Zaszczyt.

3.2K 244 11
                                    

  Z tego, co mówiły służki, jest już sobota. Jestem tutaj już kilka wyczerpujących dni, w których każdy wygląda tak samo: pracujemy od rana do wieczora, Małgorzata nieustannie nas kontroluje, a Pan nie zszedł ani  razu. Kim jest ten człowiek? Czy on na pewno... istnieje?
  Dzisiejszego dnia nużącą codzienność zmąciło wydarzenie z popołudnia. Gdy całą czwórką zamiatałyśmy ogromny salon, do środka weszła czwórka mężczyzn. Wyprostowałam się z zaciekawieniem, jako jedyna z moich koleżanek. Oni jednak jedynie przeszli przez salon w zabłoconych butach, po czym zniknęli w dalszej części rezydencji. Byłyśmy zmuszone to umyć, toteż uczyniłyśmy to.
  Kto to był?
  Kolejne niecodzienne wydarzenie zdarzyło się około godziny osiemnastej, gdy miałyśmy już fajerant. Zmęczona leżałam na łóżku, gdy do mojego pokoju weszła Liliana z czerwoną suknią, skromną, ale ładną. Wstałam.
  -Tak?-spytałam znużona.
  -Wykąpana? Niewykąpana! Szybko, idź się umyć!-zawołała dziewczyna, kładąc kreację na moim łożu-no już! Prędko, szybko!
  Popchnięta jej ponagleniami poszłam do łazienki i wykonałam rozkaz. Coś się stało?
  Wróciłam do niej po dziesięciu minutach, a dziewczyna podniosła sukienkę i delikatnie mi ją podała.
  Byłam zdezorientowana tym bardziej, że ona ubrana była w normalne ubranie robocze.
  -Ale dlaczego?
  -Ubierz ją!
  Nie pytając więcej ubrałam czerwoną kreację, a na nogi zwykłe baletki, które używam codzień.
  -Szybko!-ponagliła.
  Złapała mnie za rękę i zaprowadziła pod schody prowadzące na drugie piętro. Zatrzymała się i poprawiła mi włosy.
  -Musisz iść. Musisz iść do Pana-powiedziała.
  -Co? Przecież tam nie wolno-zdziwiłam się.
  -Pan Cię prosi, musisz tam pójść. Pamiętaj: bój się go.
  Dziewczyna odbiegła, a ja spojrzałam na stare, zakurzone schody. Przeraziłam się. Dlaczego mnie prosi? I dlaczego miałam się przystroić?
  Mącona niepokojem ruszyłam na górę. Za oknami była ulewa, co jeszcze bardziej odbierało mi odwagi. Od maleńkości miałam lęk przed burzą.
  Gdy byłam już na piętrze, skierowałam się na prawo, gdyż tylko tam ujrzałam otwarte drzwi. Przekroczyłam ich próg i stanęłam na środku pokoju. Stał tam jakiś mężczyzna, ze wzrokiem utkwionym na mnie.
  -D-dobry wieczór-powiedziałam cicho, przestraszona.
  To był Pan?
  -Dobry wieczór, proszę Pana-skarciła  mnie ów postać.
  -Przepraszam-szepnęłam i zniżyłam głowę.
  -Odejdź, Piotrze-powiedział ktoś siedzący na odwróconym do ściany fotelu.
  -Tak, Panie-odrzekł spokojnie i opuścił pokój, mijając mnie.
  Było tutaj tak ciemno, że mogłam dostrzec naprawdę niewiele. Gdy za oknem uderzył piorun nieco rozświetliło to pomieszczenie, jednakże mało zapamiętałam. Jedynie tyle, że mężczyzna siedział naprzeciwko równie pięknego co reszta domu kominka.
  -Podejdź o trzy kroki-rozkazał, a ja na chwiejących się nogach przeszłam tę odległość.
  Zagryzałam wargi, chcąc uspokoić kołatające serce. Dlaczego pozwolił MI tutaj przyjść? Przecież nie byłam godna tego zaszczytu.
  -Jak masz na imię?-zadał pierwsze pytanie.
  -Rozalia-odparłam posłusznie.
  Przez chwilę zapanowała cisza przecinana przeraźliwym stukotem kropel wody, które lada chwila wybiją okna.
  -Ufasz mi, Rozalio?
  Co miałam mu odpowiedzieć? Tak? Nie? Nie miałam pojęcia. Podniosłam dłonie na wysokość brzucha i zaczęłam je nerwowo pocierać.
  -Zadałem Ci pytanie-upomniał.
  -Nie wiem-odrzekłam, po czym wzięłam głęboki wdech-ufam Panu.
  -Zamknij oczy.
  Bez sprzeciwu wykonałam polecenie. Usłyszałam, jak mężczyzna wstaje, a obcasy jego butów głośno uderzały o deski, gdy powoli zbliżał się do mnie. Spuściłam głowę.
  -Dlaczego mi ufasz?-spytał, łapiąc mnie delikatnie w talii, stojąc za moimi plecami.
  Wbiłam paznokcie w rękę.
  -Nie wiem-odrzekłam.
  Odgarnął moje włosy do tyłu. Gdy musnął moją szyję poczułam chłód jego dłoni.
  -Wiesz, kim jestem?-spytał szeptem.
  -Nie-odparłam, nie zastanawiając się nad odpowiedzią.
  -Nie?-zdziwił się-wiesz, jak się nazywam?
  -Nie-powtórzyłam.
  Za oknem zagrzmiało, a ja jeszcze mocniej zacisnęłam powieki.
  -A wiesz, kim ty jesteś?
  Zastanowiłam się chwilę. Pan był niecierpliwy, więc nie miałam za dużo czasu.
  -Nie.
  Mężczyzna przejechał dłonią po moim ramieniu. Jęknęłam od zimna, które mi przekazywał.
  -Boisz się mnie?-spytał.
  Specjalnie o to spytał. Wszyscy mi mówią, że powinnam się go bać. On mi robi test. Test z wiedzy, którą powinnam posiadać.
  -Tak-odparłam.
  Odsunął się ode mnie. Czyżby miało to symbolizować błędną odpowiedź?
  -Nonsens! Ufasz człowiekowi, którego się boisz? To jak głaskać dzikie zwierzę-zawołał i szybkim krokiem powrócił na swój fotel.
  -Boisz się, ale przy odrobinie odwagi uda Ci się-stwierdziłam cicho.
  -Przy odrobinie głupoty-skarcił mnie-odejdź, Rozalio.
  -Dobrej nocy-szepnęłam i otworzyłam oczy.
  -Zamknij oczy!-wrzasnął-nie pozwoliłem Ci się odezwać!
  Z przerażeniem zacisnęłam powieki,  spod których wymknęła się łza.
  -Odejdź-rozkazał-i nie otwieraj oczu aż do jutra rana.
  Skinęłam głową i posłusznie się wycofałam, zeszłam po omacku po schodach, aż w końcu położyłam się na łożu i zalałam łzami.
  Byłam przerażona i zawstydzona jednocześnie. Upokorzył mnie. Zmiażdżył mnie, każąc w ułamkach sekundy odpowiadać na nieproste pytania... to było zbyt trudne. Zbyt ciężkie.

BestiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz