Pojedynki.

2.9K 237 5
                                    

  Leżałam w satynowej koszuli nocnej. Wokół unosiło się romantycznie przyciemnione światło świec. Przystojny mężczyzna wszedł do łózka i zaczął mnie czule całować. Położył dłoń na moim biodrze, a ja lekko rozchyliłam nogi. Wtedy światło zgasło.

  Obudziły mnie zewsząd dochodzące głosy. Uchyliłam powieki i uniósłam się lekko. Przez pokój kroczył Pan, zapinając ostatni guzik koszuli. Nim byłam w  stanie cokolwiek dojrzeć, zniknął za drzwiami. W pokoju Pana było równie ciemno, co każdej nocy. A był poranek.
  Usiadłam na brzegu łóżka i założyłam na nogi baletki, po czym wstałam i ruszyłam do wyjścia. Mężczyźni rozmawiali o czymś zawzięcie, jednak nie zważałam na to. Ruszyłam w dół po schodach, żeby powrócić do swojej komnaty. Gdy już prawie byłam na pierwszym piętrze ujrzałam Weronikę.
  -Weroniko!-zawołałam.
  Dziewczyna posłała mi pełne goryczy spojrzenie. Cóż zrobiłam? Chodzi o śmierć Małgorzaty czy to, że schodzę nad ranem od Pana? Przecież doskonale wie, że nie byłabym w stanie zrobić tego, więc skąd ta złość? Czy to zazdrość?
  Na takich rozmyślaniach zeszła mi cała, ponownie pobieżna, kąpiel. Ubrałam się w szarą suknię i wyszłam z komnaty, a gdy chciałam ruszyć w dół schodami, ktoś złapał mnie w talii i odciągnął do tyłu. Nie zamknęłam oczy, mimo że wiedziałam, że był to Pan. Tylko on dotykał mnie w taki sposób. Wziął w ręce moje ramię i spoglądał na nie zza moich pleców.
  -Wróc do komnaty i się przebierz. Pojedziesz z Jakubem do miasteczka, do lekarza. Niech założy Ci nowy bandaż. Jutro niedziela, powołam go do zamku w razie, gdybyś go potrzebowała-szeptał mi do ucha.
  Chciałam upomnieć się o przywilej, którym obdarzył mnie Pan, jednak ten odszedł i już po chwili go nie było. Zauważyłam tylko czarny płaszcz znikający przy schodach na drugie piętro. Wróciłam do swojej sypialni i wykonałam polecenie. Zeszłam na parter, a drzwi frontowe były szeroko otwarte, więc opuściłam rezydencję. Rozejrzałam się i dojrzałam nieopodal Jakuba siedzącego na brązowym koniu, a obok niego stała biała klacz. Z niepokojem podeszłam do chłopaka, który zeskoczył z siodła i podbiegł do mnie.
  -Nie-powiedziałam zaniepokojona-ja nie wsiądę na konia. Zbyt się boję.
  Młodzieniec zaśmiał się krótko.
  -Boisz się koni?-spytał rozbawiony.
  -Boję się jeździć na koniach-sprostowałam.
  Szlachcic patrzał na mnie przez moment, jakby rozmyślając.
  -Norbercie!-zawołał i odwrócił się, wracając do zwierząt.
  Z niewielkiej stajni wyszedł starszy człowiek. Jakub zdjął ze swojego ogiera siodło i podał mężczyźnie, a on zaniósł to do siodlarni. Było mi niezręcznie, tyle zachodu przeze mnie… jednak ja na konia nie wsiądę.
  Czułam na sobie czyiś wzrok. Odwróciłam się i rozejrzałam. W jednym z okien stała postać w czarnej masce i uważnie mi się przyglądała. Odwróciłam się z zawstydzeniem.
  Jakub oddał klacz do stajni. Norbert pomógł wsiąść rycerzowi na konia robiąc dla niego stopkę z rąk. Podeszłam, a on złapał mnie w talii i usadził za chłopcem. Przestraszona złapałam się go, a on cicho prychnął. Spojrzałam ostatni raz w okno Pana. W tym samym momencie odszedł od okna. Chwyciłam się mocniej towarzysza, a on ruszył. Opuściliśmy posiadłość i po pewnym czasie dotarliśmy do miasteczka. Chłopak zgrabnie zsunął się z rumaka, po czym mocno złapał mnie w talii i postawił na ziemi. Mimo drżenia nóg ustałam.
  Wtedy z pobliskiej gospody doszły do nas jakieś krzyki.
  -Poczekaj-powiedział i pobiegł do tego miejsca, przed progiem dobywając broni.
  Złapałam konia za uzdę i pogłaskałam po pysku.
  -Witaj-usłyszałam jakiś głos obok siebie-nie sądziłem, że jeszcze kiedyś Cię ujrzę.
  Spojrzałam ze zdumieniem na postać obok mnie, po czym odwróciłam wzrok.
  -Nadal jesteś w miasteczku…-zauważyłam z niezadowoleniem.
  -Dlaczego jesteś taka oschła?-spytał, podchodząc bliżej mnie-cóż Ci zrobiłem?
  Jeszcze bardziej obróciłam głowę, lecz Filip złapał moją twarz i zmusił, żebym na niego spojrzała.
  -Czego ode mnie wymagasz?-spytałam ze złością.
  -Uprzejmości, tylko tyle-odrzekł i uśmiechnął się.
  Chłopak odsunął się na kilka kroków.
  -Wybacz za mój atak złości, ja po prostu…-usiłowałam jakoś wytłumaczyć moje zachowanie, jednak nie potrafiłam.
  -Nic nie szkodzi, nie gniewam się-rzekł z uśmiechem.
  Patrzał na mnie przez chwilę w ciszy. Po tej chwili Filip klęknął przede mną, za jego plecami widziałam już Jakuba powracającego z gospody. Znieruchomiałam.
  Wokół zebrało się kilku gapiów. Jakub złapał chłopaka za kołnierz i bezlitośnie poderwał do góry, podduszając go. Odrzucił go na kilka kroków i wyciągnął przed siebie miecz. Prychnął śmiechem widząc przerażenie namalowane na twarzy Filipa.
  Jakub opuścił oręż, a mężczyźni zaczęli krążyć, patrząc na siebie z pogardą.
  -Stoczmy walkę.
  Stary szlachcic podał pochwę z mieczem Filipowi, który od razu go dobył.
  -Niech wygra lepszy!-zawołał.
  Jakub zaatakował znienacka, a zaskoczony młodzieniec jedynie bronił się przed ostrzem. W pewnym momencie chłopak zrobił zręczny unik, a Jakub chybił ciosu i zatoczył się. Wtedy role się odwróciły i to Filip zaczął agresywnie atakować. Doświadczony rycerz zrobił przecięcie na twarzy Filipa, a ten syknął i odwrócił się. Jakub już chciał wykonać ostateczny cios, gdy giermek zrobił zamach i wytrącił przeciwnikowi broń. Przystawił ostrze do szyi wroga, a ten uniósł dłonie w geście obronnym.
  Chłopiec opuścił rękę i odszedł, a tłum, który dotychczas krzyczał, momentalnie ucichł. Filip podniósł pochwę, schował do niej miecz i podał swojemu panu. Wrócił do przeciwnika i z drwiną spojrzał mu w oczy.
  -Wygrał lepszy-skomentował.
  Ludzie zanieśli się śmiechem. Wszyscy wiedzieli, że to Filip powinien przegrać tę walkę.
  Mieszkańcy wrócili do swoich obowiązków. Jakub podniósł swój oręż i schował go, po czym odwrócił się do mnie i złapał w talii, sadzając na konia.
  Jakub zignorował go i szarpnął uzdą.
  -Idziemy, Rozalio.
  Bezimienna.
  -Tak więc masz na imię Róża?-spytał Filip z uśmiechem.
  Odwróciłam głowę.
  -Tak-powiedział Jakub i zaczął prowadzić konia w stronę domu doktora.
  -Jeszcze nic nie orzekła!-zawołał z niezadowoleniem.
  Jakub ostatkami wytrzymałości zatrzymał rumaka i już chciał krzyczeć
  -Odejdź, Filipie. Nie chcę, żebyś miał przeze mnie problemy.
  Kompan uśmiechnął się do niego zdradliwie i pociągnął konia. On został na miejscu, a ja poczułam się okrutnie.
  Gdy byliśmy pod odpowiednim domem chłopak ściągnął mnie z konia i stanął bardzo blisko mnie. Zbyt blisko…
  -Muszę uważać, bo znowu jakiś dzieciak zechce mi Cię odebrać-rzekł i się zaśmiał.
  Wyrwałam mu się i weszłam do chaty lekarza.
  -Dzień dobry-przywitałam się grzecznie.
  Wstał z fotela i uśmiechnął się.
  -Witaj, dziecko! Jak ręka?-spytał.
  -No właśnie ja w tej sprawie. Mógłby pan zmienić mi opatrunek? Bardzo proszę…
  -Ja nie wie…-zaczął.
  Do środka wszedł Jakub z dumnie podniesioną głową.
  -Oczywiście, panienko!-zawołał, nieufnie spoglądając na rycerza.
  Po chwili doktor już bandażował mi ramię. Tymczasem mój przyjaciel oglądał salon mężczyzny.
  -Panienki mąż?-spytał szeptem staruszek.
  -Nie!-zaoponowałam i lekko zarumieniłam się, toteż odwróciłam głowę.
    -Ale ja panienkę skądś kojarzę… i to wcale nie z poniedzieli, a z niedzieli-rzekł, kończąc opatrunek.
  Wstałam zakłopotana. Bezimienna.
  -Zdaje się panu-odparłam-dziękuję i do widzenia.
  Szybko wyszłam z budynku i złapałam uzdę. Zaraz za mną wyszedł Jakub. Posadził mnie na grzbiecie, po czym wdrapał się na konia. Wtuliłam się w chłopaka.
  Ruszyliśmy przez miasteczko, a ludzie patrzyli się na nas. W tym Filip.
  Wyjechaliśmy i ruszyliśmy lasem w drogę powrotną.
  -Jesteś niemądry-powiedziałam, wygodnie układając głowę na jego plecach.
  -Dlaczego?-spytał zdumiony.
  -Dlaczego walczyłeś z tym chłopcem?
  Przez chwilę jechaliśmy w ciszy, a jednostajne kołysanie przez konia kołysało mnie do snu. Nie wiem, czy mi odpowiedział. Zasnęłam.

  Jadę na pędzącym koniu. Pada ulewny deszcz. Ogier co jakiś czas staje na dwóch nogach, a ja muszę mocno się trzymać, żeby nie spaść. Co jakiś czas zmienia kurs, a ja jestem przerażona. Znowu wierzga, a ja nie wytrzymuję i spadam z konia.

  Obudziłam się. Poczułam pod sobą sobą miękki materiał, a pod głową miałam coś twardego. Wyczułam śliczny zapach perfum, który mógł należeć tylko do jednej osoby. Poderwałam się  i chciałam wstać, jednak Pan złapał mój nadgarstek i boleśnie mnie pociągnął. Odwróciłam się odruchowo i pierwszy raz ujrzałam twarz Pana.
  Ujrzałam twarz około trzydziestoletniego mężczyzny, a pół jej przykrywała maska. Miał ciemne, brązowe bądź czarne włosy. Nie byłam w stanie dojrzeć więcej, gdyż jak zwykle w sypialni Pana były zasunięte wszystkie kotary.
  -Połóż się, Rozalio-powiedział Pan na pozór łagodnie.
  Ale wiedziałam, że już go rozzłościłam.
  Ponownie ułożyłam głowę na piersi Pana, jednak tym razem byłam spięta. Tym bardziej, że głaskał moje włosy swoją lodowatą dłonią.
  -Odpręż się-rozkazał bądź poprosił.
  Nie chcąc złościć pana rozluźniłam mięśnie. Poprawiłam dłoń, którą położył na jego brzuchu.
  Leżeliśmy w ciszy, a ja poczułam jakiś spokój. Nie wiem dlaczego. Po prostu czułam się dobrze.
  Po upływie jakiś dziesięciu minut ktoś wtargnął do pokoju. Ponownie chciałam się podnieść, ale Pan położył rękę na moich plecach, czym uniemożliwił mi to.
  -Odejdź, Piotrze-powiedział ostro.
  Sługa spojrzał na mnie dwuznacznie, a ja z zawstydzeniem przytuliłam się do Pana, chcąc ukryć moją twarz.
  -Chciałem jedynie powiadomić, że pański gość prosi o rozmowę-rzekł.
  -Dobrze. Przekaż mu, że jestem w tym momencie zajęty-odparł zbywająco.
  -Dobrze, Panie.
  -A teraz odejdź i nie przeszkadzaj-rozkazał.
  Piotr opuścił pomieszczenie, zamykając za sobą drzwi. Ponownie się rozluźniłam. Zamknęłam oczy. Leżeliśmy kolejne, przyjemne killa minut. Pragnęłam się odezwać, ale nie śmiałam. Bałam się, że rozgniewam Pana. To on zawsze powinien odzywać się pierwszy.
  -Dlaczego między nami znowu jest cisza?-spytał.
  -Nie wiem, czy mam prawo mówić-odparłam.
  Pan znowu zaczął głaskać moje włosy.
  -Możesz, Rozalio.
  -Jak się tutaj znalazłam?-spytałam szeptem, gdyż cała nasza rozmowa na nim  się opierała.
  -Gdy wróciłaś wyszedłem Ci na spotkanie, a gdy Jakub zatrzymał się, ujrzałem Cię śpiącą. Zatem zdjęliśmy Cię z konia, a ja zaniosłem Cię tutaj. Nie mogłem nie skorzystać, by mieć Cię blisko siebie, Rozalio-wyjaśnił.
  -Czuję się okropnie faworyzowana-wyznałam.
  -Doprawdy?-zdumiał się-skoro traktuję Cię inaczej to oznacza, że zasłużyłaś na to.
  -Czym?-spytałam.
  Znowu nastała cisza.
  -Swoją odmiennością. Jesteś nieprzystępna, wykształcona, inteligentna, wiele rozumiesz i szybko się uczysz. Nie musiałem okiełznać Cię siłą bo wiedziałaś, że buntem nic nie zdziałasz. Żadna z twoich poprzedniczek tego nie wiedziała.
  Zaciągnęłam się upajającym zapachem.
  -Nie zasługuję na komplementy z Pana ust-rzekłam niepewnie.
  Otworzyłam oczy. Pan naprężył mięśnie brzucha, a ja poczułam jego usta na mojej głowie. Położył się z powrotem.
  -Zasługujesz na wszystko, Rozalio.
  Pogładził mój policzek wierzchem dłoni, po czym jechał nią w dół, przez moje ramiona, aż zatrzymał się na moim biodrze. Nie odtrąciłam go, co on chyba odebrał jako pozwolenie. Z mojego biodra zjechał na moje podbrzusze.
  -Nie-powiedziałam, chcąc odsunąć się od Pana.
  Przewrócił mnie w ten sposób, że całkowicie na nim leżałam, po czym zmienił pozycję na taką, że to on był nade mną. Pocałował mnie, a ja wierzgałam, zatem przykuł do łoża moje nadgarstki za pomocą swoich dłoni. Całował mnie agresywnie, a ja już wiedziałam, że powinnam mu się oddać. Ale nie chciałam.
  -Dlaczego ciągle mnie odtrącasz, Rozalio?-spytał, na chwilę przestając mnie całować.
  Wrócił do czynności, która nie sprawiała mi żadnej przyjemności. Czułam na twarzy jego maskę, a później na dekolcie, który zaczął z pasją obdarowywać pocałunkami. Zalałam się łzami.
  -Proszę, niech Pan przestanie!-zawołałam.
  -Jeśli będziesz grzeczna, mniej zaboli-powiedział obrzydliwie i spojrzał mi w oczy.
  -Niech Pan mnie puści, błagam…-szepnęłam przerażona, odwracając głowę.
  -Chcę być twoim pierwszym kochankiem, Rozalio-mruknął nachylając się do mojego ucha.
  -Nie w taki sposób…-odrzekłam, nie mogąc powstrzymać łez.
  Pan zszedł ze mnie, a ja zerwałam się i uciekłam z salonu. Zbiegłam po schodach i zamknęłam się w swojej sypialni. Rzuciłam się na łózko i zaniosłam gorzkim płaczem.

BestiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz