Nie śniłam nazbyt wiele. Nie marzyłam niemal całkowicie. Ale, na pohańbienie boże, wierzyłam w ich moc. Czułam w sercu, że mój luby mnie szuka i nie zostawi mnie na łaskę bestii.
Aleksander jednak już następnego dnia musiał niezwłocznie wyjechać. Obawiał się weronikowych podejrzeń i w duszy przyznałam mu słuszność. Złapał moją głowę w dłonie, ucałował mnie z błogosławieństwem w czoło, dosiadł moją białą klacz i z przysięgą odjechał. Obiecał, że niedługo przybędzie dwóch ludzi na służbę. Z niesmakiem powierzyłam mu moje zdrowie. Z bezczynności poczęłam sprzątać.
Jednak Woronow mnie nie zawiódł. Za dwa dni w południe przez bramę wjechał mężczyzna na karym koniu, a za nim siedziała kobieta. Wyszłam im na powitanie. Zeszli ze zwierzęcia, młodzieniec odprowadził ogiera do stajni, a ja zaprowadziłam jego towarzyszkę do środka.
Gdy dziewczę zdjęło kaptur-jak Boga kocham, oniemiałam! Promieniście uśmiechnęła się do mnie.
-Nie mogłam z radości, gdy Pan powiedział mi, że żyjesz!-zawołała radośnie.
-Oh, Liliano, ten człowiek nie mógł sprawić mi większego wesela!
Uścisnęłyśmy się z tęsknotą, a gdy w końcu wypuściłyśmy się z objęć, do środka wkroczył kompan jej podróży. Niestety również zdjął płaszcz. Rozebrał z ubrania wierzchniego Lilianę, po czym stanął przede mną i z gracją się ukłonił.
-Jakub Życiński, od teraz na tych usługach, pani.
Po tych słowach wyprostował się i spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się; jednak nie do niego, a na widok blizny na twarzy, którą stworzył mu mój miły. Ten jednak przypisał sobie tę uprzejmość i odpowiedział mi tym samym. Nieprzyjaciel mojego narzeczonego jest moim wrogiem-stwierdziłam w myślach.
-Trzeba usunąć ogiera z podwórka. Mogę na ciebie liczyć?-zapytałam zimno.
Na początku zdziwił się zmianą mojej postawy, ale prędko się opamiętał i żwawo odszedł w celu wykonania zadania.
Ugotowałyśmy wody i zalałyśmy nią szusz w filiżankach. Przy takim napoju spędziłyśmy kilka godzin. Co rusz wymyślałam Jakubowi nowe wyzwania, byleby tylko dał nam czas w samotności.
Dowiedziałam się trochę o szaleństwie Weroniki z niewinnego spojrzenia mojej przyjaciółki. Ponoć zdawała się jedynie zakochać silnie w Aleksandrze i była o niego zazdrosna niczym Kain o Abla; ale właśnie przez to miłowanie trzymała nóż w pochwie.
Liliana-jak to ona-ponownie się zakochała, ale ponoć tym razem jest to prawdziwa miłość. Miał na imię Barnaba i niebieskie oczy. Tak często o nich się rozmarzała, że zapamiętałam ten szczegół. Był ze szlachetnego rodu i w poszukiwaniu przygód krążył po okolicznych posiadłościach. Miał znaleźć albo żonę, albo powołanie do życia w celibacie. Z jej opowieści wywnioskowałam, że wybrał życie w romansowaniu i beztrosce, lecz Liliana była święcie przekonana, że na wiosnę będzie przyodziana w welon i otrzyma szlacheckie nazwisko.
O Jakubie się zbyt wiele nie dowiedziałam; też z powodu ewentualnego podsłuchu z jego strony. Tyle wiem, że od odejścia Piotra z Zalesia niemal płynnie wstąpił na jego miejsce i dumnie kroczył u boku Pana. Krzywo się uśmiechnęłam z jego pychy, gdyż znałam warunki bliskości tego mężczyzny. Widziałam jego okrucieństwo, choćby pod postacią kulejącego Piotra. Nie mogło się tak stać, że Życińskiego traktował lepiej, a nawet jestem skłonna stwierdzić, że był traktowany znacznie gorzej. Poczułam skruchę i gdy powrócił z rąbania drewna, pozwoliłam mu odpocząć i podziękowałam mu.
Niechętnie bo niechętnie, jednak wysłuchałam sprawozdania o Aleksandrze. Liliana stwierdziła, że zakochał się w Weronice, więc wykonywał wiele jej rozkazów. Czuła większy respekt do tej kobiety, niż niegdyś brutalnego Pana. Poza tym wydawał się jakiś nieobecny i wrażliwszy. Zaśmiałam się z tego, za co koleżanka mnie skarciła.
Po rozmowie wzięłyśmy się za sprzątanie mieszkania, poczynając od kuchni. Niestety szybko się ściemniło, toteż odsunęłyśmy swoje zamiary na kolejny dzień. Ja i Liliana przygotowałyśmy się do snu i spałyśmy w jednym łożu, zostawiając Jakubowi pokoik Tatiany. Nie godziło się mężczyźnie takiego nazwiska spać na sianie, tak jak to robił Piotr, a nikt nie ważyłby się otwarcie i bez skrępowania śnić w komnacie pańskiej.Niezidentyfikowana postać
Wleciałem ukradkiem do pokoju Aleksandra i usiadłem na baldachimie jego łóżka. Woronow powoli zamknął drzwi i wrócił, na pozór dumnie, do swojego biurka. Oparł się o biurko i złączył dłonie przed sobą. Weronika zaś skrzyżowała je na piersi i spacerowała po pokoju.
-Dlaczego chciałaś się ze mną widzieć, Weroniko?-spytał.
Odrzuciła do tyłu warkocz.
-Nie jestem głupia, Aleksandrze.
Tylko ja, znający prawdę, byłem w stanie zauważyć jego zmieszanie.
-Nigdy tak nie uważałem-odparł chłodno.
-Ta twoja kurewka żyje, mam rację?
Agresywnie odwróciła się w jego kierunku. Przekrzywił ironicznie głowę.
-Która?
Zacisnęła szczękę.
-Rozalia-rzekła twardo.
-Nie wracajmy do tego tematu...
-Nie, ja chcę do tego wrócić. Tak po prostu została zdeptana przez konie, a ty zostawiłeś ją na pożarcie wilkom? Swoją ulubienicę?
Wzruszył ramionami.
-Nie jestem człowiekiem wiary, toteż nie uznaję pochówku za sprawę wysokiej rangi.
Podeszła do niego gniewnie. Oparła dłonie po dwóch stronach jego bioder. Ułożył dłonie za siebie, żeby przypadkiem nie dotknąć jej łona. Nigdy wcześniej by tak nie postąpił, przecież znam go najbardziej na świecie!
-Twoja rana się zmieniła. Nie czuję od ciebie magii. Co się stało? Dlaczego dałeś Lilianie i Jakubowi odejść?-zarzuciła go serią trafnych pytań.
Aleksander odwrócił głowę w moją stronę, lecz wzrok wbił w podłogę.
-Chcę zrobić sobie przerwę od czarów, a im dałem odejść, bo o to prosili.
Zaśmiała mu się prosto w twarz, a on zamknął oczy.
-Prosili? I tak po prostu ich puściłeś wolno?
Skinął twierdząco głową. Jego rozmówczyni westchnęła ciężko.
-A rana? I nie waż się odważyć na krętactwo.
Mój ulubieniec gwałtownie otworzył oczy i naparł ciałem na Weronikę, przez co musiała ona się odsunąć. Stanęli naprzeciwko siebie, Aleksander wzrostem nad nią górował. Był wściekły, bo w końcu uświadomił sobie, jak bardzo dał sobą manipulować.
-Nie musisz wszystkiego wiedzieć, Weroniko.-rzekł zirytowany-Rozalia nie żyje. To powinno uspokoić twoje paranoiczne obawy.
Kłamstwo powtarzane wiele razy staje się prawdą*-stwierdziłem w myślach.
-Tak więc jeśli już jej nie kochasz, to dlaczego nie możesz pokochać mnie? Nic nie stoi na przeszkodzie dla naszej miłości.
Chwyciła go za frak, a on złączył dłonie za plecami i wyprostował się.
-Nie jestem zdolny do miłości, miła.
Przyciągnęła go agresywnie za ubranie. Zdziwiła go jej zuchwałość, jednak nie zareagował gniewnie. Cóż to niewinne dziewczę** z nim zrobiło?
-Albo będziesz mój, albo niczyj, rozumiesz? Znajdę tą zdzirę i oderwę jej słodką główkę, rozumiesz? I nawet nie śmiej mi kłamać, że ona jest martwa. Wiem, że żyje. Słyszałam jak służba o niej szepce. Jakby była martwa od lata, dawno by umilkli.
Może i służki nie milkły, jednakże Aleksander teraz to uczynił. Był zmęczony pragnieniem Rozalii i już na nic nie zważał, poza ratowaniem jej życia. Gdyby już nigdy nie miał jej zobaczyć... Usechłby. Drugiej takiej straty człowiek nie przeżywa.
-Tak więc?-spytał cicho.
-Pocałuj mnie.
Niezbyt ochoczo położył dłoń na policzku Weroniki i złożył na jej ustach delikatny pocałunek. Ta zaś odwzajemniła go z pasją i zaczęła prowadzić mężczyznę w stronę łoża. Widziałem w jego myślach, że jedyne o czym wtedy myślał, to piękne ciało Rozalii. Usiłował sobie wyobrazić, że to ona tak bardzo go pożąda.
Pozostawiłem go, jakby to rzec... Na łaskę niewieścią.*Jestem świadoma, że te słowa powiedział Goebbels długo po wydarzeniach w książce.
**Rozalia.

CZYTASZ
Bestia
FantasyCo nas kształtuje? Historia ta opowiada historię młodziutkiej Rozalii, która pewnej ulewnej nocy traci pamięć: przeszłe wspomnienia ukryte są głęboko w jej podświadomości i nie jest w stanie przypomnieć sobie nawet w jakich okolicznościach trafiła d...