Ostatni tego maratonu. Jeśli tu będzie 650 to DZISIAJ nie mówię o której pojawi się ostatni i epilog. Tak, będzie jeszcze jeden przed epilogiem, więc nie krzyczcie zbyt głośno. Kocham.Zatrzaskuję drzwi, odwracając się na pięcie. Chcę jak najszybciej zniknąć i zapomnieć, że kiedykolwiek w moim życiu pojawił się ktoś taki jak Lawrence Lancaster. Zadowolona z siebie Marina kroczy tuż obok, nie hamując zwycięskiego uśmiechu napływającego na jej twarz. Wiedziałam, że przyjazd tutaj będzie złym pomysłem, jednak jak się okazało jedynie otworzyła mi oczy.
Marina od razu ochoczo zaprowadziła mnie do Lawrence'a, który właśnie miał spotkanie z ojcem. Sama wydawała się rozanielona, a jej nienaganne zazwyczaj ubrania były pogniecione. Koszula niechlujnie została wpuszczona w spódniczkę, która sięga jej ledwo do połowy ud. Przeciera palcem delikatnie rozmazaną szminkę i szczerzy się pod nosem.
— Dlatego mnie tu przyprowadziłaś? — sarkam, zaciskając mocniej szczękę. Buzuje we mnie krew, praktycznie wrząc od podnoszącej się temperatury mojego organizmu. Pragnę zabić Lancastera i Marinę, za to, że mnie tu przyprowadziła. Mogłam poczekać w recepcji i o niczym nie wiedzieć.
Ale wtedy dalej byłabym w tej nędznej imaginacji.
W tym dziwnym układzie pomiędzy mną, a Wampirem nazwanym związkiem, którego ani trochę nie przypominał. On chce władzy i tylko dlatego się do mnie zbliżył. Podobno kocha się swoją Wybraną. Gdyby tak było to by mnie tak nie potraktował. Zdradziłby mi może swoje zamiary lub traktował przejęcie władzy jako jedynie przywilej bycia ze mną, a nie cel.
— Powinnaś wiedzieć prawdę, ale to jeszcze nie wszystko. Porozmawiamy na górze? Wydaje mi się, że i tak nie masz nic lepszego do roboty, a taras na szczycie budynku powinien być teraz pusty — proponuje, na co bezmyślnie się zgadzam. Chcę wiedzieć wszystko, by mieć jak najwięcej powodów do znienawidzenia go. Namieszał mi w głowie, a teraz, kiedy wiem, że wszystko między nami nigdy nie istniało, nie potrafię wyrzucić go z głowy i może częściowo z serca.
Nie kocham go, ale na pewno coś czuję. Może to zwykłe zauroczenie, które delikatnie trafiło w moje serce. Jego zachowanie nie złamie mi serca. Czuję złość, zawód i chęć zemsty. Chciałabym by cierpiał, tak jak cierpiała moja duma, każdego dnia kiedy pozwalałam mu wkraczać coraz dalej do mojego życia.
Wchodzimy do windy, kierując się na dziesiąte piętro. Cicha muzyka towarzyszy nam przez całą drogę, jedynie mnie drażniąc. Spokojne dźwięki, zdecydowanie nie identyfikują się z tym co właśnie dzieje się w mojej głowie. Zazwyczaj jak jestem zdenerwowana to płonę, a teraz chyba spalam się żywcem. Nienawidzę jego za to jak mnie wykorzystał i nienawidzę siebie, że mu na to pozwoliłam.
Spodobała mi się idea bycia kochaną. Chciałam, żeby komuś na mnie zależało więcej niż na przyjaciółce, przez co teraz będę musiała zapłacić. Nie wiem jak spojrzę mu teraz w oczy. Powinien zmienić szkołę i nigdy więcej nie pokazywać mi się na oczy. Nie zamierzam słuchać wyjaśnień, lub ewentualnych przeprosin. Wszystko się skończyło — wyparowało wraz z nadzieją i rozwijającymi się uczuciami. Jaka ja byłam głupia.
— Kawy? — rzuca kpiąco, wychodząc na odkryty taras. Krańce budynku zabezpieczone są jedynie niezbyt wysokimi szybami, odsłaniającymi panoramę Memphis. Cztery kanapy i sześć stolików wraz z krzesłami w czarnym kolorze są jedynymi meblami tutaj. Blondynka pochodzi do niewysokiej barierki, opierając się o nią dłońmi.
— Nie, dzięki — sarkam. — Opowiadaj.
— Nie musisz być taka niecierpliwa. Pamiętasz jak pokazałam ci ten pierścionek? — wzdycha, wysuwając w moim kierunku dłoń. Srebrny pierścionek wciąż zdobi jej palec, a brylancik na nim mieni się w słońcu. Marina uśmiecha się pod nosem, zauważając moje zdekoncentrowanie. — Oświadczył mi się osiem lat temu. Polecieliśmy na Dominikanę, kiedy miał wolne w firmie. Zarezerwował nam wtedy kawałek plaży...
— Czyli to nie było kłamstwo? — przełykam ślinę, starając się opanować emocje.
— Nie. Spotykamy się od kilkunastu lat, a dokładniej od dziewiętnastu... nie było cię jeszcze na świcie kiedy brał mnie pod tamtą ścianą podczas przerwy na lunch — parska, kiwając głową na niewielkie pomieszczenie przy windzie. Ponownie przełykam ślinę, nie wiedząc co mam jej odpowiedzieć. — Miał mieć władzę, tuż po ślubie ze swoją Wybraną. Zawiesił nasze zaręczyny w momencie kiedy cię spotkał, stwierdził, że nie potrwa to dłużej niż dwa lata. Mieliście wziąć ślub, on zyskałby „koronę" i cię zostawił... Jestem zbyt zazdrosna, przez co stracił wszystkie poprzednie Wybrane, bo specjalnie prowokowałam to by złapały nas na dwuznacznych sytuacjach. Wendy zniosła to najgorzej...
Natłok informacji uderza z każdą sekundą z coraz to mocniejszą siłą. Chciałam krzyczeć. Płakać. Uciec. Uspokoiłam oddech, opierając się o szklaną balustradę. Nie chcę patrzeń na blondynkę, czy Lancastera. Zachował się źle względem mnie, reszty Wybranek i nawet względem Mariny. Jak można zawieść narzeczeństwo? Jak można zbliżać się do innych kobiet, wiedząc, że jedna już nosi od niego pierścionek na palcu?
— Jesteś mu już niepotrzebna — kpi, cofając się o jeden krok w tył. Przygląda mi się z zaciekawieniem i dużym skupieniem. Wygląda jakby na coś czekała. Liczyła na rozpacz i histerię?
— Między mną, a Lancasterem wszystko skończone, możesz go sobie wziąć, nie zamierzam stać wam na przeszkodzie... — mówię, chcąc wyminąć dziewczynę. Planuję szybki powrót do domu i może maraton filmowy w towarzystwie Meadow i Gabe'a.
— Oh, na pewno nie będziesz — rzuca, po czym układa dłonie na moich ramionach i z ogromną siłą wypycha za barierkę. Szkło się tłucze, opadając na wykafelkowany taras, a ja spadam. Wlepiam wzrok w bezchmurne niebo, licząc na cud, który pozwoli mi umrzeć bezboleśnie i szybko. Zamykam oczy i spadam, pozostawiając za sobą ten cały bałagan.
Moment uderzenia z asfaltem przed firmą jest szybki. Nie czuję zbyt wiele. Opadam na ulicę, tracąc obraz, czucie i wszystko co dotąd osiągnęłam. Przestaję istnieć, czując jak moja dusza się po prostu oddala, pokazując środkowy palec wszystkim, którzy zdążyli mnie skrzywdzić.
CZYTASZ
THE LANCASTER
Teen FictionIdealny świat Imogen McLean przekształca się w bajkę, gdzie by przetrwać trzeba kłamać i dobrze grać. Miłość jest potrzeba, a w przypadku Lawrence'a Lancastera wydaje się po prostu niemożliwa. Książka w trakcie poprawy. Czasami fala cringe'u 2019/2...