Otworzyłam oczy, a mój wzrok sparaliżowała biel. Leżałam na czymś miękkim, w wilgotnych ubraniach.
Podniosłam się do pozycji siedzącej i znieruchomiałam. Byłam w tych samych spodniach, koszuli i pelerynie co wczoraj, jednak w całkowicie innym miejscu. Nie byłam w buszu, lecz w zamku.
Tak, to na pewno był zamek, bądź jakaś bardzo bogata rezydencja. Wszystko, co tutaj się znajdowało, było bogate. Ale i stare oraz zakurzone.
Postawiłam nogi niepewnie na podłodze, po czym ruszyłam do drzwi. Nie miałam innego wyjścia.
Po otworzeniu ich moim oczom ukazał się widok ciemnego korytarza, oświetlonego jedynie przez słabe światło przedostające się przez ciężkie kotary. Wzdłuż ustawione były etażerki, a na nich piękne wazony ze zwiędniętymi różami.
Po dziesięciu krokach znalazłam ogromne schody prowadzące zarówno w górę, jak i w dół. Zeszłam na parter. Bardzo szybko poczułam woń jedzenie, więc kierowana zmysłem węchu udałam się, jak się okazało, do kuchni.
Ujrzałam tam pracujące w pocie czoła trzy kobiety.
-Dzień dobry-powiedziałam zawstydzona.
Może mnie w ogóle tu nie powinno być?
-Dzień dobry!-zawołała najstarsza z nich, a reszta naewet nie podniosła głów-witamy! Nie wiedziałyśmy, że panienka tak prędko wstanie!
Uśmiechnęłam się lekko.
-Przepraszam najmocniej, nie wiem jak to powiedzieć, ale... czy wie pani, co ja tutaj robię? Ja...-miotałam się.
-To panienka nic nie pamięta?-zdziwiła się kobieta-wczorajszej nocy przybyło dziewczę to posiadłości naszego pana i zaoferowało swoje usługi, a pan dziewczynę przyjął-opowiedziała, mówiąc szybko i z podekscytowaniem.
-Nie, ja nie... ja nie pamiętam...-szepnęłam, jakby do siebie.
-To ja panienkę zapewniam! Na własne uszy żem słyszałam, i na własne oczy widziałam, jak panicz dziewczę przyjmuje, o.
Złapałam się za głowę. Skoro tak, to najprawdopodniej naprawdę to zrobiłam. Dlaczego tego nie pamiętam?
-A u nas panuje taki zwyczaj, że każdą nową służkę się wita jak jaką księżne. Toteż dziewczęta właśnie zapodały do stołu, więc zapraszam na śniadanie.
Wycofała się, wskazując wielką jadalnie. Spojrzałam na nią przestraszona.
-Nie, ja nie mogę...-szepnęłam zatroskana.
Serce biło mi szybciej. Co ja zrobiłam? Nie mogę teraz tak po prostu powiedzieć, że to pomyłka. Zbyt się boję. Myślałam, że jestem samodzielna, ale nie. Nie było ani iskry samodzielności, ani odpowiedzialności za własne życie.
Po namowach jednak musiałam ulec, zjadłam trochę, jednak ze strachu skurczył mi się żołądek. Po posiłku służki zaprowadziły mnie do sali, w której się obudziłam i otworzyły szafę. Była wypełniona skromnymi, niczym niewyróżniającymi się sukienkami. Idealnymi do pracy.
-Tutaj ma panienka ubrania-oznajmiła najstarsza.
Pokiwałam głową, po czym kobiety wskazały mi łazienkę.
-Umyj się, potem wyjaśnimy Ci twoje obowiązki.
Zrobiłam tak, jak kazały. Zrzuciłam z siebie nieładnie pachnące i brudne ubrania i wzięłam kąpiel. Tutaj było inaczej niż u mnie na wsi. Sama wanienka wyglądała inaczej. Ekskluzywniej. Kosztowniej.
Po kąpieli wytarłam się, po czym założyłam na siebie swój nowy kostium wraz z parą balerinek.
-Tak więc chodź -powiedziały, wchodząc do mnie po godzinie.
Ruszyłam za nimi. Zatrzymałyśmy się przy schodach, a najstarsza wskazała na te, z których wcześniej nie skorzystałam.
-Nigdy nie wchodź na górę-oznajmiła, a ja przytaknęłam.
Służki patrzyły na mnie zdziwione.
-Nie masz ani trochę ochoty się spytać o powód?
Przestraszyłam się. W takim razie powinnam pytać?
-O ile można wiedzieć...-szepnęłam.
Starsza kobieta nadal była zdumiona.
-Na wyższe piętra można wchodzić tylko za pozwoleństwem pana, jak i on sam cały czas tam przebywa. Nie wolno mu przeszkadzać.
Pokiwałam głową. Tutaj chyba nie ma o co pytać.
Oprowadziły mnie po całym zamczysku. Wszędzie był kurz i ciemnota, jednakże nie śmiałam pytać o powód. Przecież mogłoby to być urągające im, tak? Mogłyby pomysleć, że krytykuję ich pracę, a tego nie chciałam.
Najbardziej zafascynowała mnie biblioteka. Była wielka, a w niej ogrom książek.
-Tutaj nie ma co zachodzić, nie ma czasu na takie rzeczy-skomentowała, jak się dowiedziałam w trakcie podróży, Małgorzata.
Dostałam rozkaz posprzątania po swoim śniadaniu oraz całej kuchni, co podobno też jest tutejszym zwyczajem. Walczyłam z moim pierwszym obowiązkiem przez okrutne cztery godziny. Szorowałam, wycierałam, zmywałam, zamiatałam. Po wyjściu z pomieszczenia byłam wyczerpana, jednak miałam czas na ułożenie myśli.
Czy jestem tym, kim uważam, że jestem? Czy mam na imię Rozalia? Czy naprawdę przyszłam tutaj zeszłej nocy z ofertą moich usług? Kim był "pan", dlaczego jest tutaj tak brudno, tak cicho i pusto? Dlaczego nie ma tutaj tego mężczyzny? Co on tam robi? Te wszystkie zagadnienia mąciły mi głowę. Chciałam to wiedzieć, ale nie mam zamiaru o to pytać. Te kobiety są tak wygadane, że na pewno puszczą parę z ust. Przynajmniej mam taką nadzieję.
Miałam już obraz ich pana; niemiły i opryskliwy starzec, który pławi się w swoim majątku i wykorzystuje innych.
Potrafię sobie ową twarz przypomnieć, więc... tak. Ja chyba naprawdę tutaj przyszłam zeszłej nocy.
Udałam się na piętro i odszukałam kobiety. Były w pralni, żwawo piorąc pościel.
-Skończyłam-powiedziałam po wejściu do pokoju.
Najstarsza z trójki przestała pracować i oparła się zdyszana o metalową miskę, po czym spojrzała na mnie. Wstała i wytarła ręce o suknię.
-Zastąp mnie, pójdę sprawdzić-rzekła i wyszła.
Ze zmęczeniem usiadłam przy tarce i ostatkiem sił wykonywałam polecenie, co jakiś czas robiąc krótkie przerwy.
-Jestem Weronika, a to Liliana-odezwała się dziewczyna o długich, grubych i ciemnych włosach, które były splecione warkoczem.
-Rozalia-odrzekłam z wymuszonym uśmiechem, gdyż nie miałam siły nawet na to.
-Żadna z nas nie wie-szepnęła Liliana.
Wtedy do pralni wpadła Małgorzata, a dziewczyny zamilkły.
-Wstawaj i idź pozbieraj pranie z całego domu-rozkazała.
Podniosłam się szybko i równie prędko wyszłam, na odchodne rzucając dziewczętom nierozumiejące spojrzenie.
Żadna z nas nie wie? Czego? Czyżby to była odpowiedź na jedno z moich pytań? Tylko na które?
Z niepokojem w sercu szybko zebrałam wszystkie nieczyste ubrania i pospiesznie udałam się z powrotem, oczywiście omijając piętro drugie i wyższe, o ile takowe istniały.
-Oto wszystko, z wyjątkiem brudów pana-oznajmiłam, kładąc je na ziemi.
Starsza kobieta wstała.
-Ja pójdę po resztę.
-Ale przecież nie...-chciałam upomnieć pewną siebie staruszkę.
Skarciła mnie wzrokiem.
-Co wolno wojewodzie, to nie Tobie, smrodzie. Za tę zniewagę ty dokończysz pranie!-krzyknęła.
Skuliłam się.
-Przepraszam-szepnęłam.
Kucnęłam przy misce i tarce, po czym z przerażeniem zabrałam się do pracy. Małgorzata wyszła.
-Nie bój się jej, ona nie ma żadnej władzy. Bój się pana, tylko i wyłącznie-mruknęła Weronika jakby pod nosem, ale wiedziałam, że kieruje tę wiadomość do mnie.
Nic nie odpowiedziałam.
Prałyśmy kolejne trzy godziny, z czego ja starałam się ze sterty jedynie prześcieradła i ścierki, nie chcąc czegoś zniszczyć przez moje nieudacznictwo. Ubrania pana były piękne, z drogich tkanin i przeszywane złotymi nićmi. A pachniały najwspanialszymi perfumami, jakie było mi dane czuć. Były słodkie, ale mimo to, bardzo męskie.
Po skończonej pracy Małgorzata pozwoliła nam udać się do pokoi. Byłam tak wykończona, że gdy jedynie chciałam się położyć-momentalnie zasnęłam snem twardym.
CZYTASZ
Bestia
FantasyCo nas kształtuje? Historia ta opowiada historię młodziutkiej Rozalii, która pewnej ulewnej nocy traci pamięć: przeszłe wspomnienia ukryte są głęboko w jej podświadomości i nie jest w stanie przypomnieć sobie nawet w jakich okolicznościach trafiła d...