Rozdział 16.2

554 62 7
                                    

Rozejrzałam się po okolicy, w której wylądowaliśmy. W zasięgu wzroku nie znajdowało się nic szczególnego z wyjątkiem licznych drzew różnego gatunku. Przez gęste korony drzew przedzierało się tutaj niewiele światła, jednak wystarczająco dużo aby w miarę określić swoje położenie. Miejsce emanowało negatywną energią, którą był w stanie wyczuć każdy średnio zaawansowany magik, a poczucie niebezpieczeństwa zwiększała cisza spowodowana brakiem nawet śpiewu ptaków - tak bardzo specyficznej melodii dla lasów. Jedyny hałas w tym miejscu pochodził z szelestu liści i ściółki poruszanych podmuchami wiatru oraz naszych - już i tak możliwie wyciszonych - kroków. Bez słowa ruszyliśmy ścieżką wydeptaną prawdopodobnie przez zwierzynę i innych wędrowców. Nie potrzebowaliśmy rozmowy, aby wiedzieć kto ma jakie zadanie. Ja szłam przodem dokładnie analizując otoczenie w celu znalezienia możliwego zagrożenia, a Loki podążał za mną uważnie się rozglądając z naciskiem na plecy. "Pamiętaj chroń plecy, zabłąkany wędrowcu" - to najważniejsza zasada przetrwania.

Nie minęło wiele czasu, tak może do trzydziestu czterdziestu minut gdy wyszliśmy na większą polanę. Na jej środku widniało ognisko, obok estetycznie ułożone drewno na podpałkę oraz mniejsze i większe ławeczki. W tle stało wiele różniących się od siebie chatek. Jedne były większe, drugie mniejsze, brązowe, białe, kolorowe. Z tarasem i bez, wyższym dachem czy też płaskim. Miały tylko jedną wspólną cechę - każda zbudowana została z drewna.

Popatrzeliśmy na siebie porozumiewawczo i ruszyliśmy ku ognisku, gdzie aktualnie zebrało się paręnaście osób zamieszkujących tą wioskę. Spotkałam wiele stworzeń, ale żadne z nich nie było podobne do tych tutaj. Gdy większość oczu zwróciła się w naszą stronę stało się pewne, że zostaliśmy już zauważeni.

Mięli bladą jak śnieg skórę. Wydawać by się mogło, że otacza ich chłodna aura, jednakże dla każdego magika była ona w pełni odczuwalna jako zupełnie przeciwna co bardzo kontrastowało z ich wyglądem. Posiadali kocie rysy twarzy, między innymi czarny trójkątny nos oraz długie wąsy. Co mnie jeszcze bardziej zaskoczyło to źrenice w kształcie rombów. Uszy zdecydowanie należały do midgardzkiej rasy tego stworzenia - kota szkockiego zwisłouchego. Włosy mieniły się pod wpływem słońca na różne pastelowe kolory i takie też ubrania mięli założone, stylizacją przypominające modę na Ziemi. Ich widoczne rumieńce na policzkach były zdecydowanie jedyną oznaką ciepła w ich mroźnym wyglądzie.

Analizując nowo spotkane istoty uderzyło we mnie niekontrolowane ciepło. Przymknęłam oczy głęboko oddychając pozwalając organizmowi dojść do siebie jednak nic to nie dawało. Do tego czułam powoli narastający ból w klatce piersiowej. Mimo to nie dałam nic po sobie poznać. Otwarłam oczy.

- Jestem Ava. Co was sprowadza przybysze do naszej wioski? - z chwili słabości wyrwał mnie ciepły głos kobiety, która jeszcze przed chwilą stała przy ognisku. Zatrzymała nas w połowie drogi do niego. Aktualnie stała z rozłożonymi rękami przed naszą dwójką wyczekując odpowiedzi.

- Szukamy schronienia - odpowiedział jej Loki. Szczerze argumentując swoje zaniemówienie jestem w stanie przyznać, iż te istoty są przepiękne swoją innością. - Moja towarzyszka niedawno wybudziła się z paromiesięcznej śpiączki. Była w tragicznym stanie. Teraz potrzebuje czasu na regenerację - wyjaśnił ogólnikowo. Wysiliłam się na delikatny uśmiech. Mam nadzieję, że nie wyszedł z tego grymas.

- Musicie wiedzieć, że tutaj wszyscy są sobie równi, dlatego ja sama nie mogę zadecydować o waszym pobycie tutaj. Może i przyjazne nastawienie na nowych towarzyszy to nasza zaleta, jednak mało istot nas znajduje. Wolimy działać wspólnie - stwierdziła prowadząc nas ku środku polany.

- Jestem w stanie uwierzyć - wyjawiłam swoje myśli na głos. - Nigdy nie widziałam podobniejszej postaci do was.

- Nie jesteśmy zbytnio nastawieni na rozpoznawalność. Wolimy spokojne życie między drzewami.

- Nie da się nie zauważyć - skomentowałam cicho. Loki spojrzał na mnie uważnie, ale zbyłam go machnięciem ręki. Odpuścił, a przynajmniej mam taką nadzieję.

W trakcie rozmowy doszliśmy do ogniska. Ava kiwnęła do jednego ze swoich a on od razu zniknął w pobliskim domku. Po chwili rozległ się donośny i rytmiczny dźwięk bębnów, na który wszyscy powychodzili z domów. Ujrzawszy nas pognali ku nam. Po chwili jak przypuszczałam zebrała się cała wioska. 

- Avo kim oni są? - spytała dziewczyna o miętowych włosach zachowując bezpieczną odległość. Po jej zachowaniu mogłam wywnioskować, że jest w nastoletnim wieku.

- Kika nie bój się - uspokoiła ją kobieta kładąc dłoń na jej prawym ramieniu. Kiwnęła w naszą stronę na znak, abyśmy się przedstawili. W sumie nawet Ava nie znała naszych imion.

- Jestem Loki Laufeyson, bóg Kłamstw i Psot - pochylił delikatnie głowę na znak szacunku. 

- Shar, bogini Mroku - uczyniłam to samo co Loki, po czym kontynuowałam. - Jesteśmy wędrowcami i wojownikami z niezbyt chlubną ł-łatką przestępczą - za jąkałam się, szybko podpierając się na ramieniu zielonookiego. Loki widząc moje osłabienie objął mnie, żebym nie upadła. Czułam jak nogi odmawiają mi posłuszeństwa. Ponownie uderzyła we mnie duchota, zaczęłam nierówno oddychać. Straciłam ostrość wzroku, obraz mi się zamazywał. Ktoś do nas podbiegł. Chyba była to Kika, nie jestem pewna. Mówiła coś, ale wszystko łączyło się w jeden wielki szum. Straciłam przytomność. 


Stracone Wspomnienia |Loki|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz