Nadeszła zima, a ja pomimo przyjaciółki i wiernego obrońcy u boku czułam się samotna. Tęskniłam duszą do Filipa, nie ciałem. Czy to nadawało mojej męce patetyczny wymiar? Miałam taką nadzieję, bo odkąd nie spotykałam go nawet w marzeniach, bardzo cierpiałam.
Zaś z Aleksandrem sprawa wyglądała bardzo specyficznie. Nie przyjeżdżał w ogóle od dwóch miesięcy, nawet nie pisał do żadnego z nas listów. Pewnego dnia więc do Zalesia wyruszył konno Jakub. Niewiele powiedział nam o rozmowie, Pan jedynie rzekł, że sprawy toczą się złym torem, jednakże postara się przybyć tydzień przed Bożym Narodzeniem.
Nie wiemy dlaczego, lecz Aleksander nie pojawił się. Wzięłyśmy się więc z Lilianą do przygotowań potraw na bożonarodzeniowy stół. Było to dosyć trudne przez fakt, że ja pochodziłam ze środkowej Polski, zaś moja przyjaciółka ze wschodu. Koniec końców ugotowałyśmy i makiełki, i biały barszcz z grzybami. Wspominam akurat o tych potrawach, gdyż jej nie podobał się mój pomysł na deser, a mnie na jej zupę. Tak samo zdziwiło mnie, że w jej stronach stawia się dwanaście potraw na stole, a nie dziesięć. Jednak nie kłóciłam się z nią o to zbyt długo.
Jakub przyniósł z lasu iglaste drzewko i umiejscowił je w szklanej sali, gdyż nie mieściło się w salonie. Powiedział, że to jakaś niemiecka tradycja, która staje się coraz bardziej atrakcyjna w Europie. Oznajmił też, że powinno się to drzewo przystroić, więc gdy upiekłyśmy pierniki z mojego przepisu, powiesiłyśmy je na gałęziach. Byłyśmy tak pochłonięte przekłuwaniem ciastek haczykami, że nie zauważyłyśmy, iż posiadłość opuścił szlachcic. Dostrzegłyśmy zaś jego powrót. Przywiózł ze słońskiego rynku kilka drewnianych tabliczek z malunkami, które z pomocą nitki można by było na drzewku powiesić. Tak więc to zrobiłyśmy, a on ponownie musiał udać się do miasta po mąkę, która się skończyła.
Wymieniłam pierwszą świeczkę z wieńca adwentowego zwisającego z sufitu, gdyż stopiła się nierównomiernie i wosk kapał na stół. Udekorowałyśmy dom, każda według swojej rodzinnej tradycji, po czym wspólnie wrzuciłyśmy pod obrus trochę siana ze stajni. Ustawiłyśmy dwanaście dań i cztery talerze ze sztućcami i szklankami-jeden zestaw dla samotnej duszy. Jakub napalił w kominku.
Po ujrzeniu pierwszej gwiazdki przełamaliśmy się opłatkiem. Życzyłam Lilianie miłości, a Kubie siły w służbie u Pana. Przyjaciółka upewniła mnie, że w końcu wyjdę za Filipa, a mój obrońca obiecał mi miłość Aleksandra. Mężczyźni są bardzo nietaktowni.
Pomodlili się.
Usiedliśmy i kosztowaliśmy wszystkich potraw, aby poszczęściło nam się w nowym roku.
-Zwracam honor Lubelszczyźnie-oznajmiłam jedząc pieroga z kaszą.
-Ja zaś cenię Wielkopolskę za tego karpia w szarym sosie-odrzekła.
Szlachcic spojrzał po nas niezrozumiale, a my zachichotałyśmy. Nie był świadomy naszych wcześniejszych sprzeczek.
-Tak więc stamtąd pochodzicie?-wywnioskował.
Skinęłyśmy głową i zamilkłyśmy. Mówienie podczas jedzenia było niegrzeczne. Po spożyciu wieczerzy siedzieliśmy i dyskutowaliśmy przy stole. Stwierdzili, że pójdą na pasterkę, a ja z wiadomych przyczyn musiałam odmówić i zasłonić się słabą wiarą.
Wstaliśmy. Gdzieś od strony lasu zaszczekał dwa razy pies, lecz zignorowaliśmy to. Często zachodziły tu jakieś psy z wioski, ale nie wadziły. Zaczęłyśmy z Lilianą zdejmować nasze nakrycia ze stołu i wynosić do kuchni. Nagle jednak drzwi do rezydencji otworzyły się, a w ich progu stanął właściciel domu. Cały chichot i swawole ustały. Pan wszedł do środka, a za nim posłusznie ruszył biały pies. Wiernie został przy nodze. Liliana szybko odłożyła talerze i usiłowała podejść do Aleksandra i pomóc mu się rozebrać, ale owczarek zawarczał.
-Eosforos*-powiedział ostro.
Pies spojrzał na pana, po czym usiadł grzecznie i bacznie obserwował. Aleksander zdjął płaszcz, który służka odwiesiła. Zdjął ośnieżone buty i udał się z Jakubem do salonu, a ja z Lilianą do kuchni. Z tego co ukradkiem zauważyłam, to mój obrońca ugościł Pana przy stole. Czyli nadal nie jest nieśmiertelny... Czy to oznacza, że nie mam co liczyć na wolność?
Nastała stosowna pora i chaos. Liliana i Jakub opuścili dom pożyczając pańskiego konia i udali się do kościoła. Cisza, która zapanowała wtedy w mieszkaniu, była trwożąca. Zaczęłam wynosić resztę naczyń do kuchni, a puste wkładałam do misy z wodą, w której później miałyśmy zamiar to zmywać.
-Pojdę spać, dobranoc-oznajmiłam, gdy skończyły mi się zadania.
-Nie.-powiedział szybko-Zostań.
-Nic tu po mnie.
Zwróciłam się twarzą do drzwi sypialnych. Pan wstał i podszedł do mnie, stukając obcasami swoich domowych pantofli. Chwycił mnie za nadgarstek.
-Zostań.
Pies zaszczekał na mnie pięć razy. Odwróciłam się w jego stronę, Woronow też na niego spojrzał. Zwierzę usiadło obok pana, ale nie ruszało ogonem.
-Skąd go masz?-spytałam.
Już po chwili siedzieliśmy na kanapie przed kominkiem, a Eosforos leżał u stóp właściciela.
-Mam na swoim dworze szlachcica, który dużo podróżuje. Opowiedział mi o białych psach stróżujących z Podhala. Podobno są samodzielne, mądre i wierne.
Skinęłam głową.
-Ile ma wiosen?
-Półtora.
-Od kiedy go masz? Nie tęskni za poprzednim panem?
Wzruszył ramionami i pogłaskał zwierzę. Eosforos podniósł się do siadu. Dyszał.
-Niespełna dwa miesiące. Chyba jestem jego pierwszym właścicielem.
Skinęłam głową. Ponownie nastała cisza, w mojej opinii przynajmniej nieprzyjemna.
-To...-zaczęłam.
Aleksander wyciągnął dłoń w moją stronę. Prze chwilę zastanawiałam się nad intencją, lecz koniec końców podałam mu swoją. Przybliżył ją do pyska psa. W strachu chciałam ją gwałtownie odsunąć, ale Woronow ją kurczowo przytrzymał.
-Nie rób tak, bo cię ugryzie-zganił mnie.
-Co zamierzasz?-spytałam spięta.
Podał psu moją rękę, a ten ją powąchał. Następnie Pan przykrył wierzch mojej dłoni swoją i oplótł ją palcami. Położył je na futrze i pogładził go. Pies jedynie uważnie obserwował.
-Eosforos tu zostanie-oznajmił półszeptem.
-Dlaczego? To twój pies-zauważyłam.
Woronow większą uwagę zwracał na trzymaniu mojej ręki niż na głaskaniu zwierzaka, toteż odsunęłam się. Niemal niezauważalnie westchnął, podrapał psa za uchem i usiadł wygodnie.
-Myślałem trochę nad tym i doszedłem do kilku wniosków. Po pierwsze, gdybym zawiódł i Weronika cię odnalazła, Eosforos by cię obronił. Jest dosyć dziki, więc raczej nie myślałby dwa razy w cieniu obrony swojej pani. Kolejnym aspektem jest twoje zdrowie psychiczne, miła.
Futrzak położył się ze stęknięciem na ziemii.
-Jeśli uczyni cię to spokojniejszym, niech tak będzie.
Uśmiechnął się niewyraźnie.
-Powoli wracam do sił. Mówię o siłach ponadnaturalnych.
Otworzyłam szeroko oczy i tak samo mocno się uśmiechnęłam.
-Czy to oznacza, że...?-spytałam rozentuzjazmowana.
Spojrzał na dyszącego psa.
-Wyjdę z nim przed rezydencję, jest mu strasznie ciepło.
Wstał i ruszył ku wyjściu. W progu jednak przystanął i do połowy się odwrócił.
-Miłych snów, Rozalio.
Uderzył się dwa razy ręką w udo. Eosforos wstał i podreptał za właścicielem.
Nie zważałam na nic. Nie zważałam na niewyraźną minę Aleksandra ani na fakt, iż wyszedł na mróz tak nierozsądnie ubrany. Ruszyłam do sypialni, lecz nim weszłam do środka, szepnęłam do siebie.
-Dobranoc, Filipie.
I z uśmiechem powitałam łóżko.
Niezidentyfikowana postać
Aleksander wyszedł z budynku i brodząc w śniegu podszedł do dębu nieopodal altany. Był taki biedny. Oczywiście mówię o okazałym drzewie.
Mój pupilek uderzył dłonią w korę, po czym gniewnie się odwrócił. Po chwili zamaszyście zaatakował niewinną roślinę i zranił się w wierzchnią część dłoni. Eosforos kilka razy na niego zaszczekał.
-Boli serduszko, nieprawdaż?-spytałem z uśmiechem.
Psiak zapiszczał i podkulił ogon.
-Widzisz? Twój przyjaciel wie, jak się zachować w mojej obecności.
-Dlaczego odebrałeś mi nieśmiertelność? Nie obawiasz się, że targnę się na swoje życie i zniszczę cały twój plan?-spytał ze spuszczoną głową, klęcząc na śniegu.
Zaśmiałem się.
-A kto po twojej śmierci zajmie się piękną Rozalią?
Nic nie odpowiedział. Jakiż on zabawny i przewidywalny! Jednakże nie przyszedłem tutaj kpić z mojego wytworu. To byłoby marnotrawstwo czasu.
Kucnąłem przy nim i ująłem jego głowę w dłonie, po czym złożyłem pocałunek na jego czole. Wokół rozjaśniało, a Aleksander kurczowo chwycił się rękawów mojego płaszcza. Pies w strachu warczał.
Wtedy wydarzył się mój ulubiony moment. Ta chwila, gdy młody człowiek otwiera zaciśnięte powieki, a jego oczy znowu są jasne i piękne.
-Dlaczego to zrobiłeś?
Uśmiechnąłem się i pogładziłem jego policzek. Odwrócił głowę.
Pyta oczywiście, dlaczego zwróciłem mu magię i nieśmiertelną naturę.
-Nie chcę, żeby twoja gładka buźka się starzała. Jest idealna.
Woronow niepewnie wstał i wrócił do środka biorąc ze sobą psa.
-A jakieś słowa podziękowania?-zawołałem wesoło za nim.
-Idź do diabła, szaleńcze.
Zaśmiałem się.*Syn bogini zorzy polarnej Eos i tytana Astrajosa. Znany pod łacińskim imieniem Lucyfer. Aleksander zaczerpnął pomysł z mitologii.
**W mediach jest ukazany wygląd rasy Eosforosa.
CZYTASZ
Bestia
FantasyCo nas kształtuje? Historia ta opowiada historię młodziutkiej Rozalii, która pewnej ulewnej nocy traci pamięć: przeszłe wspomnienia ukryte są głęboko w jej podświadomości i nie jest w stanie przypomnieć sobie nawet w jakich okolicznościach trafiła d...