46.

8.2K 279 18
                                    

Lipiec 2020

Paul ma już roczek. Wyprawiliśmy mu przepiękne urodziny (które były połączone z obchodami moich 22 urodzin) podczas których ogłosiliśmy także, że spodziewamy się drugiego dziecka. Dylan chciał z tym poczekać aż ludzie sami zaczną się orientować, bo w jego głowie wciąż siedzi głosik, który mówi ,,To nie twoje dziecko" a on mu wierzy. Ale na szczęście wzięłam sprawy w swoje ręce i sama postanowiłam to w końcu ogłosić. Uznałam, że nie będę czekać na to, aż moi znajomi zaczną spekulować ,,Ona jest w ciąży czy przytyła? Na pewno przytyła, bo jakby była w ciąży, to by przecież powiedziała." Tak więc wszyscy goście z urodzin Paula dowiedzieli się, że chłopiec będzie miał rodzeństwo, a Dylan jeszcze bardziej się na mnie obraził. Nie moja wina, że wciąż nie chce mi uwierzyć. Nam obojgu wyszłoby to na dobre.

11 sierpnia 2020

To wręcz nie do uwierzenia, ale dziś obchodzimy z Dylanem drugą rocznicę naszego ślubu. Dokładnie dwa lata temu zostałam zaszanatżowana przez własnego ojca do poślubienia człowieka, którego nie kocham. Faktycznie jest co wspominać, bo takie rzeczy zdarzają się raz na milion. Mam nadzieję, że moich dzieci nie spotka coś takiego. Co wcale nie znaczy, że żałuję tego ślubu. Niektóre momenty naszej wspólnej egzystencji były nawet ekscytujące. Szczególnie mocno polubiłam seks, od którego się uzależniłam i chciałbym nadal przeżywać z Dylanem te wspaniałe chwile uniesienia, ale jeśli go nie upije, to w życiu nie pójdzie ze mną do łóżka. A dzisiaj jest dobra okazja, żeby go upić, bo w końcu to nasza rocznica.

Wrzesień 2020

Rano dostałam SMS z prośbą o spotkanie. To Mark. Miałam powoli dość tych jego gierek. Ciągle kłócimy się o bzdety, nie odzywamy bardzo długo, a potem nagle się godzimy i znów jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Zgodziłam się z nim spotkać tylko po to, żeby mu to powiedzieć. Powiedzieć, że to definitywny koniec tej znajomości i ma się ze mną więcej nie kontaktować, bo zaburza mój idealny świat, który odbudowałam z wielkim trudem. Za każdym razem coraz trudniej jest powrócić do normalności, bo każda kolejna kłótnia utwierdzała mnie w przekonaniu, że nie powinniśmy się ze sobą zadawać. Z Dylanem mam podobnie ale to ojciec moich dzieci więc chcąc nie chcąc muszę do niego wracać. Z Markiem umówiłam się w tym parku co zawsze. Już wrzesień, więc robi się coraz zimniej. Jest już trochę późno, więc na placu zabaw nie ma dzieci, a jedynie kilka par spaceruje alejkami. Przysiadłam sobie na tej ławce, na której zwykle siadaliśmy z Markiem jako beztroskie nastolatki omamione wizją wiecznej przyjaźni i czekałam aż chłopak w końcu raczy się zjawić. On zawsze miał problem z punktualnością.

-Już- jestem- usłyszałam po chwili zasysanego Marka, który biegł w moja stronę- Auto mi się zepsuło po drodze i biegnę tak przez pół miasta- wyjaśnił, a ja zbylam jego tłumaczenia machnięciem ręki.

-Lepiej mów po co chciałeś się ze mną spotkać- rozkazałam, bo chciałam przekazać mu to co mam do powiedzenia i zejść mu z oczu. To krępujące patrzeć na niego, bo za każdym razem gdy na niego spoglądam obajwia mi się nagi Mark z mojej sypialni.

-Wiem, że to bardzo zły moment- spojrzał wymownie na mój ciężarny brzuch. Tym razem zdziwiłam się, że on się nie zdziwił. Przecież nie wiedział o ciąży ode mnie, a od Dylana tym bardziej by się nie dowiedział. No ale jak już wcześniej wspomniałam wieści szybko się roznoszą, więc możliwe, że jakiś znajomy coś mu kiedyś wypaplał- Ale muszę ci to teraz wyznać, żebym potem nie żałował, że tego nie zrobiłem.

-Okeeej- zaczęło się robić dziwnie. Spojrzałam na chłopaka podejrzliwie marszcząc brwi, a on uśmiechnął się niepewnie i spuścił wzrok na swoje dłonie. Muszą być bardzo ciekawe, skoro wpatrywał się w nie przez pięć minut ale niestety musiałam to przerwać, bo miałam ważniejsze rzeczy do roboty- Skoro nie masz zamiaru ze mną rozmawiać, to już sobie pójdę- stwierdziłam obojętnym tonem i wstałam z ławki z myślą, że to spotkanie to największa porażka tego tygodnia. Nie zdążyłam jednak odejść, bo chłopak chwycił mnie za nadgarstek, wstał i przyciągnął mnie do siebie.

-Kocham cię Jennifer Kingstone. Zawsze kochalem- oznajmił i zaliczył nieudolną próbę pocałowania mnie.

-Nazywam się Jennifer Brown.

Listopad 2020

To był dzień jak co dzień. Moja internetowa przyjaciółka, którą widuje średnio dwa razy do roku miała urodziny, więc postanowiłam się do niej wybrać. To już ósmy miesiąc ciąży, więc obiecałam Dylanowi, że będę na siebie uważać. Chłopak chyba pogodził się z myślą, że ponownie zostanie ojcem i nie wypomina mi już tej niekomfortowej sytuacji z Markiem sprzed pół roku. W sumie śmiało mogłam stwierdzić, że prowadzę spokojne życie i jestem szczęśliwa. Kontakt z Markiem ponownie się urwał, gdy dwa miesiące temu dałam mu ,,kosza" w parku miejskim, ale na szczęście uszanował moją decyzję. Tym razem postanowiłam pozostać wierna mężowi, bo dostałam już nauczkę i nie chciałam go drugi raz stracić. Urodziny Judy przebiegły zgodnie z planem. Było mnóstwo prezentów, alkoholu i oczywiście nie zabrakło też chłopców, a mnie czekała jeszcze długa podróż pociągiem w stronę powrotną. Zmęczona zasnęłam w pociągu, a gdy się obudziłam nie mogłam znaleźć torebki i dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że ktoś mnie okradł. Nic dziwnego. Tą trasą nie jeździ zbyt wielu ludzi więc raczej nie było świadków, a pozatym telefon miałam w kieszeni spodni, więc nie będę stawiać całej załogi pociągu na nogi. Napisałam tylko SMS do Dylana, że skradziono mi klucze do domu. Złodziej raczej nie rozpozna po kluczu, który dom ma obrabować, więc nie mam się czym przejmować. Dopóki nie wróciłam do domu i nie położyłam się do łóżka właśnie ta myślałam. Ale potem zdałam sobie sprawę, że przez cały dzień nie poczułam ani jednego ruchu dziecka. Jestem tak cholernie nieodpowiedzialna. Najpierw podróż, potem impreza, potem znowu podróż i tak zleciał mi cały dzień. Całkowicie zapomniałam o notowaniu ruchów dziecka, a mój dzienniczek, w którym zapisywałam notatki został skradziony wraz z torebką. Czyli jednak mam się czym martwić. Natychmiast obudziłam Dylana i z płaczem powiedziałam, że musimy jechać do szpitala.

Godzinę później

-Przykor mi- powiedziała cicho pani doktor, a w moich oczach zebrały się łzy- Pępowina owinęła się dziecku wokół szyi. Zmarło kilka godzin temu- dodała jeszcze ciszej, a z mojego gardła wydarł się głośny skowyt. Dano mi czas, abym pogodziła się ze śmiercią dziecka, a potem musiałam je urodzić. Martwe. To było straszne. Cały czas płakałam. Rozpaczałam po nim, choć doskonale wiedziałam, że to wszystko moja wina. Gdybym kilka godzin wcześniej poszła do szpitala. Gdybym nie poszła na imprezę Judy... Tak. Decyzje, które podejmujemy w ciągu kilku sekund są w stanie zaważyć na całej reszcie naszego nędznego życia. Nie wiem jak to się dzieje ale ja zawsze wybieram tą gorszą opcję.

Tylko Nie TyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz