Niezidentyfikowana postać
Ostentacyjnie założyłem nogi na stół. Aleksander wzdrygnął się i spojrzał w moją stronę ze ściągniętymi gniewnie brwiami. Wyglądał żałośnie.
-Aleksandrze, przyrzekam na własną matkę, że nie znajdziesz w tej księdze metody na zdjęcie zaklęcia. Jest jedna metoda; formułę musiałaby przeczytać osoba inna niż ofiara czaru. A o ile mnie pamiętać nie myli, jesteś tu sam z tym kundlem-skinąłem głową na podwórze.
-Nie, to nie może być prawdą...-mruknął i ponownie zanurzył się w lekturę.
-Minęły dwie pełne doby-zauważyłem-już byś znalazł sposób. Oboje znamy twoje możliwości. Byłeś znakomitym uczniem.
-Muszę poczekać na służących-szepnął do siebie i podniósł się z ziemi na kanapę.
Zaśmiałem się i wstałem.
-Masz mnie za głupca? Myślisz, że mówiłbym ci to, gdyby oni mieliby tu wrócić?
-Co przez to rozumiesz?
Nakręciłem pozytywkę, która zaczęła trzeszczeć dziecięcą melodyjkę.
-Urocze-skomentowałem.
-Co przez to rozumiesz?-powtórzył zdenerwowany.
-Że nie spodziewałem się, aby Bestia posiadała takie zabaweczki.
-Nie igraj ze mną!-zawołał.-Jak to nie wrócą?
-Nagle ci na nich zależy?-zauważyłem prześmiewczo.
-Odpowiedz w końcu.
Wzruszyłem ramionami i ponownie nakręciłem pudełko.
-Po prostu ich odprawiłem. To znaczy; ty ich odprawiłeś. Podałem się za ciebie i przekazałem dziewczynie, że gdy jej przyjaciel się obudzi, mają niezwłocznie udać się do Zalesia.
Wyjrzałem przez okno i spojrzałem na Eosforosa, który z braku pożywienia jadł śnieg wokół siebie.
-Nakarm swojego przyjaciela, Aleksandrze.
-Czego ode mnie żądasz tym razem?-spytał zrezygnowany.
Odwróciłem się do niego puszczając firankę. Siedział z twarzą ukrytą w dłoniach.
-Twojego ciała, Aleksandrze.
-Wyjaśnij mi jeszcze raz naszą umowę...
Uśmiechnąłem się tryumfalnie i podszedłem do kanapy. Nigdy nie byłem tak blisko!
-Będę mógł wpływać nie tylko na twój umysł, lecz również na twoje nerwy. Pozwolisz mi tobą zarządzać. Oddasz mi siebie, a zyskasz wolność i zyskasz Rozalię.
-Czy zawarłeś taki układ z Rozalią?-spytał niespodziewanie.
-Nie, nie zawarłem...
Wstał mozolnie.
-Wróć za kilka dni. Udzielę ci odpowiedzi.
Uśmiechnąłem się, poderwałem moją pelerynę w górę i przemieniony w kruka odleciałem.Przez niesprzyjające warunki pogodowe w Knyszynie znaleźliśmy się dopiero po dwóch dniach. Zadomowiliśmy się w posiadłości mojego ojca po udowodnieniu mieszkańcom, że jestem martwą córką pana wioski. I czekaliśmy w nadziei, że mój tato przybędzie szybciej niż Bestia. Postawiłam kubki na stole, po czym usiadłam na krześle. Oparłam głowę na dłoni i głęboko westchnęłam.
-Niedługo minie trzydziesty pierwszy dzień roku-zauważył mój narzeczony.
-Wiem.
Rozumiałam aluzję. Nie miał zamiaru czekać ze mną w nieskończoność na osobę, która równie dobrze mogła być martwa. Ale nie dopuszczałam do siebie myśli o odejściu, toteż po prostu ignorancko wzięłam łyk herbaty.
-O czym myślisz? Od przyjazdu tutaj jesteś nieobecna.
-Nie potrafię przestać myśleć o jednym miejscu... Ale strasznie boję się tam pójść.
-Cóż to za miejsce?
-Wejście do lasu, w którym zostałam porwana.
Zrobił wielkie oczy.
-Miła, musisz w końcu się odważyć i opowiedzieć mi wszystko.
-Zabierzesz mnie tam?
Skinął głową. Wypiliśmy w ciszy napoje, po czym konno pojechaliśmy we wskazane miejsce.
