Przebaczenie.

2.7K 216 7
                                    

  Wbiegłam do salonu Pana. Stał on za jakimś dziewczęciem, które obejmował tak samo, jak mnie. Moje serce rozpadło się, a Pan począł się odwracać...

  Dni nieznośnie się dłużyły, mimo obecności Jakuba. Ten chłopiec wszystko czynił weselszym. Dzięki niemu nie miałam czasu rozmyślać o beznadziejności całej mnie i mojej sytuacji. Pomagał mi w porządkach i obowiązkach na tyle, ile był w stanie, a ja nie potrafiłam odwdzięczyć się za jego dobro.
  -Za jutro niedziela-powiedział-znowu ścinanie.
  -Co o tym sądzisz?
  -Ja nie mogę nic sądzić. Jestem tylko szlachcicem, który zatrzymał się na thm dworze na kilka księżyców. Nie mam prawa się sprzeciwiać-oznajmił.
  Zdmuchnęłam kurz z książki.
  -To ja tym bardziej nie mam prawa głosu-stwierdziłam-wydaje mi się, że kobiety w ogóle się tutaj nie liczą.
  -Nie wiem, jak Pan może tak z wami postępować. Prawdziwy mężczyzna powinien szanować kobiety.
  -Według etosu i kodeksu rycerskiego i owszem, reszta traktuje nas jak przedmioty-sprostowałam.
  -To takie obrzydliwe.
  -To takie prawdziwe-poprawiłam.
  Spędziłam z chłopcem czas aż do fajerantu. Gdy zakończyłam pracę, zatrzymałam go na chwilę w bibliotece.
  -Masz dostęp do Pana? Rozmawiasz z nim?-spytałam.
  -Owszem-odparł i zmarszczył brwi.
  Złapałam go za dłoń.
  -Uprosiłbyś go o moje spotkanie z nim? Służki nie mają prawa wchodzić na wyższe piętra...
  -Po cóż?-zapytał zdumiony.
  Przełknęłam ślinę.
  -Potrzebuję wyjaśnić mu poniedzielę. On nadal sądzi, że jestem nierządnicą... to okropne.
  Chłopak pokiwał głową.
  -Dobrze, zrobię to dla Ciebie.
  Posłałam mu wdzięczny uśmiech i przytuliłam. Jedyny sprzymierzeniec.
  Opuściłam pomieszczenie i od razu skierowałam się do swojej sypialni. Przygotowałam się na spotkanie z Panem, nawet nie wiedząc czy wyrazi zgodę. Ze zniecierpliwiem oczekiwałam odpowiedzi do późnego wieczora, gdy w końcu w moich drzwiach stanął Jakub i zaprowadził mnie przed oblicze Pana. Stanęłam na środku pokoju, standardowo zamykając oczy, a mój kompan został przy moim boku.
  -Słucham-jako pierwszy odezwał się Pan, nadal rozgniewany-czego chcesz, mała kurewko?
  Zacisnęłam pięści.
  -Chciałabym Panu wszystko wytłumaczyć-odparłam.
  Prychnął.
  -Wytłumaczyć? Wiem, na czym polega kochanie się.
  Zacisnęłam zęby, jednak wiedziałam, że muszę zachować spokój.
  -Panie, nie mam pojęcia, dlaczego tak uważasz. Ja Panu chcę opowiedzieć wszystko od niedzielnego wieczora, aż do mojego powrotu. Tylko tyle pragnę.
  Nastała krótka cisza.
  -Tak więc mów, chętnie wysłucham twej baśni.
  Wzięłam głęboki wdech.
  -Pan mnie zranił i wysłał do Małgorzaty, która miała mi tę rękę opatrzeć. Tak też zrobiłam, jednak ona umyślnie mi ten bandaż źle założyła. Następnego dnia, gdy Pan przyłapał ją na nieposłuszeństwie, zrobiła tak samo. Przez całą poniedzielę było mi słabo, jednakże gdy słońcę zaszło, zemdlałam. W miasteczku poznałam Filipa, z którym byłam podczas mdlenia. Zaniósł mnie do czyjegoś domu, gdzie opatrzył mnie lekarz i oznajmił, że do mojej rany wdarło się zakażenie. Wybiegłam z chaty i przybiegłam do zamku, wtedy ujrzałam Pana. Przepraszam stokroć za to, że się spóźniłam, lecz nie byłam w stanie stawić się szybciej. Proszę o wybaczenie, Panie.
  Ponownie nikt nic nie mówił.
  -To poważne oskarżenie-stwierdził-posądzasz Małgorzatę o zdradę, nieposłuszeństwo i próbę zabójstwa.
  -Wiem.
  -Ręczę za Rozalię, Panie-odezwał się Jakub.
  -Twoje słowo nic nie znaczy, tylko jeszcze bardziej sprawia, że nie wiem, czy powinienem jej wierzyć. Widziałem, jak zakradasz się do biblioteki.
  Pan wstał, a stukot jego obuwia zbliżył się do mnie.
  -Odejdź, młodzieńcze-rozkazał.
  -Nie-sprzeciwił się.
  -Odejdź, Jakubie-powtórzyłam rozkaz wydany przez Pana.
  Rycerz usłuchał mnie i już po chwili opuścił salon. Gdy przestaliśmy słyszeć jego kroki, Pan odezwał się.
  -Siejesz tutaj większy postrach ode mnie, Rozalio-zaśmiał się.
  Począł mnie okrążać.
  -Powiedzmy, że Ci wierzę. Jakoż dziewica mogłaby oddać się pierwszemu napotkanemu wieśniakowi?
  Pan stanął za mną, tak jak zawsze.
  -Dziewictwo to walor, dzięki któremu zdobędziesz każdego mężczyznę, Rozalio. Dziewic jest coraz mniej, a ladacznic coraz więcej-mówił, a ja czułam jego szept na sobie.
  Nienawidziłam tego, co ze mną robił. Bawił się mną jak chciał, a jedyne, co mogłam robić, to ulegać. Niszczył we mnie uczucia. Niszczył wszystko, co napotkał na swojej drodze. Byłam coraz mniej strachliwa, coraz więcej mówiłam… przez niego.
  Pan odszedł ode mnie, wziął coś i wrócił. Uniósł moją dłoń i wsadził w nią coś chłodnego, po czym zamknął mój uścisk.
  -Zabij Małgorzatę-szepnął przerażająco.
  Oblał mnie zimny pot. Miałam kogoś zabić…?
  -Odpłać jej się za wszystko. Zemścij się.
  Pan udał  się  w kierunku swojego fotela.
  -Wybacz panie, ale nie wypełnię tego rozkazu-odrzekłam i wyciągnęłam rękę ze szczyletem przed siebie.
  Obcasy zatrzymały się.
  -Cóż oznacza "nie wypełnię tego rozkazu"?-spytał rozzłoszczony.
  -Nie jestem w stanie zamordować Małgorzaty.
  Mężczyzna gniewnie podszedł do mnie, wyrwał mi broń i przystawił ją do mojego gardła.
  -Wiesz, jaka jest kara za nieposłuszeństwo?!-krzyknął.
  Przełknęłam ślinę, przez co poczułam na skórze chłód ostrza.
  -Proszę mnie zabić, Panie.
  Zrobił mi małą ranę, po czym zamaszyście odrzucił go na bok. Położył palce po obu stronach mojej żuchwy wywołując ból.
  -Dobrze wiesz, że tego nie zrobię, Rozalio. Dlatego jesteś taka pewna siebie.
  Pan puścił mnie i odszedł na dwa kroki.
  -Piotrze!-zawołał.
  Po chwili ktoś wszedł do salonu.
  -Weź ten sztylet i poderżnij gardło najstarszej służce-rozkazał.
  -Tak, Panie-odrzekł, podniósł broń i wyszedł.
  W pokoju zapanowała cisza.
  -Nie lubię tej ciszy między nami, Rozalio. Powinnaś być bardziej rozmowna.
  -A Pan mniej okrutny.
  Nerwowo westchnął.
  -Oraz mniej kompulsywny.
  Zaśmiał się. W tej chwili usłyszałam krzyk staruszki i po prostu odgłosy towarzyszące zabójstwu. Ściągnęłam brwi.
  -Jesteś taka delikatna. Jak róża. Rozalia pasuje do Ciebie.
  Pan położył dłoń na moim policzku, dzieląc odcinek między nami.
  -Między nami jest cisza, ponieważ Pan nie liczy się z tym, co mówię-odrzekłam na wcześniejsze pytanie.
  Pan zaśmiał się i pogłaskał mój policzek zewnętrzną stroną dłoni.
  -Miła, jesteś jedyną osobą, której jakkolwiek słucham od dawien. Małgorzata nie żyje, to powinien być wystarczający dowód.
  Wtedy do pomieszczenia wszedł Piotr.
  -Wykonałem rozkaz, Panie.
  -Dobrze-rzekł zimno-odejdź, umyj ostrze i przyjdź dopiero, gdy Cię zawołam. Nie przeszkadzaj nam.
  -Tak, Panie-odparł zmieszany i wyszedł.
  -Pozwól mi otworzyć oczy. Błagam.
  Przez chwilę była cisza.
  -Nie, Rozalio. Jutro. Od jutra będziesz mogła nie odwracać twarzy. Pod jednym warunkiem-dodał.
  -Słucham-odrzekłam niepewna.
  -Dzisiaj będziesz spała w moim salonie.
  Czyżby mu znowu chodziło o…
  -Nie obawiaj się, Rozalio. Nie urażę twej dumy.
  Zaczęłam gorączkowo rozmyślać. To tylko noc w sypialni Pana, tylko sen. Nic złego. A dostanę przywilej, którego nie ma żadna służka...
  -Zgadzam się.
  Pan uniósł moją rękę do ust i ucałował ją, po czym zaprowadził do łoża. Pomógł zdjąć mi baletki, po czym ułożyłam się do snu.
  -Dobranoc, Rozalio-szepnął mężczyzna.
  Odszedł, a ja otworzyłam oczy. Co ja tutaj robię, po co się godziłam…
  Jednak Pan nie kładł się obok mnie. Nie wiem, co robił przez całą noc, gdyż zasnęłam do chwili znużona ciężkim dniem.

BestiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz