Zamach.

682 41 18
                                    

Rozalia
Od dziwnego zajścia w sali balowej minął miesiąc. Śniegi zaczęły topnieć, a dnie były coraz dłuższe. Niemal cały ten czas poświęciliśmy na odbudowę zaufania w miasteczku. Aleksander wypłacił odszkodowania dla poszkodowanych rodzin. Zamówił artystę, który miał postawić pomnik osobom zamordowanym przez ostrze (co było propozycją rzeźbiarza, na którą ludzie przystali).
Doktor, który pomagał mi niegdyś z moim zakażeniem, zszył policzek Aleksandra. Kupiłam u jednej kobiety maści i kolory. Kryłam nimi okropną bliznę, lecz Pan wciąż nie chciał zdjąć maski. Pewnego mroźnego dnia publicznie spaliliśmy uprzednio porąbaną gilotynę. Wtedy też zerwałam z Aleksandra maskę i po prostu wrzuciłam ją do ognia. Podniósł odruchowo dłonie, a ja złapałam go za nadgarstki. To było strasznie niezręczne, bo staliśmy przy ludziach. Potem odsunął się i odszedł z zasłoniętą blizną. Nie wiedzieć czemu, uśmiechnęłam się do siebie. Może tryumfalnie.
Od tego dnia nie nosił maski, ale w zamian miałam mu ukrywać bliznę. Tak więc dzień w dzień od półtora tygodnia przychodzę do jego pokoju i to robię, używając różnych jasnych odcieni. W teorii mogłabym go nauczyć samemu to robić, ale chciałam mieć pewność, że nie zacznie znowu nosić maski. Miał ich dosyć sporo. Albo po prostu chciałam, żeby patrzył na mnie jak wtedy, gdy dotykam jego twarzy.
W jego posiadłości przestało być pusto. Zatrudnił wielu ludzi z miasteczka, w tym tę kobietę z dzieckiem. Przez kilka dni opiekowałam się jej dzieckiem, ale potem stwierdził, że to urągające i zatrudnił nianię. Początkowo chciał oczywiście zwolnić tę kobietę, ale koniec końców wyszło na moje. Poza tym poczułam ulgę, bo kompletnie nie umiałam sobie poradzić z tym dzieckiem. Wolę nawet tego nie opisywać.
Byliśmy tutaj bezpieczni, bo Weronika już tutaj nas szukała. Przynajmniej tak mi powiedział Pan. Kiedy jeszcze było w tym domu pusto, to spałam w jego łóżku. Tego dnia, gdy byłam strasznie przestraszona, to byłam wtulona w niego całą noc. Teraz się trochę tego wstydzę. Poza tym już tam nie chadzam z wyjątkiem poranków, ponieważ nie chcę być ofiarą plotek ze strony służby.
Pozwala mi pisać do taty. Napisał mi, że Filip mnie szuka. Nie chciałam, żeby ojciec mnie znalazł, bo chciał zrobić nieprzyjemne rzeczy Aleksandrowi. Więc po prostu wysłałam mu inicjały W.G. i poprosiłam, żeby przekazał tę informację mojemu narzeczonemu. Dotychczas nie dostałam odpowiedzi.
Poza tym poprosiłam Aleksandra, żeby Liliana i Jakub mogli tutaj być. Wyjechał wtedy na kilka dni i wrócił. Czy myślałam o ucieczce? Oczywiście. Ale już tyle razy mi się ona nie udała, że wolałam nie ryzykować. Może latem.
Po dwóch dniach od powrotu Bestii zjawili się oni. Najważniejsze było, że byli przy mnie. Nie interesowało mnie, skąd ich wziął. Chociaż podobno pojechał po nich do Zalesia, gdzie stacjonuje Weronika. Podwójnie długo wracał, żeby w razie czego nie przyprowadzić jej wprost do Woli Grzymaliny.
Tak więc teraz siedziałam z Lilianą przy oknie w kuchni. Kobiety przygotowywały posiłek, a my obserwowałyśmy Aleksandra i Jakuba. Spacerowali w ogrodzie. Pierwszy raz udało nam się wkręcić Woronowa w takie popołudnie, za co Jakub był nam pewnie skrycie wdzięczny. Pokryjomu czuł coś do Aleksandra, co nas dosyć bawiło. Tylko nasze oczy widziały, że mowa ciała Jakuba nieśmiało kokietowała Pana.
-Sądzisz, że on, no wiesz, da radę?-spytała chichocząc moja przyjaciółka.
Również się zaśmiałam.
-Nie sądzę, żeby Aleksander gustował w płci własnej, ale może nie znam go wystarczająco.
-Jak się czujesz z tym, że niedługo będziesz zmuszona podzielić się sercem Pana z przyjacielem?
Pokiwałam zrezygnowana głową.
-Oddałabym mu nawet i całe.
Odwróciłam twarz w stronę kuchni. Kątem oka widziałam, że Liliana wywraca oczami.
-Nie bądź taka niewinna. To nic takiego, że go kochasz.
Skarciłam ją wzrokiem.
-Nie bądź bezczelna. Nic nie czuję do Jakuba-rzuciłam w żartach.
Obie się zaśmiałyśmy.
Po posiłku wyszłyśmy przed posiadłość. Wyglądała zdecydowanie atrakcyjniej niż wcześniej. Ogrodnicy zajęli się zapuszczoną roślinnością, a sprzątaczki pięknie tu wysprzątały. Większość służby przesiadywała w sali balowej. Aleksander chciał ją przywrócić do stanu używalności, a następnie piękna.
-Co u Filipa?-spytała.
Usiadłyśmy na fontannie.
-Możliwe, że niedługo się spotkamy. A ty, masz narzeczonego?
Pokiwała przecząco głową.
-Ale skoro jesteś tak nieprzystępna, to może sama zajmę się Panem.
Zażartowała. Chyba.
Posiadłość nie miała aż tylu sypialni, więc większość służby na noc schodziła do swoich domów. Zostawali jedynie ci, którzy nie mieli gdzie wracać. Lubiłam wtedy siadać i przy świecy czytać książkę.

BestiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz