Dziwni.

1.9K 153 20
                                    

  Rozejrzałam się wokół. Czy to Wola Grzymalina? Tak, tak... Widzę gilotynę. Widzę... Siebie? Tak, widzę siebie, błagającą Pana o uwolnienie kogoś. Kogo? Przyglądam się, ruszam w stronę sceny. Nagle ktoś łapie mnie za łokieć, a wszystko znika. Ponownie wokół mnie znajduje się bezkres ciemności, ale księżyc już nie jest w nowiu. Kształtuje się w bardzo ostry, niewyraźny sierp. Skarciłam postać wzrokiem i wyrwałam się jej, po czym zaczęliśmy krążyć wokół siebie stykając się ramionami i splatając dłonie na wysokości twarzy. Tańczyliśmy bez patrzenia na siebie.
  -Gdzie jesteś, Rozalio? Dlaczego odeszłaś?-spytał.
  -Jestem więziona w jednej z posiadłości Pana. Podobno Weronika chce mnie zabić.
  Zmieniliśmy stronę.
  -Więziona? W jaki sposób?
  Nagle odbiegłam w nicość.
  -Zaczekaj, Rozalio!-zawołał.
  Echo powtórzyło moje imię przynajmniej sto razy.
  Uklęknęłam w kościelnej ławce i złączyłam dłonie w modlitwie. Zewsząd rozbrzmiał dźwięk organów tak donośny, że uniósł mnie ponad to wszystko.
  -Najszanowniejszy pan Berezowski!-zawołał jakiś mężczyzna.
  Równocześnie z ojcem spojrzałam w tamtą stronę. Tatko się zaśmiał, puścił moją dłoń i ruszył w stronę grupki osób. Skłonił się, jak do tańca.
  -Pozdrawiam braci szlachciców!-odparł.
  Zaczęli o czymś rozmawiać, a ja skubałam trawę obok. Nagle usłyszałam swoje imię, więc szybko zareagowałam.
  -Duża to już dziewczyna, niedługo do zamążpójścia będzie gotowa.
  Uśmiechnął się do mnie obrzydliwie. Do dziś brzydzą mnie starsi mężczyźni, którzy czują się jeszcze młodzi.
  -Owszem, owszem...-potwierdził niepewnie mój ojciec.
  Byłam świadoma, że niechętnie odda mnie komukolwiek. Przecież byliśmy tylko we dwoje na tym świecie. Jednocześnie bał się odtrącenia ze strony swojej szlacheckiej społeczności.
  -Dwanaście wiosen.
  Po chwili zmienili temat, a ja wstałam i podeszłam do brzegu rzeki. Zdjęłam buciki i  odłożyłam je na bok. Usiadłam na skraju, maczając stopy w strumyku. Nagle dosiadł się do mnie jakiś człowiek, ale nie zamoczył nóg. Spojrzałam na niego marszcząc się od letniego słońca.
  -Dzień dobry, dziewczynko-rzekł.
  -Witam.
  Wyciągnął dłoń w moją stronę.
  -Mogę Ci powróżyć?-spytał.
  Miał bardzo gardłowy głos i śmierdziało od niego potem. Podałam mu rękę. Chwycił ją i zaczął oglądać. Wskazał na linie blisko palców.
  -Jest przerywana, czyli czeka Cię trudna miłość. Ciekawe... Masz bliznę przechodząca przez nią. Może Twój ukochany będzie miał bliznę.
  -Zacięłam się kolcem jak byłam mała-sprostowałam.
  -Kolcem? Jak? I aż tak?-zdziwił się.
  Pokiwałam głową.
  -Takim od róży. Wbiłam go sobie naprawdę głęboko, a potem nie mogłam wyjąć.
Syknął, a ja wzruszyłam ramionami. Pokazał kolejną linię.
  -Linia rozumu. To dziwne... Jest bardzo wyraźna, ale i czasami się urywa. Najwyraźniej stracisz dla kogoś głowę.
  -Co to znaczy?
  -Zakochasz się bez opamiętania-wyjaśnił.
  -To źle?
  -Nie, dziecko-zaśmiał się-to bardzo dobrze. Ja też kiedyś...
  -...straciłeś dla kogoś głowę?-zaproponowałam pospiesznie.
  Pokiwał głową.
  -Dokładnie.
  -Co się z nią stało?
  -Umarła. Ludzie często to robią.
  -Nie. Główni bohaterowie nigdy nie umierają-zauważyłam, przypomniawszy sobie ostatnią przeczytaną lekturę.
  -Czasem umierają.
  -W mojej książce umarli wszyscy oprócz głównego bohatera.
  -Gdyby to było prawdziwe życie, strzeliłby sobie w głowę.
  -Czym?
  -Pistoletem. Albo by się powiesił.
  -Dlaczego?
  -Bo człowiek nie może żyć w samotności.
  -Ja żyję w samotności. Przez większość roku rozmawiam tylko z księdzem w czasie lekcji.
  -Tak więc nie jesteś samotna.
  -W innej książce ktoś miał wokół siebie pełno osób, a i tak był smutny.
  -Bo nie miał przy sobie tej osoby.
   -Jakiej osoby?
  -Tej. Nie miał przy sobie swojej ukochanej.
  -No nie miał, bo musiała odejść. Była narzeczoną pewnego arystokraty.
  -Dlatego był smutny.
  -Dlaczego?
  -Jak masz na imię?
  -Rozalia.
  -Jesteś bardzo mądra, Rozalio. Ale też bardzo chłodna. Nie rozumiesz muzyki, którą gra miłość.
  -Muzyki? Miłość?
  Uśmiechnął się smutno.
  -Nie wiesz, czym jest miłość. Jest czymś więcej niż ślubowaniem wierności przed ołtarzem.
  -Czym jest miłość?
  -Miłość jest wtedy, kiedy druga osoba jest dla Ciebie cenniejsza niż Ty, Twoja duma i wszystko inne.
  -Dla Ciebie Twoja ukochana była wszystkim?
  -Owszem, a ja byłem jej wszystkim. Umarła przeze mnie.
  -Dlaczego?
  -Chciałem, żeby ze mną odeszła. Przyłapał ją ojciec i zbił na śmierć.
  -Czyli umarła przez tatę.
  Spuścił głowę.
  -Nie wiem. Ale wiem, że się stoczyłem, bo bez niej już nie ma niczego.
  Ktoś poderwał mężczyznę za kołnierz i rzucił w stronę wody.
  -Nie będziesz dotykał pańskiej córy, żebraku!-zawołał donośnie mój ojciec.
  Wstałam i poszłam za rączkę z tatusiem do domu.

BestiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz