Trzydziesty-siódmy - Zabiłeś go?

15.5K 996 449
                                    

rozdział ponownie pisany wspólnie z uzaIeznienie !!! Gdyby nie ona dodałabym pewnie jeden lub wrzuciłabym go w ogóle jutro. Wpadnijcie proszę do jej najnowszej książki LET ME DIE i zostawcie po sobie ślad — możecie być pewni, że wam się spodoba!!! Wbijajcie także do ETERNAL HAVOC NA MOIM PROFILU
Mmm Damon 🖤

ZASKOCZCIE MNIE

— Imi, przyjdziesz do kuchni? — donośny głos mulata błyskawicznie dociera do moich uszu. Wzdycham, wywracając oczami i przepraszając Carsona, z którym zaczęłam oglądać odcinek Ekipy z New Castel - ruszam do mojego niebieskookiego chłopaka. Stoję w progu pomieszczenia, widząc bruneta opierającego się o wyspę kuchenną — Szybka, jak na człowieka.

— Daruj sobie, Lawrence — mruczę podchodząc do niego, by oprzeć dłonie na jego ramionach i tak po prostu wlepić własne tęczówki w jego piękną twarz. Można wyglądać tak perfekcyjnie? — Coś się stało?

— Właściwie to tak, Imi — mruknął — Jestem w kurwę zazdrosny o ciebie, wiesz? — układa dłonie na moich biodrach, a następnie przyciąga mnie bliżej siebie, tak że niewiele brakuje byśmy złączyli się ze sobą klatkami. Opieram głowę na jego torsie, wtulając się w jego ciało, a on usadawia sobie podbródek na mojej czuprynie. Podob mi się to — Nie masz prawa odpieprzać takich akcji. Jesteś moja.

— Przepraszam — wzdycha, spuszczając wzrok. Prawie go zdradziłam, a wiem, że byłby to cios poniżej pasa. Nie chciałam go ranić. Nie zasługiwał na to, ani trochę — To był impuls.

— Mogłaś z tym impulsem pójść do swojego pokoju — tłumaczy, pocierając dłonią moje biodro. Kurewsko przyjemna bliskość — Na szczęście w porę zrozumiałaś swój błąd. Inaczej patrzyłabyś jak wyrywam Carsonowi serce.

— Lancaster! — pacam go w tors, krzyżując z nim spojrzenie — Jestem twoją dziewczyną i przysięgam, że nigdy cię nie zdradzę. Nie chcę cię skrzywdzić w tak okrutny sposób.

— Trzymam cię za słowo, McLean — całuje mnie w czubek głowy, a następnie się ulatnia.

Kręcę głową i z cisnącym się uśmieszkiem ruszam do toalety. Ręce śmierdzą mi pizzą i jak najszybciej muszę je zamęczyć mydłem truskawkowym. Kocham truskawkowe mydło.

Odkręcam ciepłą, bardzo przyjemną dla wrażliwej skóry wodę i nabieram dużą ilość różowego mydła. Od razu czuję słodką woń, którą się chwilowo zaciągam. Usadawiam wzrok w dużym lustrze przede mną, jednocześnie myjąc dłonie pod strumieniem wody.

Lekko posklejane rzęsy, tworzą dość ładny efekt, jednak w ogóle mi nie pasują. Delikatnie podkrążone oczy przypominają mi o zmęczeniu, które wciąż towarzyszy mi od wyjścia ze szkoły. Wzdycham i już układam sobie w głowie plan drzemki od razu po tym jak wygonię obydwu ze swojego mieszkania. Chyba, że Lancaster nie będzie chciał wyjść, to ewentualnie pójdę spać z nim. W końcu jest uprawny i zaborczy, dlatego kiedy uroi sobie w głowie, że chce jeszcze tu zostać, to nie ma sposobu na wyrzucenie go z domu. Zakręcam korek i wycieram dłonie w czerwony ręcznik.

Wychodzę z pomieszczenia wciąż z delikatnie wilgotnymi dłońmi. Zamykam jasne drzwi za sobą i powolnym krokiem zmierzam do salonu z którego nie dobiegają żadne dźwięki. Przyspieszam i zastygam w miejscu, w momencie kiedy mój wzrok pada na Lancastera.

Przytrzymuję się dłonią ściany, kiedy momentalnie robi mi się słabo. Przełykam ślinę i biorę głęboki oddech, będąc cały czas w amoku. Ciemne tęczówki Carsona spoglądają błagalnie w moją stronę jednak ja nie robię nic.

Krew spływa stróżkami po bladej szyi bruneta. Lancaster wciąż wbija kły i wysysa z mojego przyjaciela burgundową ciecz. Przygryzam wargę ze zwykłej bezsilności. Lancaster wyglada jak w amoku, jasne tęczówki są jakby zamglone, brak w nich jakiegokolwiek blasku. Jego szczęka jest mocno zaciśnięta, co łatwo stwierdzić po mocniej niż zwykle zarysowanej linii szczęki. Wbija palce w jego ramiona do momentu kiedy Carson upada na jasno-brązową podłogę. Uderza twarzą w drewniane panele, zostawiając obok krwistą plamę. Automatycznie przykładam dłoń do warg i podnoszę wzrok na Lancastera. Jest z siebie dumny.

Mimo, że wszystko rozgrywa się w zabójczym tempie, ja zauważam każdy poszczególny detal. Lancaster przejeżdża językiem po zębach i uśmiecha się zwycięsko, co jedynie jeszcze bardziej mnie denerwuje. Kim on jest by atakować ludzi?

— Zabiłeś go? — pytam zachrypniętym głosem.

— Nie — prycha — Obudzi się i nie będzie tego pamiętać, trochę go poboli i może być słaby, nic szczególnego. To i tak niewystarczająca kara za zbliżenie się do mojej dziewczynki.

Wyciera palcem zabrudzone od krwi kąciki ust i rusza w moim kierunku. Układa dłonie na moich biodrach i zostawia mokrego, czerwonego buziaka na samym środku mojego czoła. Drżę, unosząc spojrzenie na błękitne tęczówki i zamieram. Wampir przyciąga mnie do  klatki piersiowej i zamyka  w szczelnym, ciepłym i szczerym uścisku.

THE LANCASTER Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz