Atak.

1.9K 177 13
                                    

  Ciemna postać kobiety dźga kogoś nożem. Wsiadam na konia, pędzę przed siebie. Drzwi gwałtownie się otwierają. Krzyk. Taniec.

  Wyszłam z domu mając uśmiech na ustach, niestrapiona koszmarami ani niczym innym.
  -Gdzie idziesz, Rozalio?-spytał znajomy mi głos.
  Odwróciłam się i ujrzałam Pana, przez co nieco zwiędłam. Przystanęłam mojemu tanecznemu krokowi i cofnęłam się o stopę, spoglądając na niego z nieufnością.
  -Boisz się mnie?
  -Tak jak Pan się boi Boga-odparłam.
  -Ależ ja się Boga nie boję-orzekł zdziwiony.
  Podniosłam jedną brew i kącik ust w górę, ruszając dalej w stronę, w którą przedtem podążałam.
  -Nie odpowiedziałaś na moje pytanie!-zawołał za mną.
  Zerwałam czerwoną różę z krzaka, którego w tym momencie mijałam. Powąchałam ją, a następnie ponownie się odwróciłam. Brunet podążył w moją stronę. Gdy już stał naprzeciwko mnie, oderwałam kwiat od gałęzi z kolcami, którą następnie włożyłam mu w dłonie, zaś różę wsunęłam we włosy.
  -Niech Pan sam rozważy tą metaforę-oznajmiłam z uśmiechem-idę do miasteczka.
  Ponownie ruszyłam w stronę bramy.
  -Co się z tobą stało, Rozalio?
  -Jestem szczęśliwa!-zawołałam wesoło i opuściłam dwór.
  Gdy już znalazłam się na miejscu spotkania, ujrzałam mojego miłego w oczekiwaniu. Rzuciłam mu się na szyję i obdarowałam go czułym pocałunkiem, który on odwzajemnił.
  -Jak się spało, ukochana?-spytał, podając mi swoje ramię.
  -Trapią mnie koszmary-odparłam.
  Udaliśmy się na dziedziniec, a w drodze opowiedziałam mu o wszystkim, co wydarzyło się w moim życiu przez ten rok rozłąki.
  -Na pewno jesteś tam bezpieczna?
  Wzruszyłam ramionami.
  -Nie wiem, Filipie. Ale jaki mam wybór?-spytałam bezsilnie.
  -Odejdź ze mną!-zawołał ochoczo.
  -Oh, to...
  -Nie każ mi Cię przekonywać!-przerwał mi.
  Pochwycił pierwszy lepszy wianek, który leżał na dziedzincowym straganie, a na stół rzucił kilka monet. Umieścił go na mojej głowie. Przyglądał mi się ze swoimi wesołymi iskierkami, a ja jedynie splotłam dłonie i spuściłam wzrok, uśmiechając się z zawstydzenia.
  Chłopak klęknął przede mną i złapał moje ręce w swoje.
  -Zostań moją żoną, błagam Cię, Afrodyto!
  Zauważyłam, że kilka osób przystało i poczęło przyglądać się owej scenie.
  Zdjęłam wianeczek z głowy i odłożyłam na miejsce.
  -Przecież wiesz, że to niemożliwe...
  -Moja miłość do Ciebie jest w stanie wszystko uczynić możliwym, kochana-mówił, jakby zamroczony.
  Odwróciłam się i zaczęłam odchodzić, a on poderwał się i ruszył za mną.
  -Wybacz moją zuchwałość, ja po prostu pragnę Twojego szczęścia-powiedział szybko-nie chcę Cię już tracić.
  -Nie stracisz, ukochany-zapewniłam.
  -Przyjdę dzisiaj bronić Cię od złych snów, dobrze?
  Serce zabiło mi szybszym tempem.
  -To niemożliwe-odrzekłam szybko.
  -Nalegam.
  Po chwili namysłu pokiwalam niepewnie głową.
  -Bądź po zmierzchu...-oznajmiłam.
  Filip uśmiechnął się radośnie.
  -...i wejdź oknem-dodałam.
  -Dla Ciebie miła mogę wszystko.
  Ucałowałam jego bliznę na policzku, pożegnałam go i udałam się w drogę powrotną. Nie potrafiłam przestać myśleć o jego słowach. Ślub? To abstrakcja...
  Dotarłam do miejsca docelowego po upływie bliżej nieokreślonego czasu i od razu udałam się do mojej sypialni, skąd niezwłocznie zajęłam się  przygotowaniami, ponieważ słońce już zachodziło. Wzięłam kąpiel, ubrałam się w zwiewną suknię, upięłam włosy i przypudrowałam twarz, po czym otworzyłam okno i złączyłam ze sobą kilka prześcieradeł, które miały pełnić rolę prowizorycznej liny.
  Stałam w oknie bardzo długo, ponieważ nie mogłam doczekać się pojawienia mojego chłopca-a ono nadeszło dopiero w okolicach północy. Zajechał koniem pod moje okno, a ja zrzuciłam mu prześcieradła. Wdrapał się na górę, po czym zaczął obdarzać mnie pocałunkami. Odsunęłam się od niego lekko i spojrzałam mu w oczy.
  -Dlaczego tak późno?-spytałam z pretensją.
  Uśmiechnął się szeroko.
  -Byłem u księdza. Udzieli nam potajemnego ślubu-oznajmił.
  -Bez mojej zgody?-zażartowałam.
  Chłopak wsunął dłonie pod moje kolana i plecy, tym samym podnosząc mnie. Zachichotałam, a mój śmiech stłumiły jego usta. Przeszedł przez ciemny pokój i położył mnie na łóżku, odrywając się ode mnie. Przyklęknął przy łóżku.
  -Będę nad Tobą czuwał całą noc, droga-szepnął.
  -Połóż się obok mnie-poprosiłam.
  -Wedle rozkazu, pani-odparł z uśmiechem.
  Już po chwili leżałam wtulona całym ciałem w mojego lubego. Gdybyśmy robili to gdzieś indziej, nie tutaj... Wtedy poznałabym definicję bezpieczeństwa, tak odległego mi słowa.
  -A kochasz mnie?-spytałam półszeptem.
  -Nie ukazuję tego wystarczająco?
  Po chwili ktoś zapukał do drzwi, a ja poderwałam się, a to samo zrobił mój młody narzeczony. Wskazałam mu palcem drzwi łazienki, za którymi już po momencie się znalazł. Poprawiłam włosy i i położyłam się z powrotem do łóżka. Ktoś przekroczył próg.
  -Rozalio? Śpisz?-spytała szeptem Weronika.
  Od razu usiadłam.
  -Nie, wejdź.
  Brunetka zamknęła drzwi i usiadła obok mnie.
  -Jak się czujesz?
  Zmarszczyłam brwi.
  -Dlaczego pytasz?
  Spojrzałam jej w oczy, które się... Zmieniły. Było w nich coś nowego, nieprzyjaznego...
  -Widziałam Cię dzisiaj z Panem-oznajmiła-o czym rozmawialiście?
  Zastanowiłam się chwilę.
  -Tylko zadał mi pytanie...
  -Robisz z nim co chcesz!-zawołała cicho-sprawia Ci to przyjemność?
  Spojrzałam na nią totalnie zdezorientowana. Nagle poczułam jej palce na mojej szyi, które przygniatają mnie do łóżka. Usiłowałam się wyrwać, ale na marne. Działała z jakąś nadludzką siłą.
  -On będzie mój. Tylko. Mój-powiedziała, nachylając się do mojego ucha-a żeby tak się stało, musi przestać być Twój.
  Gdy zaczęło mi drastycznie brakować tlenu, usłyszałam gwałtowne otwieranie się drzwi, przez które wyszedł Filip z pistoletem skierowanym w stronę Weroniki. Puściła mnie i wybiegła z pomieszczenia, a ja zaczęłam płakać.
  Tej nocy mój miły został przy mnie.

BestiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz