Wokół rozbrzmiewała piękna muzyka, która koiła moje zmysły, nawet bez mojej świadomości takiego czynu. Jednak z minuty na minutę sceneria się zmieniała: zamiast anielskiego aksamitu zaczął występować surowy, ciężki, demoniczny mrok. Tak, jak z początku wirowałam w zatracającym balecie, teraz w popłochu uciekałam. Gdy pieśń stała się tak okrutna, że aż bolesna. Upadłam i uświadomiłam sobie, że nie dam rady umknąć.
-Stąd nie ma odwrotu.
Głos Pana był podobny do wcześniejszej miękkości i spokoju. Stał nade mną i wyciągał ku mnie dłoń. Odwróciłam się w stronę piekielnego przedstawienia, lecz zastałam tam samo dobro. Dudniło jednak coraz niższym tonem i okazało się, że moją jedyną ostoją w cierpieniu była ręką mojego oprawcy. Widok, który widziałam zaledwie moment, zapadł w mojej pamięci na długo. Był to jeden z tych momentów, które wcale tyle nie znaczą, a są cenne z jakichś względów dla Twojej podświadomości: ujrzałam Pana w demonicznej postaci, nad którym świeci światło.Poderwałam się i rozejrzałam.
-Nie krzycz już, proszę...-rzekła zmęczonym i bezsilnym głosem Tatiana.
Z zawstydzeniem przeprosiłam ją. Wyszłam z mojej sypialni i poczłapała do swojej kanciapy, a ja położyłam się ponownie, lecz tej nocy już nie zasnęłam. Widziałam tylko tą twarz. Tę okropną, obrzydliwą, potworną twarz, która patrzyła na mnie miłosiernie i pałała do mnie zwykłą, czułą miłością do bliźniego. Za każdym zamknięciem powiek słyszałam te okropne pieśni, więc kilka godzin siedziałam z otwartymi oczami i cierpiałam katusze przez bezsenność.
Gdy słońce leniwie wzeszło nad horyzont, do mojego pokoju weszła służąca. Zwyczajowo odsłoniła kotary, strzepnęła ze stolika tylko jej znajomą rzecz, rzuciła szybkie "wstajemy, panienko" i wyszła, niekulturalnie zostawiając otwarte drzwi. Przynajmniej w moim systemie wartości było to niegrzeczne.
Podniosłam się z przeszywającym bólem głowy i ubrałam się w nieszeroki stelaż z gorsetem i jasną suknię. Upięłam włosy i udałam się na śniadanie, które w spokoju zjadłam ze służącymi. Mimo ciszy zauważyłam w nich jakąś zmianę: ukradkiem na siebie spoglądali, a gdy ich wzrok się spotykał zawstydzeni odwracali wzrok, żeby po chwili zachichotać. Nadzwyczaj dziwne zjawisko.
Po posiłku robiłam to samo, co przez równy tydzień od wtórnego odejścia Pana. Przez większość czasu siedziałam i czytałam w altanie, od czasu do czasu pomagając w ogrodzie bądź przy koniach. Za każdym razem, gdy znikałam za drzwiami do zagrody dla koni, po kilku minutach przy mnie i Piotrze zjawiała się Tatiana. Uniemożliwiało nam to spokojną dyskusję o Zalesiu.
Znalazłam jednak te pięć minut na osobności z przybranym synem Pana.
-Dlaczego przyjechał?
Piotr przerzucił worek z jednego stosu ma drugi.
-Chyba naprawdę chodziło o dziennik. Musi mieć w nim coś ważnego, bo bardzo nie chciał, żebyś go przeczytała.
Wziął torbę, która po poprzedniej czynności leżała na wierzchu i postawił ją opierając o swoją nogę.
-Mówił Ci kiedyś o aniele?
Rozciął go nożem.
-Skąd o tym wiesz? Przeczytałaś o tym?
Ze środka wysypała się pasza. Zaczął wsypywać ją do karmidła dla konia.
-Wnioskuję, że znasz treść tego dziennika?
Potrząsnął przecząco głową.
-Więc dlaczego pytasz o jakieś anioły?
Zmieszałam się. Nie chciałam mówić mu o moich snach. To było zbyt intymne.
-Załóżmy, że wiem o tym z jego dziennika.
Postawił worek i zaczął wiązać go liną, którą miał przewieszoną przez ramię.
-Podobno anioł kazał mu Ciebie porwać.
Odłożył wór pod ścianę.
-Kazał mu?-zauważyłam.
Skinął głową i podszedł do stołu.
-Podobno Pan ma szeroko rozwinięty świat snów. Czasem myli mu się jawa ze snem. Nie wiem więc, czy ten anioł mu się przyśnił, czy może przyszedł do niego.
-Aleksandrze, musimy porozmawiać...-szepnęłam do siebie.
-Co?-spytał Piotr odwracając się w moją stronę.
-Nic ważnego.
Wtedy do budynku weszła Tatiana. Chwilę pogawędziłyśmy, po czym usunęłam się stamtąd, aby dać im chwilę prywatności.
Wróciłam do sypialni i wyjęłam pierścionek. Wysunęłam go z satynowej powłoczki, która odłożyłam na stolik. Usiadłam na łóżku spokojnie obracając go między palcami. Na pewno był dużo wart.
Potem pomyślałam o stajni. Nie miałam na myśli koni, może tylko jednego. Skoro jestem Panią tego miejsca, to może dać Tatianie i Piotrowi konia, ten pierścień i dać im odejść? Na pewno dużo by to dla nich znaczyło, a ta biżuteria pozwoliłaby im się ustawić na tyle, by zdążyli podjąć pracę i uczciwie zarabiać na życie. Są dobrymi ludźmi, chociaż dosyć prostymi. Nie zasługują na niewolniczą pracę w służbie u jakiegoś psychopaty.
Z drugiej, egoistycznej strony, pozbycie się ich dałoby mi wolną rękę w działaniu. Mogłabym swobodnie przeszukać wszystkie zakamarki tego domu i być może udałoby mi się znaleźć sposób na ucieczkę z tego piekła przed powrotem Pana. Przez chwilę moja zauroczona część umysłu żałowała samej myśli o umknięciu Aleksandrowi. Przecież tyle dla mnie robi, powinnam być mu wdzięczna...
-Nie!-skarciłam się na głos.
Gniewnie odłożyłam pierścień.
Tak naprawdę do końca dnia nie zrobiłam nic interesującego, oprócz krótkiej rozmowy ze służącymi. Upewniłam się, że naprawdę wiąże ich jakieś uczucie, zgoła inne od więzi mojej z Panem, ale podobne do mojej z Filipem. Postanowiłam, że niedługo podzielę się z nimi moją decyzją. Nie powinni zbytnio się stawiać.

CZYTASZ
Bestia
FantasyCo nas kształtuje? Historia ta opowiada historię młodziutkiej Rozalii, która pewnej ulewnej nocy traci pamięć: przeszłe wspomnienia ukryte są głęboko w jej podświadomości i nie jest w stanie przypomnieć sobie nawet w jakich okolicznościach trafiła d...