42.

8.2K 339 20
                                    

10 stycznia 2020

Czas bardzo szybko leci, a ja muszę przyznać, że jestem w prawie stu procentach szczęśliwa. Dlaczego prawie? Po pierwsze nadal nie mam kontaktu z Markiem, a po drugie wiem, że to co łączy mnie i Dylana, to nie miłość. Kocham go na swój sposób ale nie jest to taka miłość jak w tych wszystkich romansach i telenowelach. On natomiast traktuje mnie jak swój prywatny zbiornik na spermę. Pogodziłam się z tym już dawno, a pozatym myślę sobie ,,Przecież ty też masz z tego przyjemność! Ty też go wykorzystujesz!" i od razu robi mi się lepiej. Gdy wychodzimy z Paulem na spacer to nie trzymamy się za ręce jak większość par. Zazwyczaj jedno z nasz prowadzi wózek z dzieckiem, a drugie dzierży w dłoni telefon, żeby wypełnić poczucie pustki. Nie brzmi to zbyt romantycznie, ale takie jest życie w rzeczywistości. Gdy widzę zakochane pary, które trzymają się za ręce, zastanawiam się w jakim żyją świecie. Czy to może pierwsza faza ich związku i dopiero przeżywają to podniecenie, fascynacje i chcą się pokazać całemu światu czy może są ze sobą od bardzo dawna i mimo rutyny nadal kochają się taką szczenięca miłością jak na początku? To nie ważne. Ważne jest to, że ja im zazdroszczę. Nie ważne czy to nastolatki czy staruszkowie. Chciałabym być tak zakochana. Jestem tak zdesperowana, że próbowałam nawet zakochać się w Dylanie! Dopiero po pewnym czasie zdałam sobie sprawę z tego, że to jest cholernie niemożliwe. Skoro do tej pory nie czuję do niego nic głębszego, to raczej się to już nie zmieni. A skoro nie kocham Dylana, a on nie pokochał mnie, to znaczy, że oboje będziemy nieszczęśliwi już do końca życia. Odbieramy sobie wzajemnie szansę na odnalezienie ,,prawdziwej miłości." Ja nawet nie potrzebuje takiej miłości od razu. Chciałabym po prostu przeżyć jakieś zauroczenie. Chciałabym poczuć jak to jest być zakochanym, bo tak naprawdę nigdy nie byłam. Większość ludzi twierdzi, że tracę bardzo dużo. Inni twierdzą, że oszczędzam siebie zmartwień. Ci pierwsi prawdopodobnie zabawiają się uczuciami innych na własną korzyść, a ci drudzy są tymi, którymi ci pierwsi się zabawiają. Żadnej obiektywnej opinii.

8 marca 2020

Wszyscy myślą, że wszyscy wiedzą, że dziś jest dzień kobiet. Wyprowadzam ich z błędu. Dylan kompletnie zapomniał o tym święcie i przyznam szczerze, że zrobiło mi się z tego powodu przykro. Zdążyłam już zauważyć, że chłopak kompletnie się nie stara, żeby zatrzymać mnie przy sobie ale dzisiaj zawiódł na całej linii. Humor poprawił mi się dopiero koło południa, gdy dostałam SMS od Marka. Życzył mi wszystkiego najlepszego z okazji dnia kobiet, a potem przysłał mały bukiet róż. Tak dawno się nie odzywał, że już prawie całkiem straciłam nadzieję na jakikolwiek odzew z jego strony. Na szczęście tym razem także się myliłam. Podziękowałam mu pięknie za wszystko ale w głębi serca czułam, że po pierwsze powinnam zrobić to osobiście, a po drugie chłopak nadal mi nie wybaczył. Za to drugie jednak się nie winie, bo przecież robię to dla swojego dziecka i nie ma w tym nic złego, a Mark nie może mną rządzić jak mu się żywnie podoba. Gdy wieczorem Dylan wszedł do kuchni po coś do jedzenia i zobaczył kwiaty w wazonie trochę się wkurzył, ale nie skomentował tego w żaden sposób tylko wrócił do swojego ,,gabinetu." Prychnęłam pod nosem i postanowiłam, że wyjdę z Paulem na krótki spacer, bo było jeszcze dosyć jasno na dworze.

-Gdzie idziecie?- spytał Dylan obojętnym tonem jak to zwykle miał w zwyczaju. Obchodziłam go tylko wtedy, kiedy dostawał erekcji.

-Przejść się- wzruszyłam ramionami i otworzyłam drzwi, a potem wypchnęłam wózek poza próg. Właśnie kierowałam się do furtki gdy usłyszałam jak Dylan zamyka dom na klucz i podbiega do nas, w pośpiechu zakładając kurtkę. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem, a on tylko popatrzył na mnie z miną ,,bo co? nie mogę?" i złapał za uchwyt wózka. Stwierdziłam, że nie ma sensu protestować. Skoro chce iść z nami to nie mogę mu zabronić. Paul ma już 8 miesięcy i przyznam, że często opieka nad nim staje się katorgą. Chłopiec raczkuje i wszędzie jest go pełno, a ja muszę bardzo uważać, żeby przypadkiem go nie nadepnąć, bo wszędzie jest go pełno. Dylan ma ten sam problem, ale nie narzeka, tylko dzielnie opiekuje się synkiem (kiedy ma dobry humor oczywiście). Dobre jest to, że teraz mniej się kłócimy, ale dzisiaj postanowiłam strzelić mini focha za to, że zapomniał o dniu kobiet. To nie jest tak, że upominam się o prezenty. Ja po prostu czuję się zapomniana i pominięta przez własnego męża.

-Masz ochotę na loda?- spytał w pewnym momencie chłopak. Rzuciłam mu karcące spojrzenie, a on wywrócił oczami i wskazał palcem na budkę z lodami. Zrobiło mi się głupio, ale nie moja wina. Nie spodziewałam się, że w marcu spotkamy gdzieś budkę z lodami, a już na pewno nie o tej porze. Jednakże ucieszyłam się na jej widok, bo miałam ogromną ochotę na cytrynowy sorbet.

-Owszem- odpowiadam i przyspieszam nieco w kierunku lodziarni.

-Jaki chcesz?- spytał Dylan, a błyskawicznie podjęłam decyzję, bo było tam tylko pięć smaków. Waniliowy, czekoladowy, cytrynowy, truskawkowy i malinowy. Kocham wszystkie te smaki (oprócz czekoladowego) więc stwierdziłam, że chce cztery gałki. Skoro kwiatków mi nie kupił, to niech się chociaż na loda trochę wykosztuje. Mam na nie ogromną ochotę. Chłopak tylko spojrzał na mnie że zdziwieniem, ale nie skomentował moich zachcianek. Sobie w ogóle nie zamówił loda, czego się spodziewałam, bo on w ogóle nigdy nie je nic poza domem, chyba że w restauracji. Dylan jest strasznie dziwnym i specyficznym człowiekiem. Jak mi kiedyś powiedział, że nigdy nie jadł Mc ani KFC to przez chwilę zastanawiałam się z jakiej pochodzi planety. Ale może właśnie dlatego, że wyróżnia się spośród tłumu, przykuł kiedyś moją uwagę. Jesteśmy razem już ponad rok (nie biorę pod uwagę naszej kilkumiesięcznej rozłąki) i czuję, że to się w najbliższym czasie nie zmieni, więc pogodziłam się już z tym, że Dylan jest moim mężem i przyznam, że przyzwyczaiłam się do naszych wspólnych zwyczajów. Jeśli w najbliższym czasie nie odwali nic głupiego, to jestem w stanie powiększyć naszą rodzinę o jeszcze jednego członka. Wiele osób stwierdziłoby, że za bardzo się z tym wszystkim spieszę, ale zawsze chciałam urodzić dzieci w młodym wieku, a potem w pełni sił je wychować. Pozatym z doświadczenia wiem, że zbyt duża różnica między rodzeństwem jest jak przekleństwo...

Tylko Nie TyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz