Biały walc.

343 17 3
                                    

  Uniosłam ciężkie powieki do góry. Na początku nie czułam nic. Tak, jakby w ogóle mnie tam nie było. Potem zauważyłam biały materiał przykrywający moje ciało, a na nim zakrwawioną, męską dłoń. Dostrzegłam na niej pierścionek zaręczynowy*, co wywołało u mnie przypływ nieokiełznanej radości. Chciałam się podnieść, ale przy napięciu pierwszego mięśnia ból począł rozsadzać mnie od środka. Zaszlochałam cicho.
  -Rozalio...-usłyszałam wzruszony szept przy moim uchu.
  -Co się...-chciałam spytać, ale nie miałam na to siły.
  -Tak bardzo cię przepraszam...-powiedział i zapłakał gorzko.
  Nie wiedziałam, co się dzieje. Na szezlongu niedaleko siedział Jakub, a Liliana klęknęła obok mnie i delikatnie złapała za dłoń. Gdy uświadomiłam sobie, że nawet nie mogę jej ścisnąć, również zaczęłam ronić łzy. Ja umierałam.
  Nie powinno mnie to przerażać-mnie, niedoszłej samobójczyni. Ale niestety tak nie było. Bałam się okropnie, bo nie chciałam ich opuszczać. Nie teraz. Nie tak. Wtedy podjęłam decyzję-teraz zapadła ona bez mojej zgody.
  Z trudem uniosłam głowę i spojrzałam na Filipa. Nigdy nie miałam okazji widzieć człowieka w podobnej rozpaczy, co bezlitośnie łamało mi serce.
  -Kiedy wypływa statek?-wyskrzeczałam niewyraźnie.
  Jego oczy ponownie napełniły się łzami.
  -Za tydzień-szepnął załamany.
  Skinęłam nieznacznie głową i opuściłam ją. Za bardzo mnie męczyło unoszenie jej.
  -Będzie wspaniale-stwierdziłam półgłosem.
  Liliana podłapała temat.
  -Nie może być inaczej. Może zobaczycie Paryż po drodze do portu? A wyobrażasz sobie jak pięknie musi wyglądać bezkres wody nocą?
  -Mieliśmy wyrzucić do niego karty-przypomniałam sobie.
  Zaczęłam wizualizować sobie wszystko i przestałam słyszeć głosy ze świata rzeczywistego. Widziałam mamę z moich najmłodszych lat. Widziałam wracającego tatę, którego radośnie biegłam przywitać. Widziałam Knyszynę, jej piękne łąki i kwiaty bzu. Widziałam uśmiech poczciwego księdza, który mnie uczył.  Widziałam łagodne spojrzenie mamki. Widziałam oczy wszystkich służek, kiedy spędzałyśmy czas z pogodą w sercu. Widziałam oczy Filipa, pełne młodzieńczej miłości. Widziałam zabawnie sfrustrowanego Jakuba. Widziałam swojską Tatianę, uczciwego Piotra. Aż na końcu zobaczyłam Aleksandra i jego zmartwioną minę i zmęczone, smutne oczy.
  -Rozalio...-obudził mnie szloch ukochanego.
  Nie wiedziałam, czy aby nie było to moje ostatnie przebudzenie.
  -Pocałuj mnie-wybełkotałam.
  Chłopak ułożył mnie w wygodnej pozycji, po czym nachylił się i złożył na moich ustach bardzo delikatny pocałunek, jakby myślał, że zaraz się rozsypię. W tle usłyszałam płacz Jakuba jako tragikomiczne dopełnienie tej ponurej atmosfery.
  -Kocham cię-wyznał.-I przysięgam, że nigdy nie przestanę.
  Uśmiechnęłam się.
  -Ja ciebie też, ja ciebie... też-odparłam ciężko.
  Filip przytulił do siebie moje bezwładne ciało. Czułam tak wielki ból, że już go nie czułam wcale.
  Wtedy ktoś wszedł do pokoju. Ukochany odsunął się ode mnie. Coś ciężkiego dwukrotnie runęło na ziemię. Pomimo zawrotów głowy dostrzegłam zakrwawionego Aleksandra klęczącego przed zwłokami, najprawdopodobniej Weroniki. Mówili coś, ale te słowa nie docierały do mnie. Poczułam, że Filip i Woronow zamieniają się miejscami. Ciekawscy ludzie zaczęli się dobijać do drzwi, a rozwścieczony Filip i Jakub niezbyt grzecznie poczęli ich wypraszać. Liliana chyba się modliła.

Bestia
  Spojrzałem na jej niemalże martwe ciało. Czułem obrzydzenie, ale nie do niej-do siebie i swojej nędznej powłoki. Nawet nie potrafiłem jej pomóc. Ja, ja!...
  -Gdzie jesteś, diable, gdy cię najbardziej potrzebuję?-spytałem w przestrzeń.
  -Wciąż przy tobie, Bestio. Twój ból mnie raduje-odrzekł i zaśmiał się obrzydliwie.
  -Odbierz mi wszystko, godność, majątek, tytuł... Ale nie ją. Wiem, że miałeś z tym coś wspólnego.
  -Mam znowu ożywić trupa? Ależ kochany, to igranie z Bogiem...-zakpił.
  -Jestem gotów nawet wypowiedzieć wojnę całemu niebu...-zacząłem, ale głos mi się złamał.
  -Dla jednego anioła?-znów wybuchł śmiechem.
  Ucałowałem ją w zimne czoło, a na policzkach poczułem łzy. Całe mnóstwo kropel, które aż szczypały moją skórę.
  -Jest jeden sposób...-stwierdził.
  Uniosłem na niego wzrok.

Rozalia
  Aleksander ciągle coś mówił po rosyjsku, przez co nie wiedziałam do kogo się zwraca. Gładził moją dłoń z pasją, co utrzymywało mnie przy świadomości.

Bestia
  -Nie oszukujesz mnie?... To naprawdę jej pomoże?
  -Obudzi się żywsza niż przed śmiercią-odparł kpiąco i podał mi sztylet.
  Mocno go chwyciłem. Skoro miało to pomóc, chciałem to zrobić jak najprędzej. Nachyliłem się do jej ucha i wyszeptałem ciche:
  -Kocham cię.
  Po czym jednym ruchem poderżnąłem jej gardło, przez co nie dałem jej nawet szansy odpowiedzieć. Krew nawet nie tryskała, jedynie strumyk popłynął w dół na jej odkryty dekolt. Najwidoczniej utraciła już naprawdę dużo krwi.
  Mijały wieczności, a ona nie nabierała ponownie oddechu. Usłyszałem pisk jej przyjaciółki, który już po chwili wymieszał się ze śmiechem Anioła. Uniosłem wzrok na jej narzeczonego i przyjaciela, którzy patrzyli na mnie z odrazą i nienawiścią.
  -Dla... Dlaczego to zrobiłeś?-spytał Grabowski.
  To bydlę śmiało się ze mnie cały czas. Odebrałem życie mojemu jedynemu szczęściu... Splamiłem dłonie jej krwią. Rzuciłem resztę moralności demonom na pożarcie. Nie zostało już nic i nic już więcej nie mogłoby się zdarzyć.
  Ułożyłem jej martwe ciało na podłodze i odszedłem na kilka kroków.
  -Ty nie istniejesz. Ty istniejesz tylko w mojej głowie. I gdy ja odejdę... Odejdziesz i ty-stwierdziłem patrząc na nią, ale zwracałem się do tego maniaka.
  Jego brak odpowiedzi uznałem za potwierdzenie. I tak nic więcej mi nie pozostało. Ostrze zaszczycone jej krwią wbiłem sobie w szyję, po czym samodzielnie rozerwałem sobie tętnicę. Poczułem nagły przypływ gorąca, a potem usłyszałem ryk Anioła. Następnie nic już nie było. Moje ciało runęło na ziemię, by ostatni raz dotknąć jej zimnej rączki. Zniknąłem ja i wszystko inne.

*Kiedyś i narzeczony i narzeczona nosili pierścionek.

BestiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz