Poznałam Dylana Browna w podstawówce. Nie pamiętam tego w ogóle. Wiem tylko tyle, że nikt go nie lubił. Był grubym, nadętym i wrednym bucem. W dodatku był rudy. No może nie tak od razu, bo gdy go pierwszy raz zobaczyłam był blondynem ale później jego włosy zaczęły ciemnieć i jeśli wierzyć w stereotypy o rudych, to działo się tylko i wyłącznie dlatego, że z każdym dniem chłopak stawał się coraz bardziej wredny. Z tego co wiem przepisał się do naszej szkoły, bo do poprzedniej miał niezbyt wygodny dojazd. Podobno chodził do klasy koszykarskiej, ale wtedy w ogóle nie dawał tego po sobie poznać. A może dawał, ale nikt -a z pewnością nie ja- nie zwrócił na to uwagi. W gimnazjum się zmienił. Bardzo schudł i nawet wyrobił sobie kaloryfer, ale to tylko gorzej podziałało na jego charakter. Wcześniej inni go wyzywali, a teraz on wyzywał ich. Nadal był wredny i chamski, ale mnie to nie przeszkadzało. Jakoś tak wyszło, że zaczęliśmy ze sobą rozmawiać, a potem spostrzegłam, że jestem od niego w pewnym sensie uzależniona. Nie. Nie zauroczyłam się. Nic z tych rzeczy. Po prostu mnie fascynował. Był inny niż pozostali chłopcy. Znam te gadki, że ,,każdy jest wyjątkowy'' i tak dalej, ale to nieprawda. Każdy jest inny, ale nie wyjątkowy. Wyjątkowe dla nas mogą być tylko te osoby, które sami uznamy za wartościowe. On nie był raczej wartościowy. Był zepsuty, zadufany w sobie i miał zdecydowanie zbyt wielkie ego. W dodatku nieustannie chwalił się pieniędzmi. Ja nie pochodzę z bogatej rodziny, więc nigdy nie miałam się czym chwalić. Zawsze dostaję to czego chcę -nie żebym była rozpuszczonym bachorem, który co tydzień dostaje nowy telefon i markowe buty- ale nigdy nie lubiłam naciągać mamy na drogie rzeczy. I tak wszyscy wypominają mi każdy grosz, a ojciec przez całe moje życie nie dał mi nic. On nawet nie wie kiedy mam urodziny. Ale wracając do tematu. Dylan Brown to człowiek zagadka, którą starałam się rozgryźć przez 5 lat. Nie udało mi się. Nasze oczy często spotykały się w szkole na korytarzu, w klasie czy nawet na ulicy, a ja do tej pory nie wiem jaki miały kolor. Może dlatego, że w takich momentach człowiek nie myśli o tym co na zewnątrz. Ja na przykład zastanawiam się o czym myśli dana osoba. Zawsze gdy na niego patrzyłam, myślałam sobie ,,czemu się patrzysz akurat na mnie?'' a kiedy akurat nie patrzył na mnie, zastanawiałam się czemu tego nie robi. To takie popieprzone. Ale w ciągu tych pięciu lat miałam wiele okazji, żeby zastanowić się nad jego zachowaniem. Po pierwsze- zaczepiał mnie na milion sposobów. Podstawiał nogi na korytarzu, komentował wszystko co powiem, śmiał się ze mnie, wyzywał, patrzył na mnie gdy myślał, że tego nie widzę, pisał do mnie o lekcje, choć przecież był w szkole... To wszystko sprawiało, że chciałam wiedzieć o nim coraz więcej. Chociaż wiedziałam, że nie powinnam mu ufać, bo jest fałszywy i przy najbliższej okazji wykorzysta przeciwko mnie to co mu powiedziałam, zwierzałam mu się i opowiadałam różne historie związane z ludźmi z naszej klasy. Często myślałam sobie ,,Będziesz żałować. Nie mów mu o tym!'' ale mimo to pisałam co mi ślina na język przyniosła, bo po prostu chciałam z nim rozmawiać. Zawsze miałam nadzieję, że dowiem się o nim czegoś nowego. Prawdą jest, że wiedziałam o nim o wiele więcej niż inni, ale co mi po tym? I tak po ukończeniu gimnazjum już się nie spotkaliśmy. Przez pewien czas w ciągu wakacji miałam nadzieję, że się do mnie odezwie, ale doskonale wiedziałam, że to się nie stanie. Dylan był tym typem człowieka, którego nie obchodzili inni. Po pierwsze- został wychowany na snoba. Po drugie- inni wyzywali go w przeszłości, więc stał się nieczułym dupkiem. Tak naprawdę nie wiem na co liczyłam. Wiem tylko tyle, że fascynował mnie. Lubiłam go obserwować, choć wiedziałam, że ludzie wokół się zastanawiają ,,Zakochała się czy co?'' Ale prawda jest taka, że gdy coś co o nas mówią, nie jest prawdą, to nas to nie rusza. Właśnie dlatego tego typu teksty mnie nie ruszały. On nigdy mi się nie podobał. A nawet jeśli mogło przez chwilę tak być, to o tym nie wiedziałam. Nie uznaję ,,miłości'' w wieku poniżej szesnastu lat. A my właśnie w tym wieku straciliśmy ze sobą kontakt. Czasem się łudziłam, że może spotkam go w starych miejscach, w których do niedawna go widywałam, ale w głębi serca wiem, że już go nie spotkam. A nawet jeśli, to co to zmieni, skoro wiem, że będzie udawał, że mnie nie zna? Nie wiem Czemu tak się nim przejmowałam, ale czułam, że mamy ze sobą coś wspólnego. Często zdarzały się między nami dziwne sytuacje, których do tej pory nie mogę rozgryźć, ale nawet nie próbuję już tego roztrząsać. Wiem, że nie wniesie to nic do mojego teraźniejszego życia. Przeszłość po prostu nie ma już znaczenia, a Dylan był tylko obiektem do obserwacji, z braku innych zajęć. Nasz kontakt urwałby się o wiele wcześniej, gdybym go nie utrzymywała, bo wiem, że on miał wyjebane w swoją jedyną, prawdziwą (bo szczerą) koleżankę z klasy. Czasami miałam ochotę napisać mu, żeby spierdalał (bo ciągle coś ode mnie chciał, a jak nie chciał to po prostu nie pisał), ale wiedziałam, że w ten sposób tylko uśmiercę tą i tak kruchą znajomość. Więc pozwoliłam jej umrzeć śmiercią naturalną. To było nieuniknione. Po prostu tak już jest, że 90% znajomości ulega zapomnieniu. Szczególnie wtedy, gdy są nie ważne dla drugiej osoby. Jak to mówią: ,,To musi działać w dwie strony.'' I nie chodzi tutaj tylko o miłość i te sprawy. Chodzi też o przyjaźń czy koleżeństwo. To zawsze było dla mnie najważniejsze. Aż do chwili obecnej, kiedy zaczęłam dorastać i patrzeć na wszystko nieco inaczej niż przedtem, a sytuacja rodzinna zmusiła mnie do porzucenia wszystkich wyznawanych przeze mnie wcześniej wartości.
CZYTASZ
Tylko Nie Ty
RomansJen niedawno wkroczyła w dorosłe życie i choć na chwilę zapomniała o starych rozterkach. Od dziecka wyobrażała sobie swoją przyszłość, ale nie spodziewała się że będzie ona powiązana z przeszłością. Z kolegą z klasy. Z kimś kompletnie nieodpowiednim...