha na Uniwersytecie szybko połączyła fakty i choć tego nie przyznała zapewne uważała, że to moja wina. Ja sama tak uważałam... Nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Chodziłam po domu i się martwiłam. Dopiero, gdy usłyszałam, że nic mu nie jest odetchnęłam z ogromną ulgą. Nie wybaczyłabym sobie. Nie powinnam tak myśleć. Powinnam w ogóle wyrzucić go ze swojej głowy, zupełnie tak jak on zrobił to ze mną, ale nie potrafiłam. Zależało mi na jego zdrowiu. Chciałam, żeby skończył z nałogiem, chciałam, żeby stał się świetnym lekarzem i ułożył sobie życie, bo bez tego je nie mogłam ułożyć sobie swojego. 

Walka o MiłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz