Rozdział 27 cz. 1: Kolacja.

322 29 7
                                    

Kilka dni później
Bergen 18.00

Od powrotu z trasy Mia się nie odezwała ani do mnie ani do Alana. Pomyślałam, że może dała sobie spokój, albo coś planuje. W głębi duszy błagałam, aby to drugie nie było prawdą.

Siedziałam na skałach patrząc w morze. Myślałam. Myślałam nad tym co się stało i nad tym co się stanie. Nagle poczułam rękę na moim ramieniu. Momentalnie podskoczyłam i się odwróciłam.

-- Alan cholera jasna! Nie rób tak! -- krzyknęłam i spowrotem zwróciłam się w kierunku wody.

-- Nie chciałem cię przestraszyć. -- usiadł koło mnie -- Dzwoniłem do ciebie i szukałem cię po całym Bergen. Co się stało? -- objął mnie.

-- Nie po całym. Znając ciebie pojechałeś na plażę, do hotelu i na koniec tutaj bo w tych miejscach przebywam najczęściej. -- odwróciłam głowę w jego stronę i spojrzałam w jego oczy które miały kolor krystalicznego norweskiego morza.

-- Dobra masz mnie. -- dał mi buziaka w usta -- co tu robisz?

-- Siedzę. -- położyłam głowę na jego ramieniu.

-- Widzę, że siedzisz. Co się stało?

-- To miasto jest... Super. Czuje się jak w domu, ale... Niedługo muszę wrócić do swojego kraju.

-- Nie możesz zostać jeszcze na trochę?

-- Alan... Nie chcę ci siedzieć na głowie, a w domu czeka na mnie siostra. -- przytulił mnie mocniej.

-- Nie siedzisz mi na głowie. Możesz nawet zamieszkać u mnie.

-- Nie Alan. Nie chcę korzystać z twoich pieniędzy nic nie robiąc. Poza tym jestem jeszcze młoda, mam dopiero 18 lat. Na dobrą sprawę nic nie wiem o życiu. Tym bardziej, że jestem w obcym kraju.

-- Nie mów tak, jesteś dorosła jak na swój wiek. Gdybym nie wiedział ile masz lat powiedziałbym, że 20.

-- Dzięki Alan. -- zaśmiałam się.

-- No weź. -- uśmiechnął się -- zostań jeszcze kilka dni.

-- Nie wyjeżdżam dzisiaj. -- znowu oparłam głowę o jego ramię, a chłopak mnie przytulił.

-- Mam nadzieję.

***

Po kilkunastu minutach patrzenia się przed siebie i rozmawiania Alan odwiózł mnie do hotelu.

-- To cześć. Do jutra. -- uśmiechnęłam się.

-- A może zostaniesz na noc u mnie?

-- Nie, nie mogę. -- powiedziałam nieśmiało.

-- No proszę. -- zrobił oczy płaczącego szczeniaczka.

-- Nie Alan.

-- To chociaż przyjdź poznać moich rodziców. Jest godzina 18.20. zaraz zadzwonię, że będziemy mieli gościa. -- uśmiechnął się.

-- No dobrze, namówiłeś mnie. -- odwzajemniłam uśmiech -- pójdę się tylko przygotować.

-- Poczekam w twoim pokoju.

Weszliśmy do hotelu. Wyciągnęłam kartę po czym wdrapaliśmy się na pierwsze piętro budynku. Otworzyłam drzwi i skierowałam się do szafy, w której trzymałam ubrania. Wyjęłam zwykłą, czarną, dopasowaną sukienkę przed kolano z rękawkami o długości ¾. Na szybko rozczesałam włosy i zostawiłam je rozpuszczone. Nie nakładałam zbyt dużo makijażu. Nałożyłam tylko trochę korektora pod oczy.

Kiedy wyszłam z łazienki Alan rozmawiał ze swoimi rodzicami. Spojrzał się na mnie, przeleciał mnie wzrokiem po czym odłożył telefon.

-- I jak? -- zapytałam -- mogę tak iść?

-- Pięknie wyglądasz. -- uśmiechnął się do mnie -- a ja -- spojrzał się na siebie -- biała koszulka i joggery.

-- Przestań -- machnęłam ręką -- przyjedziemy do domu to się przebierzesz. A ty Alan mieszkasz z rodzicami tak?

-- Jeszcze tak. Niedaleko nich buduje dom. Za kilka miesięcy będę się przeprowadzał.

-- Okej. To idziemy?

-- Tak. -- wstał i podszedł do drzwi. Otworzył je po czym wyszliśmy.

***

Do domu jego rodziców dojechaliśmy w 2 minuty.

Teraz się nie dziwię, że ciągle do mnie jeździł albo szedł.

Wysiedliśmy z samochodu i podeszliśmy do drzwi wejściowych. Dom robił wrażenie. Białe ściany łączone z czerwoną cegłą. Alan wszedł do środka.

-- Hejka! -- krzyknął po czym zza rogu wyszła pani Hilde.

-- Dobry wieczór. -- powiedziałam nieśmiało.

-- Hej, dobry wieczór. -- uśmiechnęła się kobieta. Na pierwszy rzut oka wydawała się bardzo sympatyczną osobą. Pełną radości i dumy z syna.

-- Jest tata? -- zapytał Alan.

-- Zaraz będzie. -- odpowiedziała mu rodzicielka -- A ty jesteś Julia tak?

-- Tak. -- uśmiechnęłam się i podałam jej rękę.

-- Alan dużo o tobie opowiadał.

-- Mamo! -- powiedział lekko zdenerwowany i zawstydzony. Kobieta zaczęła się śmiać na co ja też się uśmiechnęłam.

-- Andreas! Camilla! Chodźcie! -- zawołała.

-- Pomogę Ci. -- powiedział Alan i udaliśmy się w kierunku kuchni. Zapachy były wspaniałe. Tak jak za dawnych lat gdy przychodziłam ze szkoły i mama czekała z obiadem. Właśnie... Czekała...

----

Rozdział pisany na szybko dlatego krótszy od pozostałych.

Dodam kontynuację tego dzisiaj albo ostatecznie jutro.


Lonely Traveller // Alan Walker ✓ Zakończone ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz