11 sierpnia 2018r.
W końcu nadszedł ten tak długo wyczekiwany przeze mnie dzień. Chciałam jak najdłużej odwlekać tę datę, ale nic z tego. Rano obudziła mnie matka i zagoniła na śniadanie. Jest już ósma, a o dwunastej rozpoczyna się msza w kościele, który jest oddalony od mojego domu o godzinę drogi, więc na wszelki wypadek muszę wyruszyć z domu kilka minut po dziesiątej, żeby się nie spóźnić. Po mszy natomiast trzeba będzie jechać kolejną godzinę do miejsca, w którym ma się odbyć wesele. Z prędkością światła zjadłam śniadanie i poszłam do łazienki się ogarnąć. W tym czasie mama przyniosła z szafy moją suknię ślubną, a moja makijażystka rozłożyła swój ekwipunek w salonie. W pół godziny uwinęła się z makijażem, a później przekazała pałeczkę fryzjerce. Nigdy przedtem nie było takiej sytuacji, że fryzjer przyjeżdżał do mnie do domu. Makijażystka tym bardziej. Czuję się jak jakaś księżniczka i przyznam szczerze, że nie podoba mi się to uczucie. O dziesiątej byłam całkowicie gotowa do wyjścia, ale mama powiedziała, żebym nie ubierała jeszcze sukni, bo może się ubrudzić. Przez szybę zobaczyłam jak pod mój dom podjeżdża kareta ślubna. Zawsze chciałam jechać bryczką dłużej niż przysłowiowe pięć minut kiedy to mama zapłaciła facetowi na rynku, żeby przewiózł mnie wokół ratusza. Teraz przez okrągłą godzinę będę podziwiać konie i cieszyć się powietrzem. Ale skoro jadę karetą, a nie samochodem, to powinnam już wychodzić!
Mama pomogła mi ubrać suknie, wręczyła mi do ręki bukiet i razem ze mną wsiadła do karety. Ojciec od godziny był już na miejscu razem z Dylanem i jego rodzicami, żeby dopiąć wszystko na ostatni guzik, więc zobaczę się z nimi od razu po przybyciu do kościoła.
Byłam na miejscu o wpół do dwunastej, a moje przybycie wzbudziło ogromne zainteresowanie wśród gości. Robili mi zdjęcia, machali i uśmiechali się do mnie podobnie jak przypadkowi ludzie na ulicy, ale spodziewałam się takiej reakcji. I nie była to wcale reakcja na moją osobę, tylko na konie i karocę.
Zanim wysiadłam, mama zarzuciła mi welon na twarz i dokonała ostatnich poprawek. Wysiadanie z karocy było jednym z moich dzisiejszych lęków. Usilnie starałam się nie przewrócić, ale ostatecznie w wysiadaniu pomógł mi Mark, którego dopiero teraz zauważyłam. Przytrzymał mnie za rękę, za co byłam mu dozgonnie wdzięczna, bo uratował mnie przed publiczną kompromitacją, a później odprowadził mnie na bok, gdzie czekali moi pozostali przyjaciele. Zaprosiłam ich telefonicznie, ponieważ nie było czasu na nic więcej. To wesele w ogóle zostało zorganizowane w tak szybkim tempie, że nawet ja sama nie zdążyłam się połapać kiedy to się stało. Moje przyjaciółki oczywiście miały do mnie pretensje, że nie powiedziałam im wcześniej, choć przecież miałam na to całe dwa tygodnie, ale ostatecznie wybaczyły mi gdy znalazły sobie idealne sukienki na tę uroczystość. Rozmawiałam z nimi przez chwilę, aż w pewnym momencie podeszła do mnie mama i powiedziała że muszę już wejść do kościoła. Dopiero po chwili zorientowałam się, że do środka weszli już wszyscy goście, oprócz moich przyjaciół. Pogoniłam ich szybko do środka, a oni ze śmiechem życzyli mi powodzenia. Nie dziękowałam, bo to przynosi pecha i ruszyłam do bocznej nawy, gdzie czekał już na mnie Dylan. Nie chciałam żeby ojciec prowadził mnie do ołtarza, ponieważ nie czuję z ni jakiejkolwiek więzi. Nie jesteśmy sobie bliscy, poza tym nienawidzę go za całe 20 lat swojego życia, więc niech rozpieszcza sobie moją głupią siostrę i ją prowadzi do ołtarza.-W białym też wyglądasz dobrze- rzucił Dylan spoglądając na mnie. Mówienie komplementów nie przychodzi mu z łatwością i doskonale o tym wiem, dlatego doceniam jego starania. Zawsze chodzę w czarnych ubraniach i nie mam w szafie nic kolorowego od kiedy skończyłam trzynaście lat, dlatego właśnie widok mnie w bieli wywołał u wszystkich moich znajomych takie zdziwienie. Niby mogłam wybrać sobie inny kolor sukni, ale biel ma symbolizować czystość panny młodej, a kto jak kto ale ja jestem czysta. I nie chodzi mi wcale o to, że się myje, bo to robi każdy. A jak nie robi, to nie chcę o tym wiedzieć.- Gotowa?- spytał chłopak i złapał mnie pod ramię.
-Nie, ale bardziej gotowa już nie będę- powiedziałam szczerze, a on skinął głową i gdy tylko zaczęła grać muzyka ruszył przed siebie. Szliśmy razem do ołtarza, a droga między ławkami wydawała się nieskończenie długa. Nie lubiłam być w centrum uwagi, a teraz było na mnie skupionych tak wiele oczu. Nie znałam dziewięćdziesięciu procent gości, ale myślę, że mieli oni stanowić sztuczny tłum. Moim świadkiem zgodziła się zostać moja najlepsza przyjaciółka Elena Smith. Poprosiłam ją o to w ostatniej chwili. W ogóle wszystko było organizowane w ostatniej chwili, choć świadka powinno się wybierać na trzy miesiące przed ślubem. Ja trzy miesiące temu myślałam, że będę starą panną. Świadkiem Dylana natomiast został chłopak, w którym dopiero z opóźnieniem rozpoznałam swojego starego przyjaciela z podstawówki. Był to nie kto inny Kendall Green. Chłopcy zawsze trzymali się razem, co więcej poszli nawet do tego samego technikum, do tej samej klasy co zdarza się rzadko. Choć z drugiej strony to nic dziwnego, skoro obaj interesowali się graniem na komputerach... Matko święta, co to w ogóle za zawód ,,e-sport''?! Ten świat naprawdę schodzi na psy.
Moje rozmyślania przerwał głos księdza, który właśnie zaczął mszę. Teraz muszę się naprawdę mocno skupić i oddychać głęboko, bo zaczyna mnie boleć brzuch, a to objaw stresu.
Gdy nadszedł moment składania przysięgi stresowałam się najbardziej. Udało mi się jednak nie przekręcić ani jednego słowa i nie upuścić obrączki, co uznałam za swój mały sukces. Dylan także perfekcyjnie powiedział swoją przysięgę i założył mi obrączkę na palec. Dzięki Bogu nie było żadnego ,,teraz możesz pocałować pannę młodą'' jak to bywa w filmach, bo pierwszy pocałunek z Dylanem, na środku kościoła, na oczach mnóstwa ludzi, to nie jest najlepszy pomysł.
Podczas gdy wszyscy zaczęli wychodzić z kościoła, ja i Dylan ze świadkami na czele udaliśmy się do zakrystii, żeby podpisać dokumenty. Ukazaliśmy dowody osobiste i każdy z nas złożył podpis w odpowiednim miejscu. Uświadomiłam sobie, że właśnie oficjalnie zostałam panią Brown.
Wychodziliśmy z kościoła w milczeniu, a gdy stanęliśmy na schodach goście obsypali nas pieniędzmi i ryżem, a z góry poleciały na nas płatki róż. Fotograf robił nam mnóstwo zdjęć, a ja uznałam, że to naprawdę jest najlepszy dzień w moim życiu. Wszyscy składali nam życzenia, uśmiechali się i gratulowali nam nie wiedząc, że tak naprawdę się nie kochamy, ale nie przeszkadzało mi to. Jak patrzę na Dylana, to czuję, że z czasem może się to zmienić.
CZYTASZ
Tylko Nie Ty
RomanceJen niedawno wkroczyła w dorosłe życie i choć na chwilę zapomniała o starych rozterkach. Od dziecka wyobrażała sobie swoją przyszłość, ale nie spodziewała się że będzie ona powiązana z przeszłością. Z kolegą z klasy. Z kimś kompletnie nieodpowiednim...