Ślub.

718 64 13
                                    

   Podziękowałyśmy służce za pomoc w zawiązaniu gorsetu. Schyliła głowę i posłusznie opuściła pokój.
  -Nie mogę uwierzyć, że wychodzisz za mąż, moja droga!-zapiszczała wesoło Liliana.
  -Tak, ja też nie mogę w to uwierzyć...-mruknęłam zmartwiona.
  Oplotła moją talię ciężkim stelażem i poczęła go wiązać.
  -Cóż to za dziwadło?-skomentowała.
  -To stelaż mojej babki-wyjaśniłam pospiesznie.
  -Nie wolałabyś ubrać czegoś wygodniejszego?
  Zaoponowałam głową.
  -Nie-szepnęłam.
  Ktoś chwycił za klamkę.
  -Nie!-wrzasnęła moja przyjaciółka.-Panna młoda jest jeszcze niegotowa!
  -Szykuj się, dziecko. Woźnica czeka-oznajmił mój tatko.
  -Za parę chwil przyjdę-odparłam.
  Odszedł, a rudowłosa założyła mi pierwszą spódnicę, która miała zakrywać stelaż.
  -A ty, Liliano? Kiedy małżeństwo?-spytałam z uśmiechem.
  -Aby się taki przydarzył!-zawołała.
  -A Jakub?-rzekłam w żarcie.
  Dziewczę zachichotało i poprawiło drugą warstwę u dołu.
  -Gdyby on jeszcze mnie chciał...!
  -Nie bądź taka skromna. Jesteś naprawdę piękną kobietą.
  -Nie, nie, to wiem-zaśmiała się.-Ale Jakub jest niewrażliwy na wdzięki kobiece. Nigdy ci o tym nie mówił? Sądziłam, że byliście blisko.
  Założyła mi bogatą część sukni i poczęła zapinać guziki.
  -Do czego zmierzasz, Liliano?
  -Jakub woli mężczyzn.
  Otworzyłam szeroko usta. W prawdzie, nigdy nie patrzył na mnie z pożądaniem...
  -Jesteś tego pewna?
  -Sam mi to oznajmił! Ale nie wiesz tego ode mnie, naturalnie, tak?
  Zaśmiałam się.
  -Oczywiście, przyjaciółko.
  W wesołej atmosferze dokończyłyśmy ubiór. Ostatnim etapem było przykrycie mojej twarzy materiałem, którym miałam być zakryta od teraz do końca przysięgi.
  Spojrzałam na maskę, Lilianę i wspomniałam wczorajsze słowa Pana. Złapałam ją za dłoń.
  -Jestem zmuszona cię o coś prosić-rzekłam nagle.
  -O wszystko, kochana.
  Wyjaśniłam jej całą sytuację, w której się aktualnie znajdowałam. Wysłuchała mnie z szeroko otwartymi oczami.
  -Rozalio, to szaleństwo!-zaoponowała.
  -Będę ci dłużna i wdzięczna po kres czasu, tylko błagam, zrób to...-prosiłam ze ściągniętymi brwiami.
  -Jesteś marzycielką. To nigdy się nie uda...
  -Nikt cię nie pozna. Filip jest tradycjonalistą, może nawet nie przerwie mszy. Może postanowi żyć z tobą i nie jestem gołosłowna.
  Już po chwili stałam w białej chemise i prędko wiązałam ślubny gorset mojej przyjaciółce. Przebrałam się w jej niebogatą suknię i gdy obie byłyśmy gotowe, Liliana opuściła pokój drzwiami, a ja oknem.
  Skryłam się za najbliższym drzewem, niebezpiecznie blisko powozu i ludzi. Z drżącym sercem postanowiłam poczekać, aż wyjadą do kościoła. Filip nerwowo chodził przy koniach i co rusz poklepywał ich grzbiet. Podszedł do niego Jakub i zaczął o czymś mówić, a mój narzeczony nawet się do niego uśmiechnął. Musiał być niesamowicie szczęśliwy, że aż porwał się na taki gest. Nigdy mi nie wybaczy mojego postępowania...
  Odwróciłam na chwilę twarz, żeby opanować wzruszenie. Jednak wtedy usłyszałam głos służki, który od progu krzyknął "Panna młoda jest gotowa!". Spojrzałam gwałtownie na plac przed domem. Chłopcy w geście pogodzenia uścisnęli sobie dłonie i poklepali się po plecach. Filip pomógł wsiąść niemej Lilianie na powóz, po czym zasiadł obok niej. Czule złapał jej dłoń i nakazał woźnicy ruszyć. Za nimi w korowodzie ruszył pojazd z naszymi ojcami, a dalej: kareta z Jakubem. Jak wyjaśnili nieobecność Liliany? Najpewniej już nigdy się tego nie dowiem.
  Plac opustoszał, a ja zakradłam się do stajni, gdzie zastałam ostatniego konia-był to wierzchowiec jakubowy. Powitałam klacz i przerażona założyłam jej siodło i resztę wyposażenia. Nie mogłam już dłużej zwlekać, toteż wskoczyłam na jej grzbiet i popędziłam przed siebie. Przy odrobinie szczęścia nikt ze służby mnie nie usłyszał.
 
Niezidentyfikowana postać
  Woronow wdzięcznie odłożył kieliszek.
  -Rozalia Berezowska, miał pan styczność z taką niewiastą?
  Jego szlachetnie urodzony rozmówca ściągnął brwi.
  -Nic mi nie mówi to imię, jednak podobno pan Grabowa wydaje swojego syna po cichu za dziedziczkę Berezowskiego.
  Aleksander zainteresowany poprawił się na fotelu.
  -Kiedy ma mieć to miejsce?
  -A jaką mamy dziś datę?
  Bestia w skupieniu stuknęła kilka razy palcem w stół.
  -Dwudziesty szósty lutego.
  Szlachcic uśmiechnął się lekko.
  -Mamy południe, więc uroczystość niebawem się zacznie.
  Woronow niemalże natychmiast się podniósł.
  -Bardzo dziękuję panu za tę informację. W jakiej parafii odbędzie się przysięga?
  Po otrzymaniu tej informacji mężczyzna opuścił budynek. Przemieniłem się w postać ludzką i udałem się za nim.
  -Rozalia uciekła od Filipa-oznajmiłem dumnie.
  -Naturalnie-odparł sarkastycznie.-A teraz idę po moją ukochaną.
  Złapał za drzwi karety.
  -Jesteś niemądry, Aleksandrze, że nie chcesz mnie wysłuchać. Słuchaj, co oznajmiam: Rozalia ucieka właśnie na zachód, konno.
  Nawet nie uraczył mnie swoim spojrzeniem. Zniknął w pojeździe i odjechał. Nie chciałem wpływać na jego czyny. Jego nieposłuszeństwo będzie dla niego największą karą.

Bestia
  Pośpiesznie zeskoczyłem z konia i uwiązałem go. Szybkim krokiem podszedłem do masywnych drzwi i po poprawieniu mankietów wślizgnąłem się do wnętrza budynku. Stanąłem blisko wyjścia pośród oglądających ceremonię wieśniaków. Skupiłem się na wypowiadanych przez nich słowach, aż w końcu uświadomiłem sobie, że jestem spóźniony.
  Rozalia wsunęła temu chłopcu na palec obrączkę, a ten odsłonił jej twarz ukrytą za materiałem. Nagle cały kościół wypełnił się szeptem.
  -Kim jesteś?-spytał Grabowski.
  Z zaciekawieniem zerknąłem na ołtarz. Czy to nie była jedna z moich służek?
  -Nie, nie... Ślub nieważny!-zawołał.
  Zsunął z palca pierścień i odrzucił go w stronę chrzcielnicy. Gwara spotęgowała się, a pan młody ruszył do wyjścia. Opuściłem kościół zaraz za nim. Oparł się beznadziejnie o mur świątyni. Po dostrzeżeniu mnie wyraźnie zbladł.
  -Ty...? Rozalia...-szepnął.-Gdzie ona jest?
  -Sam mi to powiedz, młodzieńcze. Specjalnie pofatygowałem się na waszą uroczystość, a tutaj taki zawód...-odparłem prześmiewczo.
  -Gdzie jest Rozalia?
  -Nie wiem.
  -Gdzie?!-powtórzył agresywnie.
  Wzruszyłem obojętnie ramionami.
  -Najwidoczniej uznała, że nie jesteś jej pisany.
  Pokręcił głową.
  -Ona się tak ciebie obawiała, a ja byłem na to głuchy...
  Zmarszczyłem nieznacznie czoło.
  -Prawdziwie nie wiesz, gdzie się znajduje Rozalia?
  -A ty wiesz?
  Ułożyłem ręce wzdłuż ciała i ruszyłem w stronę miejsca, w którym zostawiłem konia.
  -Nie odpowiedziałeś na moje pytanie-upomniał mnie dandys.
  Zatrzymałem się na moment.
  -Rozalia udała się na zachód, tylko taką mam informację.
  -Na zachód? Na pewno kieruje się do Knyszyny-oznajmił.
  -Knyszyny?-zauważyłem.
  Wyglądał, jakby prawdziwie ugryzł się w język. Podszedłem do niego.
  -Obu nam zależy na jej sercu i proponuję zapomnieć o naszej naturalnej waśni, aby odnaleźć ją możliwie jak najprędzej.
  Zsunąłem rękawiczkę i podałem dziecku dłoń. Po chwilowej niepewności zdjął również swoją.
  -Jaką mogę mieć pewność czystości twoich intencji?
  -Przysięgam na magię, że do momentu ujrzenia jej oblicza będę ci przyjacielem.
  -Nie w kościele!-skarcił mnie.
  Podał mi rękę, czym zawarliśmy układ. Dzwony zaczęły bić koniec ceremonii, a prosty lud opuszczać mury świątynne.

BestiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz