Minęły dwa dni pogrążone w żałobie i żalu. Żadna z nas nie wiedziała, co stało się z ciałem Łucji. Pan wrócił do nas po upływie kilku minut, toteż nie mógł jej daleko wynieść-jednakże nie znalazłyśmy jej nigdzie. Było to dziwne, ale żadna z nas nie podważała braku przekopanej ziemi-znak krzyża, spokój jej duszy. Koniec.
Bardziej niepokoił nas sam fakt zabójstwa. Kto, jak i dlaczego? Jak-przez uduszenie, przecież to logiczne… jednakże któż i po cóż? Nie miała tutaj żadnego zazdrosnego kochanka, nie miała tutaj nikogo oprócz naszej trójki i Pana… Pan. Lecz dlaczego? Bezsens. W jakim celu udawałby zmartwienie? A taki był. Wzrok miał nieco nieobecny, mało mówił. A jeśli on zabił? Bo kto inny…?
Piotr. Ten sam Piotr, który bezdusznie poderżnął gardło Małgorzacie… mimo to; zleceniodawcą musiałby być nasz magnat. Wszystko kieruje się do jednej osoby, która mogła zarządzać naszym życiem. Okropne i poniżające.
Dlaczego dziwi mnie stwierdzenie "Pan jest mordercą."?-nie wiem. Mam siedemnaście wiosen, nie jestem przyzwyczajona do okrucieństwa, a tym bardziej po rozpuście w miejscu, w którym się wychowałam.
Ah... Zapach bzu rosnącego nieopodal dróżki, którą często wracałam do domu, przyjemniejszy od smrodu bydła pasanego nieopodal plebani, gdzie uczęszczałam na lekcje.
Zastygłam w haftowaniu. Skąd ja to pamiętam? Przez cały rok nie wiedziałam kim jestem, ten przebłysk był... niepokojący.
Uniosłam głowę, a mój wzrok spotkał się z natarczywym spojrzeniem Pana. Chciałam się podnieść, podejść do niego, ale niemal od razu brunet się odwrócił, jeden ze sług pomógł mu dosiąść konia i ruszył w stronę bramy. Po przekroczeniu jej zniknął w lesie, zostawiając mnie w dezorientacji.
Kim był ten człowiek?
Przez kolejny kwadrans nie mogłam się skupić na hafcie, więc podniosłam się z trawy i wróciłam do rezydencji. Oddałam materiał pierwszej napotkanej służce i ruszyłam do biblioteki, w celu zrobienia tam porządków, a to robiłam już do wieczora.
Wróciłam do swojej komnaty i wzięłam długą, odprężającą kąpiel. Przebrałam się w koszulę nocną i wyjrzałam przez okno, za którym widoczny był wielki i jasny księżyc w pełni. W końcu ułożyłam się do snu, lecz przez fazę tej satelity nie byłam w stanie długo zasnąć, więc myślałam o Panu.
Jego postać wywoływała we mnie niepokój i zdziwienie. Dlaczego on to wszystko robi? Dlaczego tak się zmienił? Co się stało? Kim jestem i dlaczego akurat dzisiaj przypomniałam sobie swoją przeszłość? Czy Pan manipulował moimi wspomnieniami? Czy manipulował... Mną? Tak się czuję. Ale jak to możliwe? Czy Pan był czarnoksiężnikiem?Obudziłam się rano i wykonałam wszystkie swoje poranne czynności, a następnie wyszłam wraz z Lilianą przed rezydencję, oczekując Weroniki, która długo się nie pojawiała, co bardzo nas niepokoiło. Przyglądałyśmy się mężczyznom, którzy zaprzęgali konie do karoc.
-Wyjeżdżamy gdzieś?-spytała koleżanka.
Wzruszyłam jedynie ramionami i zaczęłam obserwować harmider wywołany uspokajaniem koni i przygotowywaniem powozów. Po parunastu minutach z rezydencji wyszedł Pan, trzymając Weronikę w talii. Od razu skierował się do jego karocy i zamknął razem z najstarszą.
-Od kiedy Pan faworyzuje Weronikę?-spytała z oburzeniem Liliana-przecież jest już stara!
-Liliano, spokojnie-odrzekłam z rozbawieniem.
-Spokojnie? A jeśli Pan ją poślubi?-spojrzałam na mnie rozgoryczona.
-Jeśli Pan ją poślubi to będzie najnieszczęśliwszą kobietą w całym Królestwie.
-Szczęśliwa, nieszczęśliwa; ale bogata i z wpływami.
-Ah, kochana, to nie jest najważniejsze w życiu.
Koleżanka jedynie rzuciła mi pogardliwe spojrzenie i wstała. W tym momencie zawołano nas, abyśmy wsiadły do wozu, co uczyniłyśmy. Towarzyszyło nam jeszcze dwóch młodych mężczyzn, którzy umilili nam czas podróży.
Dowiedziałyśmy się od naszych kompanów, że dzisiaj odbywa się turniej rycerski w miejscowości naszego Pana, na który zjeżdżają się osoby z całego Królestwa. Jest to bardziej zabawa towarzyska niż walka o śmierć i życie; jednakże jeśli masz z kimś na pieńku to może się to takowo skończyć.
W pewnym momencie wóz zatrzymał się, a woźnica otworzył nam drzwi. Mężczyźni przepuścili nas jako pierwsze, po czym pożegnali ucałowaniem dłoni i udali przygotowywać się do przedsięwzięcia.
Miejsce turnieju było wyznaczone na łące obok wioski. Było wydeptane przez kroki ludzkie i końskie. Trybuny dla szlachty były wybudowane po dwóch stronach prowizorycznej areny, która była otoczona jedynie drewnianym płotem, żeby nikt z pojedynku nie uciekł. Do sekcji z lewej strony, na której zasiadałyśmy wraz z Panem, przywierała od tyłu ściana karczmy, gdzie wieczorem urządzano tańce i popijawę. Rzadko tam witaliśmy, gdyż to miejsce było bardziej atrakcyjne dla starych rycerzy, którzy są w przyjaznych relacjach. My zaś byliśmy nieznani pośród owych osób.
Zajęłyśmy miejsca w pierwszym rzędzie, gdzie od areny odgradzała nas balustrada i wzniesienie trybuny na jakieś dwa i pół metra. Toczone były walki bronią białą pojedynek na kopie bądź na pięści.
Już po chwili pojawili się pierwsi śmiałkowie i zabawę rozpoczęto.
Gdy na arenie po jakimś czasie pojawiło się dwóch rycerzy na koniach, jeden z nich wydał mi się dziwnie znany, na domiar on też mi się bardzo uważnie przyglądał. Gdy jego rywal jeszcze się przygotowywał do pojedynku, podjechał na koniu, przez co był na równi ze mną.
-Róża?-spytał niepewnie-jeśli nie to wybacz pani, po prostu..
-Tak, Róża-odparłam, przerywając mu.
Patrzyliśmy tak na siebie w zdziwieniu. Poznałam ten głos, mimo, że był dojrzalszy niż rok temu.
-Gdzie zniknęłaś?-spytał, dalej niedowierzając w nasze spotkanie.
-Musiałam wyjechać. Przepraszam, że Cię nie powiadomiłam. Za późno się dowiedziałam-poczęłam się niezgrabnie tłumaczyć.
Znów zamilkliśmy, nie wiedząc nawet, co wypadałoby powiedzieć.
-Dasz mi coś swojego, miła? Przyniesie mi to szczęście, a również będzie pamiątką po tobie, gdy znowu znikniesz-poprosił.
Pokiwałam zdezorientowana głową, po czym zdjęłam rękawiczkę z prawej dłoni i podałam ją Filipowi. Odebrał ją i przyłożył do serca, po czym włożył za zbroję i odjechał.
-Kto to był?-zapytała moja przyjaciółka.
-Znam go jeszcze z miasteczka, był mi bliski-wyjaśniłam.
-Kochasz się w nim?
Zbyłam jej głupie pytanie śmiechem.
-Nie jestem równie kochliwa co ty, Liliano.
Skupiłyśmy się na arenie. Zdjęłam drugą rękawiczkę i mocno ją ścisnęłam, modląc się w duszy o wygraną mojego przyjaciela. I tak się stało-Filip tak mocno uderzył kopią bark przeciwnika, że ten bezproblemowo spadł z konia. Wstałam i zaczęłam głośno wiwatować, obdarzając wygranego szczerym uśmiechem.
Mężczyźni zeszli z areny, a ja zajęłam się rozmową z dziewczyną obok mnie. Zaprzestałam, gdy zauważyłam, jak Filip jest wpychany przez kogoś z powrotem. Owa postać dobyła broni, tym samym wyzywając chłopaka na pojedynek.
-Tym razem mi nie sprostasz!-zawołał dumnie Jakub.
-Ale ja nie mam zamiaru z tobą walczyć!-zaoponował Filip.
-Tchórzysz?-zakpił.
W mojej głowie rozbrzmiał się głos Pana, który pewnego dnia podczas ścinania wypowiedział to samo słowo...
-Tchórz! Tchórz! Tchórz!-ludzie zaczęli krzyczeć, prowokując Filipa do agresji.
Nie wiedzieli jednak, że ten chłopak był oazą spokoju i potrafił zachować zdrowy rozsądek w wielu sytuacjach, przynajmniej takiego go zapamiętałam.
-O cóż w ogóle ty ten pojedynek masz zamiar toczyć? Ja bezcelowo nie biję się z byle czym-odparł.
-O to samo, co rok temu, pamiętasz?-spytał z fałszywym uśmiechem i spojrzał na mnie-o serce pięknej Rozalii.
Zapaliłam się rumieńcem, gdy wszyscy gapiowie spojrzeli na mnie.
-To jest bardzo poważny powód, muszę oddać honor. Jednakże czy to nie ja wygrałem poprzedni pojedynek?-zaśmiał się.
Jakub z poszarpaną dumą zaatakował Filipa, a ten zaczął się bronić ze zdezorientowaniem, ponieważ nie spodziewał się tej szarży. Ludzie bardzo głośno kibicowali, jednakże ponownie wygrała opanowana postawa chłopaka, a przegrała gorycz mężczyzny. Filip wytrącił mu oręż i przystawił miecz do szyi. Nastała cisza.
-Zrób to-zawołał blondyn-no dalej! Zrób!
Brunet się zaśmiał i umieścił ostrze w pochwie, po czym skierował się do bramy. Jakub stał przez chwilę w bezruchu, lecz nagle podniósł z ziemi swoją broń i uderzając w bok zbroi chłopaka, powalił go na ziemię. Zwycięsko położył stopę na jego klatce piersiowej i uniósł miecz w górę, zbierając brawa publiki. Nagle Filip się wyrwał i powalił przeciwnika, usiadł na nim okrakiem i wykonał precyzyjne cięcie na policzku Jakuba.
-Teraz oboje jesteśmy oszpeceni-rzekł znieważony-przestańmy walczyć o nią, bracie.
Blondyn leżał i dyszał ze zdenerwowania pod młodszym wojownikiem. Brunet wstał i odszedł, jednak tym razem Jakub nie podjął dalszej walki, tylko podniósł się i opuścił arenę. Poderwałam się z miejsca i zeszłam z trybuny do mężczyzn.
-Oszaleliście?-spytałam z wyrzutem.
Wyjęłam chustkę z kieszeni sukni i przyłożyłam do policzka blondyna.

CZYTASZ
Bestia
FantasyCo nas kształtuje? Historia ta opowiada historię młodziutkiej Rozalii, która pewnej ulewnej nocy traci pamięć: przeszłe wspomnienia ukryte są głęboko w jej podświadomości i nie jest w stanie przypomnieć sobie nawet w jakich okolicznościach trafiła d...