Bałam się tego miejsca potwornie. Kilka lat temu nigdy bym nie wróciła do tak okropnych wspomnień, jednakże... Dwa lata. Dwa lata bólu, strachu i nienawiści zrobiły spustoszenie w moim młodym umyśle. Uzależniłam się od tych emocji. Niegdyś potrzebowałam młodzieńczej miłości i szczęścia, aby funkcjonować. Potrzebowałam Filipa. Jednak teraz potrzebowałam Aleksandra*. Potrzebowałam przeklinać jego imię, potrzebowałam go nienawidzić.
W wybranym miejscu narzeczony zatrzymał ogiera i ściągnął mnie w niego. Ruszyłam w stronę drzew i o jedno z nich się oparłam.
-To jest to miejsce... Tutaj...-szeptałam gorączkowo.
Filip podszedł do mnie od tyłu i złapał moje barki w swoim ciepłym uścisku. Szybko się odwróciłam i przytuliłam go.
-Przepraszam, tak bardzo przepraszam...
-Co się stało, ukochana?-spytał nieco rozbawiony.
-Przez chwilę przez moje myśli przebiegła okropna myśl...
-Przez chwilę chciałaś tam wrócić?
Jeszcze bardziej się wtuliłam w jego pierś, a on to odwzajemnił.
-Tak...
-Musisz mi wszystko powiedzieć. Bez tego nie jestem w stanie ci pomóc, serce.
Odsunął mnie od siebie i usiłował zaprowadzić z powrotem, lecz nie mogłam się ruszyć.
-Nie, opowiem ci wszystko na spacerze-wskazałam palcem las.
Niepewnie skinął głową. Chwycił konia za uzdę. Ruszyliśmy.
-Szłam tą ścieżką dwa lata temu, tej jesieni minie trzeci rok. Zgubiłam się, bardzo padało, poddałam się. Następnego dnia zbudziłam się w zamczysku w Woli Grzymalinie. Nie pamiętałam kim jestem, skąd pochodzę. Pan się mną... Zaopiekował.
To słowo niemal nie przeszło mi przez gardło! Jednakże nie chciałam siać w Filipie nienawiści. Nie miałam zamiaru również wspominać o magii. Nie pojąłby tego. Jest zbyt prosty i dobry.
-Był nieco surowy i miał swoje dziwne zwyczaje, ale poza tym był... Dobrym człowiekiem.
Dlaczego to tak trudne?
-Wyjechaliśmy do Zalesia. Później zamknął mnie w Słońsku-dokończyłam pospiesznie.
Filip nic nie mówił, więc spojrzałam na niego. Miał zawiedziony wyraz twarzy.
-Nie ufasz mi.
Zachichotałam.
-Skąd ta myśl?
Puścił ogiera i złapał moje dłonie.
-Powierz mi wszystkie sekrety. Jestem twoim narzeczonym, wszystko zdzierżę... Zniesławił cię?
Uniosłam wysoko brwi, gdy doszło do mnie, co powiedział. Wyrwałam mu ręce.
-Wypraszam sobie-odparłam urażona.
-Więc co jest takiego nieładnego w waszej historii, że nie możesz mi tego przekazać?
Spojrzałam mu głęboko w oczy. Oczy tak różne od pańskich oczu.
I powiedziałam mu wszystko. Wszystkie wcześniejsze postanowienia ugięły się pod jego delikatnym, miłym spojrzeniem.
-Urok? Porwanie? Oh, Rozalio...-skomentował.
-Dlatego tak bardzo zależy mi na ucieczce. Może do Ameryki? Tam powinien nas nie znaleźć.
-A co, jeśli cię znajdzie? Tego mi nie zdradziłaś.
-Będę musiała odejść z nim-odparłam ściszonym głosem.
-Nie pozwolę.
-On nie pozwoli na sprzeciw.
Filip pokręcił z dezaprobatą głową.
-Weźmiemy ślub i niezwłocznie wyjedziemy-oznajmił.
Skinęłam twierdząco głową.
Rozmawialiśmy do zmroku, po czym wróciliśmy do posiadłości mojego ojca. Po strawie udaliśmy się do osobnych sypialni i poszliśmy spać.*Rozalia przez chwilę przejawia objawy syndromu sztokholmskiego.

CZYTASZ
Bestia
ФэнтезиCo nas kształtuje? Historia ta opowiada historię młodziutkiej Rozalii, która pewnej ulewnej nocy traci pamięć: przeszłe wspomnienia ukryte są głęboko w jej podświadomości i nie jest w stanie przypomnieć sobie nawet w jakich okolicznościach trafiła d...