Trzeci - Designatur.

29.1K 1.6K 981
                                    




Do przerwy obiadowej nie działo się nic ciekawego. Wampiry biegały za Lancasterem — Danielle i Jane latały jak zahipnotyzowane. Lawrence wywołał sensację, ustawiając wszystkich w tej szkole pod siebie.

— Idiotki. — bełkocze Meadow, siadając na przeciwko mnie. Stawia na stole tackę z obiadem i wbija swoje chłodne spojrzenie w dziewczyny, kręcące się wokół Lancastera.

— Podobno Wampiry muszą usługiwać wyższemu Wampirowi. — mamroczę. — Sama mi to mówiłaś.

— To już nie jest usługiwanie tylko marna próba wskoczenia mu do łóżka lub wyrobienia sobie pozycji. — prycha. — Którą ty sobie zepsułaś na wstępie tym przedstawieniem przed zajęciami. Naprawdę musiałaś podpaść Lancasterowi?

— Nie obchodzi mnie czy to Lancaster, czy jakiś Smith. Jest irytujący i nie będę go specjalnie traktowała, tylko dlatego, że urodził się w wysoko postawionej rodzinie. — marszczę brwi, spoglądając w stronę jego stolika. Cóż, jestem naprawdę zdziwiona, widząc, że chłopak idzie w moją stronę. A jak bardzo zszokowana jest Meadow, kiedy siada przy naszym stoliku.

— McLean... — rzuca z przekąsem, kiedy jego królewski tyłek siada tuż obok mnie. Bez pytania pakuje łapska w mój talerz i kradnie więcej niż jednego gryza mojego hamburgera.

— Czy Wampiry przypadkiem nie dostają na lunch jakieś krwi, czy czegoś równie obrzydliwego? — syczę, starając się odzywając moje drugie śniadanie. Jednak odebranie czegoś Wampirowi wcale nie jest takie proste, jak by mogło się wydawać. — Jak ładnie poprosisz jedną ze swoich dziewczynek na pewno przyniosą ci coś do jedzenia!

— Jesteś taka urocza jak się złościsz. — pryka sarkastycznie, wywracając na domiar wzrokiem. Bierze ostatni gryz i odkłada naruszoną kanapkę na tackę. Zerkam z obrzydzeniem na moją wcześniej dobrą kanapkę i nieznacznie się krzywię.

— Myślisz, że teraz go zjem? — unoszę brew w górę — Zostawiłeś na nim swoją obleśną, królewską ślinę.

— Będziesz głodna, McLean.

— I mogę za to podziękować tylko i wyłącznie robię, Lancaster. Zapchaj się tym burgerem, chodźmy już stąd Meadow. Kupię sobie jakiegoś batonika w automacie. — mówię, wstając powoli ze swojego miejsca, jednak zostałam brutalnie pchnięta na swoje miejsce.

— Sadzaj tu swoje dupsko Imogen i uważnie mnie słuchaj .— o, pojawił się i Gabe. — Designatur.

— Co? Gabe mów po naszemu, bo zaraz ci strzelę. Jestem głodna, chce już iść po tego batona.

— Wiecznie nienażarta. — wywraca wzrokiem. — Designatur po naszemu oznacza przeznaczona. Kiedy człowiek dotknie klatki piersiowej Wampira, pojawi się takie jakby czerwone światełko. To oznacza, że jesteś mu przeznaczona. — mówi, jakby to było coś oczywistego. — Mówi się na takie dziewczyny po prostu Wybrane.

— Wampir sobie wybiera Wybraną?

— Nie, dziewczyna może być nam całkowicie obca, a i tak może być nam przeznaczona. To by było z lekka nudne, gdyby Wampir tak o wybrał osobę, którą na przykład już kocha i miał z tego mnóstwo korzyści. — odzywa się w końcu Lancaster. Na mojej twarzy pojawia się uśmiech, a sama układam dłonie na klatce piersiowej Gabe'a... i nic.

— Cholerka. — śmieję się, pstrykając chłopaka w nos. — A już myślałam.

— Wiem, że jestem piękny i cudowny kochanie, ale mi będzie przeznaczony facet. Znaczy wiesz, zazwyczaj Wampiry wiążą się w Wampirami, bo taki słaby człowiek jak ty to za kilkadziesiąt lat umrze i to tyle, a Wampir jest pewniakiem.

Wywracam wzrokiem na słowa Gabe'a i opieram się na łokciach o ławkę. Przenoszę spojrzenie na ciemnowłosego, który aktualnie rozgląda się swoimi błękitnymi oczętami po stołówce. Na jego szyi, w okolicach tatuażu przedstawiającego jakiegoś smoka pulsowała niewielka żyłka, a jego usta układały się w lekki grymas.

Gabe w końcu dociągnął do brzegu i opowiedział historię jak na jakiejś wczorajszej domówce, jakiś człowiek przypadkiem wpadł na Wampira, z którego klatki piersiowej wtedy pojawił się czerwony blask. Naprawdę jestem ciekawa jak wyglada to całe Designatur.

Nagle tuż obok mnie pojawiła się Jane, czyli jedna z usługujących Lancasterowi. Postawiła przede mną talerz wyładowany frytkami oraz naprawdę dużego hamburgera, na którego aż uchylam wargi.

— Co to ma być? — pytam, zerkając na Lawrence'a.

— Mówiłaś, że jestem głodna, bo zjadłem twoje jedzenie... jesteś słabym człowiekiem, który potrzebuje tego. — rzuca, wskazując ręką na pełną jedzenia tackę. — Uznaj to za litość dla twojego słabego gatuneczku.

— Oh dziękuje, wielki Lancasterze. — prycham, wpychając do ust frytkę.

— Jeszcze go nie dotknęłaś, a już wiesz, że jest wielki? — pyta z podtekstem, na co mało się nie krztuszę. Parskam pod nosem, chcąc się jakoś ciekawie odgryźć, kiedy Meadow kręci głową, że po prostu nie warto.

Brunetka oczywiście ukrywała swój przebiegły uśmieszek — bo w gruncie rzeczy, śmieszy ją ta sytuacja, a ja jedynie wstaję z ławki, chwytam w dłonie swoją butelkę z sokiem pomarańczowym i wylewam wszystko na głowę Lawrence'a Lancastera.

Chłopak od razu się prostuje i mierzy mnie wściekłym spojrzeniem. Jego jasnoniebieskie tęczówki bacznie wpatrują się w moją twarz. Moje czarne oczy również świdrują na jego osobie, czekając na jakikolwiek ruch z jego strony.

— Byłem dla ciebie taki miły, a ty odpierdalasz coś takiego? — wrzeszczy, wycierając twarz serwetką.

— Wypchaj się tą litością! Jesteś takim idiotą, że aż nie wiem co mam ci powiedzieć. Sypiesz dwuznacznymi tekstami i myślisz, że co? Rzucę się na ciebie i pójdziemy do łóżka? Nie jestem jakąś łatwą suką, za jaką mnie uważasz Lancaster. — syczę, ociekając gniewem. Mogłabym się założyć, że moje oczy w tym momencie płoną. Żar przepełnia mój organizm, a w żyłach płynie ogień.

— Znowu myślisz, że jesteś taka wspaniała i bym na ciebie poleciał? Jesteś jakimś tam człowiekiem, który zaskomle jak się go dotknie, nie potrzebuję kogoś takiego jak ty McLean... Chciałem być dla ciebie po prostu miły.

— A co to za okazja, że masz być miły? Masz na czole wypisane ‚dupek' i myślisz, że jak odkupisz mi jedzenie, które sam zjadłeś zapanuje pokój na świecie? — prycham, rozglądając się dookoła, gdzie znajduje się tłum ciekawskich uczniów. — Czego ty ode mnie chcesz? Nie możemy się rozejść? Każdy w swoją stronę?

— Możemy. — zaczął i podszedł do mnie. Znowu stoimy twarzą w twarz, praktycznie stykając się klatkami piersiowymi. — Ale to ty nie potrafisz się ode mnie odsunąć.

— Chcesz się założyć, Lancaster? — i stało się.

Układam dłonie na jego klatce piersiowej by go od siebie odepchnąć, a wtedy pojawia się coś czego nigdy bym się nie spodziewała. Spod koszulki Lancastera wyłania się czerwony blask, który również mogę dostrzec pomiędzy swoimi palcami. Wszyscy zgromadzeni głośno westchnęli, a Gabe o mało nie pisnął.

— Lawrence... — sapię, odskakując od chłopaka.

Nie wiem dlaczego ale nagle moim organizmem zawładnął strach. Unoszę spojrzenie i wtedy moje tęczówki napotykają błękit. To nie jest ten przerażająco niebieski kolor, to błękit.

— Imogen...

THE LANCASTER Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz