Wyjazd.

2.1K 173 26
                                    

   Muzyka. Muzyka. Muzyka. Rozalio. Rozalio. Rozalio.

  -Rozalio...-usłyszałam głos gdzieś obok mnie.
  Poderwałam się nagle i spojrzałam na mówiącą postać.
  -Śnisz o czymś złym?-spytał z przejęciem-niespokojnie się poruszasz.
  -Nie, nie...-zaoponowałam-nie... Co się wydarzyło poprzedniego wieczora?
  Filip spojrzał na mnie jakby rozzłoszczony, po czym wstał z łóżka. Zaczął niespokojnie chodzić po sypialni.
  -Muszę Cię stąd zabrać-oznajmił.
  -Filipie, już o tym rozmawialiśmy...
  -Chcesz tutaj zostać?-lekko uniósł głos i pokazał palcem na drzwi-nadal chcesz mieszkać z dwoma potworami?
  -Spok...
  -Nie-przerwał mi-nie będę spokojny. Nie mogę znieść tego, ile oni krzywdy Ci przysparzają.
  Wstałam i podeszłam do niego.
  -Filipie, jestem już bezpieczna-odparłam, byleby go jakoś uspokoić-zorganizuj nasz ślub, wtedy odejdziemy.
   Złożyłam delikatny pocałunek na jego ustach, a on spojrzał mi głęboko w oczy.
  -Tej nocy też przyjdę-oznajmił-mam nadzieję, że pod przykrywą dnia będę mógł żyć w spokoju o Ciebie.
  Pokiwałam głową. Podeszliśmy do okna. Otworzyłam je i spuściłam linę, po której zsunął się mój luby. Obserwowałam go jak dosiada swojego konia i odjeżdża.
  Przebrałam się w jasną suknię i wyszłam z pokoju do biblioteki, gdzie wzięłam się za układanie książek według alfabetu, a mój spokój dopiero zburzono w okolicach południa.
  -Pan Cię prosi-oznajmił Piotr po wejściu.
  -Tak?-spytałam z uśmiechem-to niech sam tutaj przyjdzie-odparłam z uśmiechem.
  -Nie próbuj się przeciwstawiać jego woli.
  Zaśmiałam się i podeszłam do mężczyzny, łapiąc go za kołnierz i przybliżając do siebie.
  -Dlaczego?
  Odsunęłam się i ponownie zabrałam się za swoją pracę.
  -Przekażę...-odparł i wyszedł z biblioteki, kłaniając głowę.
  Po kilku minutach do pokoju ktoś wszedł. Odwróciłam się i dojrzałam nikogo innego jak Pana. Pokazałam mu okładkę książki, którą trzymałam w dłoniach.
  -Ostatnimi czasy to moja ulubiona-powiedziałam i podbiegłam do niego-znasz ją?
  Spojrzał na nią. Stał wyprostowany, ze splecionymi rękoma za plecami.
  -Owszem. To książka o jawnogrzesznicy.
  Wybuchnęłam śmiechem.
  -Czy każda wolna kobieta jest grzeszna?
  Przycisnęłam okładkę do serca i usiadłam u stóp Pana.
  -Oh, wolność... To słowo piękne!
  -Powstań, Rozalio...
  Wykonałam jego rozkaz i stanęłam bardzo blisko niego, lecz gdy ten położył dłoń na moim policzku, szybko się wycofałam i wróciłam do książek.
  Nie kusiłam go dla własnej przyjemności, ale żeby stłumić jego gniew, którego się obawiałam. Byłam przecież nieposłuszna, a nie chciałam skończyć jak Łucja... Oh, Łucja...
  -Weronika mi przekazała, że był u Ciebie tej nocy chłopiec.
  Zatrzymałam się w połowie czynności i z przerażenia nie potrafiłam wydobyć z siebie słowa. Czy mogę powiedzieć mu o tym, że chciała mnie zamordować? W końcu ona jest starsza, ma więcej jego zaufania... Najpewniej.
  -Czy to prawda?-spytał z irytacją.
  -To prawda...-szepnęłam.
  -Głośniej.
  -To prawda!-krzyknęłam i gwałtownie odwróciłam się w jego stronę.
  -Oh, macie romans, tak?
  -Co Pana to interesuje? Nie mam prawa do miłości? Nie mam żadnych praw?-pytałam z podwyższonym tonem-nie mo...
  -Rozalio!-krzyknął i podszedł do mnie-masz aż zanadto praw.
  -Tak? Najchętniej odjąłby mi ich Pan ponownie, tak? Nie stanę się Pana posłuszną suką, już nigdy więcej!
  Ruszył do przodu, a razem z tym zaczęłam się wycofywać.
  -Owszem. Czułem się o wiele spokojniej, mogąc odciąć Cię od każdego, kto mógł mi Cię odebrać.
  -Odebrać?-spytałam z kpiną-jestem pańską własnością? Zwykłym przedmiotem?
  Oparłam się plecami o biblioteczkę, a Pan oparł się o nią rękoma, uniemożliwiając mi ucieczkę z jego ramion.
  -Jesteś moim najniezwyklejszym darem, Rozalio-rzekł, patrząc mi prosto w oczy.
  -Tak Pan traktuje dary? Niszczy je Pan? To brak szacunku.
  -Owszem, nie potrafię szanować. Nigdy mi tego nie wybaczysz?
  -Nie ma miłości bez szacunku, więc nie mam Cię z czego rozgrzeszać.
  Spuścił wzrok na moją szyję.
  -Co to?-spytał, dotykając bolących miejsc.
  Mimo, że Weronika zasługiwała na karę, to bałam się wydawać ją temu potworowi. Pamiętam, jak zabił Małgorzatę... A później Łucję...
  A jeśli to nie Pan, tylko Weronika?
  -Kto Ci to zrobił?-ponowił pytanie.
  Nie wydam jej. Nie. I tak niedługo stąd odejdę.
  Zaczęłam się wyrywać, ale przycisnął moje barki do drewna za mną. Staliśmy tak wpatrzeni w siebie kilka minut, aż w końcu mnie puścił.
  -To była Weronika. Wiem.
  Spojrzałam na niego z lekkim przerażeniem. Wie...
   Zaczął spacerować po pokoju, ale ja nie ruszyłam się nawet z miejsca. O czym myśli?
  Nie musiałam długo czekać, by się tego dowiedzieć.
  -Spakuj się. Wyjedziemy.
  Ruszył w stronę wyjścia.
  -Nie-zaoponowałam.
  Przystanął i odwrócił się.
  -Nie?-ponownie podszedł do mnie-tu chodzi o Twoje życie, droga.
  -Nie zostawię mojego chłopca ponownie.
  Na twarzy Pana pojawił się grymas niezadowolenia. Już nawet położył dłoń na mojej szyi, ale nawet jej nie zacisnął, tylko przejechał nią przez moje ramię, co poskutkowało u mnie lekkim dreszczem.
  -Wrócimy tutaj, jeszcze go spotkasz. Ale teraz musimy wyjechać, najlepiej niezwłocznie. Zabiorę Cię do innej posiadłości na pewien czas.
  -Po co?
  -Nie jesteś tutaj bezpieczna.
  -Od kiedy obchodzi Cię moje bezpieczeństwo?
  -Odkąd zaczęłaś na mnie patrzeć w tak diabelski sposób jak teraz-odparł, jakby zły.
  Odwróciłam głowę.
  -Wszystko Ci wytłumaczę, gdy będziemy na miejscu-nachylił się do mojego ucha-ściany mają uszy, moja droga.
  Stałam w bezruchu, co Pan zrozumiał jako zgodę. Gdy nieco się odsunął, rzuciłam mu gniewne spojrzenie i złapałam za marynarkę.
  -Obiecujesz, że wrócimy?
  Zacisnął zęby, ale po chwili pokiwał głową. Puściłam go, a on odszedł.
  -Wyjedziemy pod osłoną nocy.
  Wyszedł, a ja wstrząśnięta wróciłam do pracy, jednak moje zmartwienia nie pozwoliły mi się skupić.
   Zerwałam się z miejsca i wybiegłam z posesji, jednak przy bramie ktoś mnie złapał za rękaw i mocno pociągnął. Rzuciłam mu rozzłoszczone spojrzenie.
  -Nie możesz odejść, panienko.
  -Wrócę przed zmierzchem, przekaż to swojemu Panu-odparłam niecierpliwie.
  -Nie możesz odejść-powtórzył.
  -Nie odchodzę!-zawołałam-muszę coś przekazać pewnej osobie nim opuszczę dwór.
  -Pan kazał mi Cię zatrzymać...
  Westchnęłam.
  -Dla...
  -Pójdę z Tobą-oznajmił-przypilnuję Cię.
  Pokiwałam zrezygnowana głową i ruszyłam przed siebie, a za mną Piotr.
  -W zasadzie... Kim jesteś?-spytałam.
  Zrównał się krokiem ze mną. Zauważyłam, że kuleje.
  -Jestem uniżonym sługą Pana-rzekł dziwnym, zniżonym głosem.
  -Co Ci się stało?
  Przez chwilę nie odpowiadał.
  -Byłem nieposłuszny, więc Pan mnie ukarał.
  Pokiwałam głową z dezaprobatą.
  -Jak się znalazłeś na dworze Pana?
 
  Był ulewny deszcz. Pan wskazał palcem na wysokiego mężczyznę, a następnie na wzniesienie gilotyny. Dwójka innych pochwyciła ojca pod ręce i zaczęła ciągnąć w stronę śmierci, a on ostro się wyrywał.
  -Nie!-zawołała żona skazańca.
  Wszystko zamilkło, a ona podniosła w górę chłopca.
  -Widzi Pan? To dziecko tego mężczyzny. Chce Pan je osierocić? Tego Pan pragnie?
  Pan jedynie obojętnym wzrokiem wskazał na kobietę, mianując ją kolejną osobą do ścięcia. Zaczęła uciekać-na marne. Złapano ją i wykonano wyrok. Po wszystkim ludzie się rozeszli, ale w tłumie zostało płaczące dziecko. Wzięto je ze sobą i służki dworu pańskiego odchowały je, a gdy chłopcowi wybił siedemnasty rok życia-zaczął służbę u Pana. Bo do tego był przystosowywany przez cały ten czas.

BestiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz