Klasztor.

517 47 9
                                    

Niezidentyfikowana postać
Usiadłem w postaci muchy na kuprze filipowego konia. Obserwowałem, jak Aleksander w skupieniu mył śniegiem biały pysk Eosforosa. Był w dalszym ciągu ubrudzony krwią Stanisławy.
-Niedługo zobaczysz panią-szepnął do psa.-Cieszysz się? Bo ja owszem.
Może tego kundla też każę mu rozstrzelać? Wywołuje w nim zdecydowanie zbyt pozytywne emocje.
-Mówią, że nie widzieli nikogo podobnego do Rozalii-oznajmił nerwowo Filip po wyjściu z karczmy i uderzył w drewniany filar.
-Mówiłem ci już, że tutaj jej w ogóle nie było.
-Skąd niby masz tą informację?-spytał niezadowolony.
-Bo Eosforos jej nie czuje-spojrzał na Grabowskiego.-Stąd wiem.
Wiesz stąd, że ci powiedziałem, kłamczuchu-pomyślałem rozbawiony.
Aleksander wstał z przykucu i dosiadł konia. Świadomy, że kierują się na klasztor, wzleciałem w powietrze. Postanowiłem poczekać na nich na miejscu. Miałem szczerą nadzieję, że Aleksander nie zabije Filipa pod moją nieobecność. Cóż to by była za strata! Takie widowisko!

Rozalia
-Naprawdę nie wiem, bracie Alfredzie, jak wam się odwdzięczę. Na pewno bez waszej gościnności byłoby mi bardzo trudno.
Zakonnik uśmiechnął się ciepło. Za oknem zarżał jakiś koń.
-Powinniśmy dziękować Bogu, nie ludziom-odparł spokojnym głosem.
Pomyślałam o wspaniałomyślności Boga w sprawie mojego losu uciekinierki i szczerze mu podziękowałam. W naszej miłej pogawędce dodałam też, że żartowałam.
Mężczyzna wstał i wyjrzał przez okno.
-Zajechało dwóch szlachciców-powiedział.
Z zaciekawieniem podeszłam do niego, lecz jeszcze nim to uczyniłam, usłyszałam znajome szczeknięcie. Drętwo spojrzałam na gości i już byłam pewna: jednym z nim był Aleksander, a wokół niego biegał wesoły Eosforos. Kolana się pode mną ugięły, aż zakonnik musiał mnie przytrzymać.
-Rozalio? Może lepiej się połóż...
-To... on. Bracie, tak się boję...-szepnęłam gorączkowo.
Gwałtownie odwrócił głowę i jeszcze raz przyjrzał się przyjezdnym.
-Spokojnie Rozalio, spokojnie-odparł, nieco spięty, lecz wciąż dobrej myśli.
Posadził mnie na łóżku, a ja ukryłam twarz w dłoniach. Otworzył szafę i coś z niej wyjął. Położył to obok mnie.
-Załóż to i wyjdź z komnaty. Pójdź do pokoju krawcowych. Przecież nie sprawdzi sali pełnej młodych dziewcząt-powiedział pospiesznie i wyszedł.
Już po chwili wcisnęłam się w strój, który nosiły tutaj wszystkie siostry. Zasłaniał całe ciało i włosy, a pozostawiał widoczną jedynie twarz i dłonie. Prędko udałam się do wyznaczonego miejsca i usiadłam w tłumie kobiet. Jedna z nich podała mi materiał, a druga igłę i nić. Dłonie trzęsły mi się niemiłosiernie.
-Wszystko z siostrą w porządku?-spytała jedna z nich.
-Tak, tak...-zapewniłam fałszywie.
Siedziałam tak dobre pół godziny. Uspokoiłam już kołatanie serca i byłam przeświadczona, że Aleksander i ten drugi odeszli: czekałam jednak, aż powie mi to brat Alfred. Tylko wtedy opuszczę salę.
-Nie jestem siostrą-oznajmiłam nagle.-Szuka mnie pewien mężczyzna i brat Alfred kazał mi się tutaj ukryć.
Zakonnice przestraszone na mnie spojrzały.
-Czy ten mężczyzna jest niebezpieczny?
Pokiwałam głową.
-Niestety tak. Ale to już koniec. On odszedł-oznajmiłam z uśmiechem.
Usłyszałam na korytarzu męskie głosy i ciężkie buty. Spojrzałam w stronę drzwi, a w tym samym momencie wszedł przez nie Filip, Aleksander, nieznany mi zakonnik i starsza zakonnica. Zamarłam.
-O nie...-szepnęłam.
-Czy jest na sali Rozalia Berezowska?-spytała kobieta.
Spuściłam głowę i zaczęłam nerwowo coś szyć.
-Ona się w życiu nie przyzna-oznajmił Aleksander z uśmiechem.
-Mógłbyś być mniej... Charakterystyczny, wiesz?-odparł mój narzeczony.
-Mógłbyś być bardziej cichy, wiesz?
-To ja sprawdzę tam, a ty tam-zignorował go.
Nie wiem, gdzie wskazał. Nie odważyłabym się unieść oczu.
-Nie zgadzam się.
-Z jakiego powodu?
-Z braku zaufania.
Chłopiec się cicho zaśmiał.
-Niech więc brat wyznaczy-zaproponował.
-Nadal się nie zgadzam.
-Aleksandrze!
-To jest moneta sześciogroszowa. Jeśli ukaże się data, poprzystanę na twój podział. Jeśli zaś herb, będzie na odwrót.
-Zgoda.
-Niech brat to zrobi.
Zakonnik podrzucił groszem, po czym zatrzymał go na dłoni.
-Niech się stanie-oznajmił niezadowolony Filip.
Zerknęłam w ich stronę: Grabowski sprawdzał mój rząd. Ten po przeciwnej stronie patrolował nasz wróg.
Najszybciej jak potrafiłam naszyłam napis "NIE" na materiale. Gdy chłopak doszedł już do nas, prędko mu to ukazałam. Zdziwiony spojrzał mi w oczy i dopiero wtedy rozpoznał.
-Rozalia...-szepnął.
-Idź dalej-rzekłam cicho i pewnie.
Miłość mojego życia nie odchodziła, a moje serce coraz bardziej kroił jego wzrok.
-Błagam...
Dopiero na wydźwięk tego słowa wyprostował się i jakby nigdy nic poszedł dalej. Miałam ochotę krzyczeć, a jedynie nachyliłam się do ucha kobiety obok mnie.
-Może pani zasymulować złe samopoczucie, a ja panią wyprowadzę? Muszę uciec temu mężczyźnie w masce...
Spojrzała na mnie niepewnie, po czym niepewnie zwróciła się do siostry, która w jakiś sposób koordynowała salą.
-Wyjdę, dobrze?
Aleksander szybko się odwrócił i ruszył w jej stronę. Ta ze strachem zmierzyła go wzrokiem, a ja byłam w tym momencie bliska omdlenia. Złapał ją za podbródek i przyjrzał jej się dokładnie. Był tak blisko, że czułam jego perfumy, a jego płaszcz dotykał mojego ramienia. Odrzucił jej twarz, a ona natychmiast wstała i ruszyła do wyjścia. Nerwowo odwróciłam materiał na drugą stronę ukrywając wiadomość. On nadal tu stał i odprowadzał ją wzrokiem!
Dopiero gdy wyszła, Bestia wróciła do sprawdzania drugiego rzędu. Jeśli postanowi sprawdzić i mój...
Na szczęście wtedy wszedł brat Alfred.
-Znalazłem niewiastę, która odpowiada waszym opisom. Chodźcie za mną-skinął na nich dłonią i z zadyszką opuścił pokój.
Mężczyźni ruszyli do wyjścia. Jedynie Filip ostatni raz odwrócił się i spojrzał w moim kierunku.
Przeszłam do działania. Wyszłam inną stroną niż oni. W drzwiach minęłam się z kobietą, która niosła kosz z ubraniami. Wyjaśniłam jej prędko wszystko, a ona oddała mi wiklinę. Ruszyłam przed siebie.
Zauważyłam ich. Byli przy głównym wejściu, nieopodal mostu-jedynej drogi ucieczki. Klasztor niestety był otoczony wysokim na trzy metry murem.
Wzięłam głęboki wdech, powoli wypuściłam mroźne, zimowe powietrze i ruszyłam w stronę mostu. Co jakiś czas przechodziły tamtędy różne osoby. Może nie uznają tego za podejrzane?
-Skoro to nie ta, to niech panowie odpuszczą. Nie ma tutaj waszej Rozalii-rzekł brat Alfred.
-On ma rację, Aleksandrze. Musisz po prostu pogodzić się z pomyłką.
-W tym rzecz, że ja się nie pomyliłem, przyjacielu. Ona tu jest. Mogę przysiąc na cały mój majątek.
-Mogę już odejść? Czekają na mnie w kuchni-spytała młoda dziewczyna.
-Tak, dziękuję siostro-odparł zakonnik.
Od bramy dzieliło mnie zaledwie kilka kroków. Czułam już ulgę.
Gdy nagle Eosforos, który dotychczas grzecznie trwał przy Woronowie, zaszczekał. Wzdrygnęłam się w przerażeniu. Zrobił to jeszcze raz, a potem usłyszałam psi bieg. Przyspieszyłam kroku.
-Eosforos!-zawołał Aleksander.
Szczeniak radośnie skoczył i wytrącił mi z rąk kosz. Ciągle szczekał, a ja w szoku szybko zebrałam ubrania i ruszyłam dalej. Słyszałam ich kroki.
-Eosforos!-zwołał mój narzeczony.
-Niech pani zaczeka!-zawołała Bestia.
Zignorowałam jego polecenie, lecz przez psa, który uporczywie wchodził mi pod nogi, musiałam się zatrzymać. Stałam już na moście. Zauważyłam, że pomiędzy murem, a murkiem wzdłuż przejścia jest szpara, przez którą można zgrabnie przejść i zsunąć się w stronę zamarzniętej rzeki.
Spojrzałam w stronę mężczyzn. Brat Alfred rozumiał, z kim mają doczynienia. Stał z boku. Filip, który szedł z tyłu, od razu mnie poznał. Aleksander zrozumiał to dopiero, gdy nieznajoma zakonnica w przerażeniu rzuciła w jego stronę koszem na ubrania i pobiegła w stronę rzeki. Zerwał się w pościg za mną.
Nie obchodziła mnie w tym momencie możliwość wpadnięcia do lodowatej wody. Byłam gotowa zrobić najbardziej szaloną rzecz, byleby nie trafić w jego łapska.
Eosforos, wyraźnie zadowolony z zaistniałej sytuacji, radośnie biegł u mego boku. Chciało mi się płakać z nieświadomości tego szczeniaka.
Usłyszałam dźwięk charakterystyczny dla łamania się pokrywy. Przygryzłam nerwowo wargę i biegłam jeszcze szybciej. Aktualnie znajdowaliśmy się na jeziorze, do którego wpadała i z którego płynęła dalej rzeka. Na środku zbiornika nie słyszałam już kroków. Zatrzymałam się próbując nabrać powietrza w płuca. Odwróciłam się i zobaczyłam sylwetkę Aleksandra, którego Filip trzymał za ramię. Oboje przyglądali mi się.
-Uważaj na siebie!-krzyknął Grabowski.
-Kocham cię-szepnęłam w odpowiedzi.

Bestia
Dziewczę rzuciło we mnie koszem i pobiegło w bok. Zdezorientowany spojrzałem na suknie zakonne, po czym przeniosłem wzrok na Filipa. Grabowski niepewnie stanął przy przejściu, którym pobiegła dziewczyna.
-Ty...ona?-zacząłem.
Zdradził mnie! Szybkim ruchem rzuciłem nim o ziemię i wbiegłem na lód. Niedługo później miałem już ją na wyciągnięcie ręki. Już była moja.
Wtedy usłyszałem załamujący się lód. Jeśli złapałbym ją, najpewniej byśmy wpadli do wody. Jestem strzygą, nic by mi się nie stało, lecz co z nią?
Zatrzymałem się i gwizdem przywołałem psa. Wtedy też podbiegł do mnie Filip.
-Uważaj-szepnąłem.-Lód.
Złapał mnie silnie za ramię i odciągnął z tego miejsca. Nie obchodziło mnie to teraz. Chciałem się jej przyjrzeć, zanim znów ją stracę. Po kilku minutach stanęła i odwróciła się. Zrobiła to z taką gracją...
-Uważaj na siebie!-krzyknął Grabowski.
-Kocham cię...-szepnąłem.

*W mediach jest moneta, którą losowali.

BestiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz