Ostatnie chwile.

356 17 5
                                    

Rozalia
  Pan przestawił konia na białe pole.
  -Szach mat-oznajmił i wyprostował się.
  Jakub z niedowierzaniem rozejrzał się wzrokiem po planszy. Dopiero teraz dostrzegł, że figury Aleksandra otoczyły go z trzech stron i nie miał szansy na ucieczkę. Pokiwał niezadowolony głową i począł ponownie układać figury.
  -To jak, która z pań ma ochotę zmierzyć się w grze?-zaproponował sługa.
  -Rozalio, wyglądasz posępnie. Może partyjka poprawi ci nastrój?-zaproponowała moja przyjaciółka.
  Uniosłam wzrok na planszę. Cała trójka wyczekiwała odpowiedzi.
  -Ja dzisiaj podziękuję. Nie jestem zbyt dyspozycyjna.
  -Tak więc może dobrze zrobi nam spacer?-zasugerowała.
  Już po chwili szłam wsparta o ramię Jakuba, a Liliana u boku Aleksandra. Weszliśmy do ogrodu. Już od kilku dni utrzymywała się niska temperatura, co potęgowało moją apatię.
  -Rozumiem twój ból-powiedział półszeptem Jakub.-Ale to nie twoja wina. Nie powinnaś mieć wyrzutów sumienia.
  Wzięłam głęboki wdech mroźnego powietrza.
  -Dziękuję za słowa otuchy, ale wiem, że jestem współwinna. Gdybym jej do niego nie przyprowadziła...-urwałam wzruszona.
  -To by sama przyszła.
  To dokończenie nieco mnie pocieszyło. Posłałam mu delikatny uśmiech.
  -Czy coś wiadomo o pracach na sali?-spytałam pełnym głosem.
  -Podobno wygląda coraz lepiej. Może się tam przejdziemy?
  -Podoba mi się ta myśl.
  Już po kilkunastu minutach całą czwórką byliśmy w środku. Aleksander zostawił swoją towarzyszkę i zaczął z zachwytem oglądać salę.
  Była naprawdę ładna i wystawna. Posiadała wiele elementów złotych bądź pozłacanych. Na ścianie głównej, naprzeciwko drzwi, znajdował się ogromny malunek. Pod sufitem było mnóstwo okien o zdobnych ramach. Wszystko tutaj było zaiście bogate i coraz bardziej czyste. Właśnie jakiś podwieszony na górnych belach mężczyzna poprawiał ozdobę ściany głównej.
  Woronow zdążył przemierzyć całą tę wielką salę. Stał pod malowidłem. Przeprosiłam Jakuba i ruszyłam w tamtą stronę.
  -Wyprawimy bal-oznajmił.-Wiosenny Bal. Zaprosimy najznamienitsze rodziny. Uczynimy z tego wydarzenie roku...
  Ruszył dalej, a ja po chwili zawahania ruszyłam za nim.
  -My?-zauważyłam ze śmiechem.
  Odwrócił się na tyle gwałtownie, że prawie na niego wpadłam.
  -No tak, przecież my...
  Zaciął się, a po chwili ruszył dalej. Podążałam za nim jeszcze krótki moment, lecz po chwili oddaliłam się do przyjaciół. Aleksander kilka razy okrążył salę, po czym dołączył do nas. Ponownie ruszyliśmy w stronę ogrodu-tym razem towarzyszył mi Woronow.
  -Nie sądzisz, że wyprawianie teraz balu byłoby dosyć... Nietaktowne?-spytałam.
  -Dlaczego? Ludzie cieszą się z mojej zmiany-odparł nie rozumiejąc aluzji.
  -Jednak zginął ktoś z twoich ludzi. Powinieneś uszanować jej pamięć i zachować żałobę.
  -Czy nie uważasz, że ratowanie życia wspaniałej kobiety nie jest usprawiedliwieniem nawet najgorszej zbrodni?-spytał z półuśmiechem.
  Westchnęłam i odwróciłam głowę. Dlaczego był taki wesoły i niepoważny?
  -Jednak skoro nie podoba ci się mój pomysł...
  -Podoba-zaoponowałam.-Ale termin powinien być rozciągnięty w czasie.
  -Jak sobie życzysz.
  Jakub i Liliana zatrzymali się na ławce, lecz my ruszyliśmy dalej. Aleksander urwał jakiś biały kwiatek i przystanął. Zrobiłam to samo.
  -Rozalio...-zaczął patrząc mi w oczy.
  Był zadowolony, to nie mogło wróżyć nic dobrego.
  -Nie, Aleksandrze, nie-prędko go powstrzymałam.
  Mężczyzna nieco ściągnął brwi, po czym się zaśmiał. Straszne ha-ha.
  -Chciałbym cię prosić...
  -Już raz mnie o to prosiłeś, w zupełności wystarczy-zaproponowałam.
  -Jesteś bardzo pewna siebie, miła-skomentował.-Chciałbym, żebyś towarzyszyła mi na balu.
  Nieznacznie westchnęłam, po czym zgodziłam się ze zmieszaniem. Prawdziwie uważałam, że znowu mi się oświadczy.
  -Jestem bardzo kontent, bo mój ojciec wyprawiał takie same bale na wiosnę. Przypominają mi o Laurze-wyznał.
  Czas mijał szybko i zdecydowanie zbyt spokojnie. Całe dnie spędzałam na niczym: spacerowałam w asyście przyjaciół i Pana, grywałam w szachy, karty czy warcaby, w momentach oddechu zagłębiałam się w świat lektur. Wpadłam w sen zimowy, który miał się zakończyć dopiero w dniu balu, który nieubłaganie się zbliżał.
  Miałam jeden na wpół radosny dzień w całym tym letargu-gdy otrzymałam wiadomość zwrotną od ojca. W pierwszej kolejności czułam rozgoryczenie, ponieważ przez dwie strony nie napisał nic o Filipie. Rozpromieniłam się dopiero, gdy pod trudami życia codziennego było zapisane Kocham Cię, Rozalio. Zrozumiałam wtedy, że mój ukochany dostał ode mnie wiadomość i już tu zmierza, a ojcowskie bałamuty były swoistą cenzurą. Rozpoznałam to po szybkim piśmie mojego miłego i po Rozalii. Ojciec zawsze pisał Różyczko.
  Tak więc czekałam. Życie toczyło się swoim rytmem, a ja kroczyłam w swoim tempie. Czułam w powietrzu nieuchronny koniec. Tylko nie wiedziałam, czy to bryza oceanu, który miałam przemierzyć u boku narzeczonego, czy powiew katastrofy.
  Co tymczasem działo się z moimi bliskimi? Liliana wzięła na swoje barki zajęcie się małym Filipem, w czym wszyscy jej troszeczkę pomagaliśmy. Pomimo jej lekkiej duszy sprawowała się wyśmienicie w tej roli.
  Życia Jakuba nic nie mogło ruszyć. Wciąż był posłusznym Panu i wciąż miał również gorącą głowę. Niekiedy wdawał się w mniejszej wagi awantury. Pierwszy raz miał sposobność, aby spędzać czas z Aleksandrem-co mu ułatwiałyśmy. Chociaż wiedziałyśmy, że to bardzo fatalne zauroczenie.
  Jeszcze pozostał On. Woronow stawał się coraz dziwniejszy. Nie twierdzę, że wcześniej był człowiekiem w pełni normalnym. Wręcz temu przeczę. Ale z jego psychiką było coraz gorzej. Zdarzało mu się rozmawiać z samym sobą i być bardzo nieobecnym. Kręcił się bez większego celu. Na kilka dni przed balem nawet patrzyło mu inaczej z oczu. Wyglądał na bardziej zmęczonego.

Uwaga!
W następnych rozdziałach będzie załączona muzyka. Sugeruję czytać z nią w tle, ponieważ potęguje ona klimat, który miałam zamiar ukazać.

BestiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz