Czterdziesty-piąty - Lawrence nigdy cię nie skrzywdzi.

13.7K 943 272
                                    

komentarze to duża motywacja x

nie piszcie pod rozdziałami, że krótkie, wszystkie mają 800-1100 słów

wybaczcie Imogen, dziewczyna sobie nie radzi

Skołowana wchodzę do domu, nie puszczając dłoni Gabe'a. Opowiedziałam mu o wszystkim w samochodzie, na co chciał zawiadomić Lancastera, w czym szybko mu przeszkodziłam. Przecież on nie musi wszystkiego wiedzieć... możliwe, że byłby wściekły na to, że chodziłam sama po mieście. Nie wiem, ciężko mi go rozgryźć.

Siadamy na łóżku w moim pokoju i od razu przyciągam kolana do klatki piersiowej, co pozwala mi się trochę uspokoić. Ręce wciąż mi drżą, a oddech nadal się nie uspokoił. Gabe gładzi moje plecy i opiera czoło o bok mojej głowy. Chwile później przynosi z łazienki prowizoryczną apteczkę i dezynfekuje mi ranę na szyi, po czym przykleja plaster.

— Wampiry są zjebane — mamroczę pod nosem, kiedy rana zaczyna mnie piec — Wszystkie oprócz ciebie.

Gabe delikatnie się uśmiecha i znowu wtula się w moje ciało. Nawet nie wiem kiedy zasnęliśmy. W nocy zdążyło mi się obudzić przez wspomnienie tego cholernego blondyna. Wtuliłam się w ciało bruneta i ponownie pogrążyłam się w szlochu, kiedy on cały czas gładził moje ramie.

Budzę się z samego rana i szybko szykuję się do szkoły. Teraz kiedy przeszedł pierwszy szok sama odkażam ponownie ranę i przyklejam nowy plaster. Zarzucam na siebie jeansy i dużą, czarną bluzę Gabe'a — nagromadziłam już w szafie trochę jego rzeczy.

Brunet budzi się chwile po mnie. W trakcie kiedy robię śniadanie on bierze szybki prysznic. Stawiam na stole dwie miski płatków z mlekiem i nalewam do szklanek sok pomarańczowy. Gabe schodzi na dół w wilgotnych włosach i wczorajszych ubraniach.

— Jedziesz się przebrać przed szkołą? — pytam, zaczynając jeść śniadanie.

— Tak — mamrocze — Pojedziesz do szkoły z Lacasterem?

Momentalnie się spinam.

— Dlaczego nie z tobą? — bąkam, wbijając spojrzenie w płatki — Poczekam na ciebie w samochodzie.

— Lawrence dzwonił, że chce z tobą porozmawiać — przełyka ślinę, zajmując miejsce przede mną — Porozmawiaj z nim. Naprawdę przejął się tą waszą wczorajszą ‚kłótnią'.

Skinam głową, chcąc po prostu skończyć ten temat. Lawrence też mnie ugryzł, ale to mnie tak nie bolało. On ugryzł mnie wiedząc, że może zrobić mi tym krzywdę jak tamten Wampir? Czy on chciał zaspokoić swoje cierpienie nie patrząc na to, jak ja się będę wtedy czuła?

Zaciskam palce na srebrnej łyżce i kończę jeść. Odstawiam naczynia do zlewu i wracam do pokoju, gdzie pakuję do plecaka książki na dzisiaj. Po drodze do holu zabieram jeszcze z szafki butelkę wody, po czym razem z Bensonem opuszczamy mój dom. Zamykam za nami drzwi, a następnie Gabe cmoka moje czoło.

— Uspokój się Imo, Lawrence nigdy cię nie skrzywdzi — mruczy, całując tym razem policzek. Kiwam głową i ruszam do samochodu Wampira, czekającego już na podjeździe. Otwieram drzwi i pakuje się na siedzenie obok, chociaż szybko zaczynam żałować, że nie usiadłam z tyłu.

— Dzień dobry, słoneczko — wita się, pochylając do cmoknięcia mnie w usta, na co przechodzi mnie dziwny, niepokojący dreszcz. Lancaster tego nie zauważa, tyko muska moje wargi i prostuje się przed kierownicą — Marina nic dla mnie nie znaczy. Chcę żebyś o tym wiedziała, przepraszam, że nie zareagowałem, ale w kurwe trafiło to też we mnie.

— W ciebie? — chciałabym prychnąć, jednak wychodzi tylko lekko sarkastyczne pytanie. Wciskam się jak najbardziej potrafię w fotel i usadawiam spojrzenie w drodze przed nami.

— Mówiła, że jesteś ze mną by żyć i to jest przecież prawda. Tylko ja na prawdę pragnę związku z tobą.

— Jesteśmy w związku.

— Ale mnie nie kochasz.

— No — burczę, po czym zaciskam powie — Lancaster, nie da się pokochać kogoś tak o, na miłość trzeba zasłużyć i powoli ją budować. Mną nie rządzi jakieś chore nie wiem co, co sprawi, że pokocham cię, po tym jak mnie dotkniesz.

— Wiesz... chciałaś prawdziwego związku po tym jak dotknąłem cię ta...

— Skończ — syczę — W porządku, nie gniewam się o wczoraj, jedź do szkoły.

— Wszystko w porządku? — krzywi się, spoglądając na moją spięta twarz. Poprawiam włosy, którymi przykrywam plaster i odwracam niepewnie głowę w jego stronę.

— Tak.

Dalej droga mija nam w ciszy. Wampir chciał położyć dłoń na moim kolanie, jednak szybko je zabrałam, co oczywiście nie uszło jego uwadze, gdyż ponownie posłał mi zdziwione i lekko zaniepokojone spojrzenie. Mulat parkuje tam gdzie zawsze i wysiadamy. Nie mija sekunda jak znajduje się tuż przy moim boku i zarzuca ramię na moje barki. Ponownie cała się spinam i staram się iść twardo przed siebie.

Nie chcę tak reagować na Lancastera, po prostu wciąż czuję na biodrach dłonie tamtego Wampira, plus jeszcze piekąca i wciąż pulsująca rana na szyi nie daje o sobie zapomnieć. Zamykam powieki i staram się wyrównać oddech, na co zyskuję jedynie odwrotne skutek. Zaczyna powili brakować mi powietrza, a grunt pod nogami staje się niepewny.

— Imogen, kurwa, wszystko gra? — pyta, zatrzymując się przede mną. Spogląda w moje rozproszone i lekko przestraszone oczy i układa dłoń na moim lewym biodrze, na co odskakuje jak porażona. Tętno mi prawdopodobnie przyśpiesza jak podczas jakiegoś maratonu.

— Gdzie jest Gabe?

— Właśnie podjechał — mruży powieki — Powiedz mi o co chodzi? Czy ty się mnie kurwa boisz?

Po plecach przechodzi mi dreszcz i ponownie się cofam. Lancaster nie bluźni przy mnie jakoś specjalnie często, więc musi być wkurzony.

— Idę do Gabe'a.

— Nie, nigdzie nie idziesz — syczy, chwytając mnie za nadgarstek. Otwieram szerzej oczy i staram się wyrwać z mocnego uścisku, jednak jest to praktycznie niemożliwe. Ponownie całe moje ciało się spina, a dłonie zaczynają drżeć. Gdzie jest Gabe?

Gabe też jest Wampirem. Gabe mnie nigdy nie skrzywdzi.

— Zostaw mnie — proszę, czując jak zbierają mi się w oczach łzy. Lawrence to nie ten blondyn. Lawrence mnie nie skrzywdzi. Lawrence to mój chłopak. Lawrence mnie kocha.

— Imogen? — słyszę obok siebie, na co odwracam głowę w kierunku Ashera. Czuję wielką ulgę. Asher nie jest Wampirem. Asher mnie nie ugryzie.

Lancaster poluźnia uścisk, na co od razu podchodzę do Ashera i chowam się jego uścisku. Asher jest Czarodziejem bez ostrych zębów. Uspokajam oddech, po czym decyduję się spojrzeć na wściekłego Lawrence'a Lancastera.

Jest wściekły.

— Wypierdalaj stąd Asher.

— Imogen, wszystko w porządku? — pyta blondyn.

— Nie — szepczę, opierając się czołem o jego klatkę piersiową.

Nie powinnam była przychodzić dzisiaj do szkoły.

Nie powinnam była iść wczoraj do klubu.

THE LANCASTER Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz