Nowa.

2.5K 210 6
                                    

  Wstałam i wykonałam wszystkie poranne czynności. Z tą różnicą, że nie było poranka. Była gęsta, przejmująca noc. Wyszłam z zamku i wskoczyłam na konia, który od razu ruszył. Im dalej zapuszczałam się w las, tym przyspieszało moje kołatające serce. W pewnym momencie biło ono tak mocno, że aż…

  Obudziłam się i poderwałam do pozycji pionowej. Co oznaczają te sny?!
  Zrzuciłam bandaż i ubrania, umyłam się. Ubrałam się w strój roboczy, po czym stanęłam przed dylematem: czy nadal potrzebuję opatrunku? W końcu doszłam do wniosku, że po południu udam się do doktora, który zadecyduje za mnie.
  Zeszłam na dół do kuchni, gdzie zjadłam śniadanie z resztą kobiet.
  -Dobra, musimy wszystko przygotować, to jest podać do stołu. Zostawcie jeszcze trochę syfu, ona to będzie sprzątała.
  Tak też zrobiłyśmy. Po pół godzinie uczta była przygotowana, a po następnych trzydziestu minutach zeszła Nowa i weszła do kuchni.
  Miała pospolitą, ale ładną twarz. Mierzyła z metr sześćdziesiąt, a sylwetkę miała nienaganną. Po prostu była atrakcyjna.
  -Witaj. Nazywam się Weronika, to Liliana-wskazała na rudawą i kruchą dziewczynę-a to Rozalia-przedstawiła mnie.
  -Łucja?-rzekła ze zmarszczonymi brwiami-co ja tutaj robię?
  Od tego momentu już mi się ona nie podobała. Co to za ton? Co to za słownictwo? Gdzie się podziała kultura i maniery?
  -Przygotowałyśmy Ci śniadanie-dodała i wskazała na przejście do jadalnii.
  -Łaski bez, ale dziękuję-odparła i przeszła do pokoju obok.
  Przez chwilę stałyśmy w zdumieniu. To była jakaś wieśniaczka! Dlaczego Pan ją przyjął?
  Po chwili Weronika odwróciła się w naszą stronę i uśmiechnęła, nadal zmieszana.
  -Chodźmy usprzątać salony.
  Tak też zrobiłyśmy. Wzięłyśmy miotły i zamiatałyśmy.
  Po jakimś czasie z jadalni wyszła Łucja i bez słowa poszła na górę. W jakim domu ona została wychowana? Chyba w sierocińcu.
  Gdy nie schodziła przez godzinę, dziewczyna o grubym warkoczu zarządziła, że ja mam iść po nią iść, Liliana po wodę i szmatki, a ona dokończy zamiatanie. Toteż rozeszłyśmy się do obowiązków.
  Weszłam na piętro i skierowałam się do pokoju, który zeszłej nocy sprzątałyśmy. Zapukałam, po czym weszłam. Leżała na łóżku.
  -Prosimy Cię na dół-rzekłam spokojnie.
  -Nie chce mi się.
  Wzburzyła się we mnie krew.
  -Jesteś od dzisiaj jedną ze służących w domu naszego Pana, to należy do twoich obowiązków-odparłam ze sztuczną uprzejmością.
  -Kim jest ten "Pan"?-zaciekawiła się-młody chociaż?
  Westchnęłam.
  -Owszem, młody.
  -A przystojny?
  Oczami wyobraźni przypomniałam sobie jego twarz.
  -Wedle upodobań-rzekłam zbywająco-chodźmy.
  -Gdzie on jest? Jak se z nim pogadam, to se mogę pracować. Może by mnie wziął i bym wyszła na szlachcica?… Ah! Piękne by to było życie! Mogłabym leżeć i pachnieć!
  Wyobraziłam sobie ją u boku Pana… napełniła mnie złość.
  -Pan jest na drugim piętrze, ale kobietom nie można tam wchodzić bez pozwoleństwa.
  Miałam ochotę powiedzieć niegrzecznie "oprócz mnie". Irytowała mnie jej pewność siebie i styl bycia. Poderwała się z łóżka i spojrzała na mnie oburzona.
  -Co?! Nikt nie będzie mi mówił co mogę, a czego nie mogę robić!-zawołała.
  Minęła mnie i skierowała się w stronę schodów.
  W ciągu kilku sekund obliczyłam, iż jej czyn skończyłby się bardzo źle, toteż zatrzymałam ją szarpnięciem ramienia.
  -Stój, wariatko-mruknęłam-sama pójdę. Pan mnie szanuje. Powiem mu, że chcesz spotkania.
  Pokiwała głową, a ja puściłam jej rękę i niepewnie weszłam na górę. Bałam się, nie wiedziałam, jak zareaguje.
  Stanęłam przed drzwiami i po chwili zawahania, zapukałam w drewno.
  -Czekać!-krzyknął.
  Grzecznie zostałam na miejscu. Z pokoju było słychać trzy głosy; Pana, Piotra i jakiegoś nieznanego mi mężczyzny.
  Po upływie pięciu minut usłyszałam "otwórz drzwi", a już za chwilę rozwarły się przy pomocy Piotra. Z salonu wyszedł jakiś facet, a Pan wyprostował  się znad stołu. Weszłam do ciemnicy rozświetlonej przez kilka świec. Gdy Pan mnie dostrzegł, znieruchomiał.
  -Odejdź, Piotrze-rzekł.
  Sługa wykonał polecenie, zamykając nas za sobą.
  Nastała chwila ciszy.
  -Witaj, Rozalio-odezwał  się jako pierwszy.
  -Witaj, Panie-odparłam-mam zamknąć oczy?-spytałam, gdy oprzytomniałam.
  Pokiwał twierdząco głową. Zamknęłam je.
  -Po cóż przyszłaś?
  Zaczął krążyć wokół.
  -Nowa służka prosi o spotkanie z Panem-oznajmiłam.
  -Tak szybko? Jest wtorek rano-rzekł i się zaśmiał.
  Rozzłościłam się. Dzięki tej wieśniarce Pan się zaśmiał.
  -Owszem.
  Coraz to bardziej niecierpliwiłam się. Pan zwlekał z wypowiedzią za każdym razem.
  -Sama zadecyduj-odparł.
  -Nie mogę podejmować za Pana decyzji-powiedziałam niepewnie.
  -Miałaś wykonywać wszystkie moje polecenia-przypomniał moje słowa z niedzieli.
  Uśmiechnęłam się krzywo. Byłam zazdrosna i nie cierpiałam tej nowej. Dlaczego miałaby już pierwszego dnia, na swoje widzimisię, stanąć w tym pokoju? To byłoby niesprawiedliwe.
  A z drugiej strony, jeśli stwierdzę, by tutaj przyszła, to może Pan sam się do niej zrazi i ją odeśle? Albo przynajmniej będę miała od niej spokój, nie będzie ciągle mi mówiła o Panu.
  -Sądzę, że może Pan dać jej szansę-oznajmiłam.
  Mimo wszystko odezwał się we mnie instynkt, który szeptał, że skoro obie jesteśmy tutaj na służbie to powinnyśmy sobie pomagać. Może mi się to opłaci?
  -Przyprowadź ją.
  Skinęłam głową i wróciłam po nią. Kiwnęłam w jej stronę dłonią, a ona podążyła za mną.
  -Zamknij oczy-powiedziałam, gdy byłyśmy pod drzwiami.
  -Ani mi się śni!-krzyknęła piskliwie i weszła pewnie do salonu.
  Teraz jest ona już na łasce Pana-pomyślałam.
  Zeszłam na parter i wróciłam do pracy. Dziewczyny zerkały na mnie zdziwione.
  -Gdzie nowa?-spytała Weronika.
  Wskazałam na sufit, a wszystkie już wiedziały, o co chodzi. Umyłyśmy podłogę, starłyśmy kurz, poduszki poszły do prania, wytrzepałyśmy dywany, wysprzątaliśmy kominek. Już wiedziałam, dlaczego jest tutaj taki nieporządek-nas było za mało! Sprzątanie salonu zajęło nam cały dzień. Zanim udałoby nam się ogarnąć cały zamek, ponownie tutaj byłoby nieczysto. Błędne koło.
  A byłyśmy w trójkę, gdyż Łucja już dzisiaj się nie pojawiła. Jaki w ogóle byłby pożytek? Żaden.
  Wróciłam do swojej komnaty, jak zwyczaj wykończona. Rozebrałam się, umyłam i przybrałam w koszulę nocną. Gdy położyłam się do łóżka przypomniało mi się o tym, iż miałam iść do doktora. Niechętnie się podniosłam. Wtedy drzwi się otworzyły.
  -Pan Cię prosi, teraz-rzekł Piotr.
  Spojrzałam na swój niewyjściowy kostium, po czym skinęłam głową.
  Zaprowadził mnie do znanego mi pomieszczenia. Stanęłam na środku i zamknęłam oczy.
  -Dobry wieczór, Rozalio-rzekł prędko Pan.
  -Witam.
  -Myślałem trochę o tobie-mówił-uważam, że dobrze by było, gdybyś zamieszkała na drugiem piętrze. Jak sądzisz?
  Czułam niepokój. Jego głos był znaczniej weselszy niż zwykle. Sam fakt, iż był wesoły, wzbudzał mój strach.
  -I rozważam, byś przestała być na moich usługach-dodał.
  Awans-to byłoby coś cudownego. Ale i mogłoby zatruć mi całe życie, a przynajmniej to w posiadłości.
  -A cóż innego bym miała robić?-zapytałam z zainteresowaniem.
  Pan przez chwilę myślał.
  -Byłabyś moim doradcą, naprzykład.
  Wstał i ruszył w moją stronę.
  -Moim pierwszym zapytaniem będzie to, co sądzisz o tym, iż służące nie mogą otwierać oczu w moim towarzystwie.
  Mogłam udzielić szczerej odpowiedzi? Niepokojące…
  -Bezsensowne. Nie rozumiem tego-odparłam.
  -Czyli powinny mieć do tego prawo?
  -Owszem.
  Stał przed chwilę przede mną.
  -Pomyślę nad twoimi słowami-powiedział i podniósł moje dłonie-gdzie masz pierścionek?-spytał ze zdumieniem.
  -W pokoju.
  -Dlaczego?-nadal się dziwił, a ja razem z nim.
  -A po cóż miałabym go nosić? Nie rozumiem jego przeznaczenia-rzekłam z nadzieją, że Pan wytłumaczy mi, po co go otrzymałam.
  -Nie rozumiesz?-spytał i zaśmiał się-Rozalio, oświadczyłem Ci się.
  Znieruchomiałam. Co? Oświadczyny…?
  -M-mogłabym już odejść?-spytałam niepewnie.
  -Będziesz mogła, lecz najpierw mi odpowiedz. Wyjdziesz za mnie?
  Wyjęłam swoje ręce z jego i opuściłam je wzdłuż ciała. Byłam przerażona.
  -Nie-powiedziałam szybko-mogę odejść?
  Pan nic nie mówił, więc niepewnie odwróciłam się. Gdy byłam niemal przy drzwiach, mężczyzna szarpnął mną i przycisnął do ściany. Odruchem otworzyłam oczy. Był wściekły.
  -Dlaczego, do jasnej cholery?!-wrzasnął.
  Serce przyspieszyło mi rytmu.
  -Już ma Pan jeden powód. Agresja-szepnęłam.
  Zaczął szybciej oddychać. Po chwili rzucił mną na podłogę i wyszedł z salonu. Kolejne siniaki i zadrapania.
  Wstałam po kilku minutach i wróciłam do swojego pokoju. Z obolałym ciałem położyłam się w łożu i poczęłam szlochać.
  Dlaczego odmówiłam? Przecież to wiadome, że się zezłości. Dlatego był szczęśliwszy… a ja nawet nie domyśliłam się, że dostałam pierścionek zaręczynowy.
  Ale po co? Dlaczego mi się oświadczył? Ma w tym jakiś interes?
  Czy po prostu lubi się bawić moimi uczuciami?
  Znużona płaczem zasnęłam.

BestiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz