Wbiliście to 300 za szybko haha. Teraz 400 i do kolejnego. Nie zabijajcie mnie. Kocham was!!LAWRENCE
Krytyczny wzrok Imogen lustruje całą moją sylwetkę, co o dziwo drażni mnie bardziej niż zazwyczaj. Uśmiecha się krzywo, czekając na jakikolwiek ruch z mojej strony, a dokładniej przeprosiny, których ode mnie nie otrzyma. Nie czuje obowiązku, żeby prosić o wybaczenie, bo rozmawiałem z Mariną.
Parskam pod nosem i wymijam białowłosą, ruszając do firmy ojca, gdzie obiecałem przejrzeć nowe dokumenty i umowy od ojca Mariny. Wsiadam do samochodu, nie oglądając się nawet za dziewczyną i kieruję się do centrum, gdzie już po dwudziestu minut wjeżdżam na parking podziemny.
Poprawiam rękawy ciemnej koszuli, wchodząc do srebrnej windy w towarzystwie jednej z asystentek ojca. Brunetka uśmiecha się zalotnie, wciskając jeden z podświetlonych guzików. Drzwi zamykają się, a kobieta wyglądająca na jakieś dwadzieścia-pięć lat ustawia się do mnie plecami. Wodzę wzrokiem po jej mocno opiętych ołówkową spódnicą pośladkach, starając się chociaż trochę opanować.
Przeczesuje lewą ręką wyprostowane włosy, zakrywające jej akurat łopatki, kończąc na połowie pleców. Mam idealny widok na jej mocno wciętą talię i szerokie biodra, na których prawdopodobnie każdy mężczyzna chciał położyć ręce.
Drzwi otwierają się, a kobieta znika, zostawiając po sobie jedynie przyjemne wspomnienie. Wjeżdżam o jedno piętro wyżej i od razu wchodzę do swojego biura, które już jakiś czas temu przygotowała mi matka. Zaciągam się w progu zapachem świeżej kawy, którą musiała przyrządzić sekretarka ojca i siadam na skórzanym fotelu. Przysuwam do siebie teczkę z białym napisem GREENE i otwieram, wyciągając nowe umowy. Kilka podpisanych ze spółkami logistycznymi i pare z małymi przedsiębiorstwami, potrzebujących takich dużych firm jak nasza do dalszego rozwoju.
— Sprowadzana z Kolumbii — słyszę za sobą, kiedy zaciskam palce na białym kubku. Przysuwam wciąż parujący napój i upijam łyk, nie zastanawiając się nawet, kto zaszczycił mnie swoją obecnością. Melodyjny głos jedynie koi moje chwilowe rozdrażnienie i tak jak ta świeża kawa przynosi pewnego rodzaju przyjemność. — Już niedługo będziesz pić ją codziennie rano.
— Nie wątpię — odpowiadam, odstawiając naczynie. Odwracam się w lewo, od razu łapiąc kontakt wzrokowy z blondynką, stojącą kilkanaście centymetrów ode mnie. Jest na wyciągnięcie ręki. Jej bordowe usta formują się w uśmiech, kiedy przerzuca nogę przez moje uda, siadając mi na kolanach. Zapewne kant dębowego biurka wbija jej się w plecy, jednak to nie jest akurat istotne.
Zaciskam palce na jej biodrach, zadzierając głowę delikatnie w górę, by spojrzeć w jej oczy. Marina jest przepiękna i cholernie uzależniłem się od tych jej wyjątkowych tęczówek. Przysuwam dziewczynę jeszcze bliżej, na co ona po prostu delikatnie się pochyla i łączy nasze wargi w leniwym pocałunku. Zaciskam dłonie mocniej, wgryzając się w jej rozgrzaną wargę, wywołując tym samym jej gardłowy jęk.
Lewą ręką rozpinam szereg ciemnych guzików, które drażniły mnie już od samego rana, kiedy pojawiła się na korytarzu. Nie przejmuję się tym, że szarpię za mocno i pewnie niszczę tym samym tą drogą szmatkę, jednak nigdy specjalnie nie zależało mi na ubraniach. Zrzucam z niej jasny materiał i jak wariat zasysam odkryty fragment jej piersi.
Koronkowy stanik jest w tym momencie niepotrzebny, lub nawet ciążący w tej sytuacji, dlatego sprawnym ruchem się go pozbywam. Marina nie jest bierna. Nigdy nie należała do takich kobiet, a w łóżku również pokazuje fagmnet swojej dominacji, a przynajmniej próbę jej przejęcia. Kiedy ja zajmuję się jej różowymi sutkami, dziewczyna rozpina guziki mojej koszuli, zsuwając ją z moich ramion.
Rozpina sprawnie moje spodnie, skupiając następnie całą swoją uwagę na moich wargach. Przygryza i zasysa dolną, doprowadzając mnie do chwilowego obłędu. Odsuwam się minimalnie, by podziwiać przez chwilę jej idealne ciało, które prawdopodobnie nigdy mi się nie znudzi.
— Długo jeszcze z nią będziesz? — wzdycha, kiedy odchylam materiał jej majtek. Wsuwam palec pomiędzy jej nogi, napierając na wilgotne wejście. Uśmiecham się półgębkiem, wsuwając go do środka, jednocześnie przypatrując się reakcji blondynki.
Odchyla się lekko w tył, przegryzając wargę, w momencie kiedy zaczynam nim poruszać. Po chwili dokładam drugi i atakuję ustami skórę w okolicy jej obojczyków. Zasysam ją porządnie, zostawiajac prawdopodobnie dużą malinkę. Ale obydwoje wiemy, że to nie ma znaczenia, bo ona jest dla mnie, a ja jestem dla niej od kilkunastu lat.
— Tyle ile będzie trzeba — sarkam, zabierając dłoń. Pocieram swoje przyrodzenie, po czym je zabezpieczam i nakierowuję na wilgotne wejście Mariny. Blondynka prawdopodobnie zauważa idealną okazję do przejęcia inicjatywy, bo sama nabija się na nie aż po samą podstawę, sapiąc coś pod nosem.
Opuszczamy moje biuro jakoś po dwudziestu minutach. Marina cały czas poprawia dłońmi swoją juz pogniecioną spódniczkę i koszulę. Przeczesuje palcami włosy i z torebki wyciąga pasek gumy balonowej. Wsuwa listek między wargi, po czym ostatni raz cmoka moje usta i znika. W całym tym zamieszaniu zapominam o papierach dla ojca i jakby nigdy nic wchodzę do jego biura, gdzie właśnie pije kawę, wlepiając wzrok w ekran laptopa.
— Zapnij spodnie, synu — instruuje, kiedy wchodzę do pomieszczenia. Klnę pod nosem i wykonuję jego polecenie, siadając następnie na fotelu po drugiej stronie biurka. Jego ciemne włosy jak zawsze są idealnie wystrzyżone i ułożone, podobnie jak broda. W kącikach ust pojawiają mu się powoli zmarszczki, które u Wampira pojawiają się głównie na skutek stresu. — Imogen McLean, porozmawiajmy o niej. To twoja dziewczyna, ale to nie wystarczy byś mógł również zarządzać Tennessee.
— Jesteśmy razem i pracujemy nad naszym związkiem.
— Nad związkiem się nie pracuje. Macie stworzyć razem coś wielkiego, nie koniecznie opierając fundament na miłości, czy wzajemnej sympatii. Doskonale wiesz, że musisz dążyć do małżeństwa — rzuca oschle, wciąż wodząc wzrokiem po ekranie. — McLean to dobra partia na damę u twego boku, kiedy już wdrożymy cię do naszego Imperium. Blake jest wciąż na etapie poszukiwań, więc nie dołączy do ciebie zbyt szybko.
— Później chciałbym Marinę obok siebie, jak wcześniej już to ustalaliśmy.
— Jesteście parą od dwudziestu lat, ale to McLean jest tobie pisana i mam nadzieję, że nie stracisz jej przez fascynację młodą Greene...
— Czyli mam...
— Masz być z Imogen. Tak długo jak będzie to konieczne, zaczynając od małżeństwa, które jest w tym momencie kluczem do przejęcia przez ciebie władzy, synu — mówi spokojnie. W tym samym czasie słyszę trzaśnięcie drzwiami i już wiem, że mam kłopoty albo z Mariną, albo z Imogen.
CZYTASZ
THE LANCASTER
Teen FictionIdealny świat Imogen McLean przekształca się w bajkę, gdzie by przetrwać trzeba kłamać i dobrze grać. Miłość jest potrzeba, a w przypadku Lawrence'a Lancastera wydaje się po prostu niemożliwa. Książka w trakcie poprawy. Czasami fala cringe'u 2019/2...