Rozdział 39 Zaręczyny

1.9K 53 0
                                    

Kylie
-Xavier jesteś pewny? - Chwyciłam zestresowana mężczyznę za marynarkę, zatrzymując się na trawie.
-Kylie, przerabialiśmy to, potrzebujesz tego. Jestem pewien że oni też - Spojrzał na mnie znacząco ale także groźnie. Chwycił mnie za rękę i przeciągnął aż pod same drzwi. Stanął obok mnie i położył mi rękę na ramieniu uśmiechając się przy tym kojąco. Jego obecność w tym momencie była dla mnie bardzo ważna, gdyby nie on zjadła bym wszystkie swoje paznokcie razem ze śródręczem.

Tego wieczoru na tarasie Xavier zasugerował mi żebym nie skreślała swoich rodziców ot tak. Ja jednak chciałam o nich zapomnieć jak najszybciej lecz on miał rację. W głębi duszy strasznie mi ich brakowało a najbardziej dobijającym faktem było to że oni żyli a ja nie chciałam się im pokazać na oczy.
Xavier stwierdził że rodziców ma się jednych i nie można ich tak po prostu zostawić. Popatrzył na tą sytuację przez pryzmat samego siebie a ponieważ jego los nie obdarował go kochającą i dobrze żyjącą rodziną. Miał ciężko a ja miałam całkiem normalne życie, pospolite, rodzinka, mama, tata, kredyt.
Jednak jego słowa do mnie dotarły i sama zaczęłam się nad tym zastanawiać. Gdyby nie on, byłabym sama, bez rodziców i bez rodzeństwa którego nie miałam ale także gdyby nie on, co już przerabiałam, ta sytuacja nie miała by miejsca. Żyła bym sobie pospolicie, studiowała bym i pracowałabym w barze razem z Martiną.
Ale jest jak jest. Los postawił go na mojej drodze więc po prostu tak miało być i koniec.
Wracając do rodziców, dzięki Xavierowi zrozumiałam że muszę mieć ich przy sobie bo będę nie szczęśliwa. Wiedziałam że może być ciężko, że może być szok. Ale chciałam zrobić ten krok na przód, razem z Xavierem. Szczególnie z nim, bo on już tych rodziców nie miał, i w głębi duszy cierpiał, dlatego chciał jak najlepiej dla mnie.

Zadzwoniłam dzwonkiem dwa razy i w zabijającej ciszy czekaliśmy aż ktoś nam otworzy. Xavier pomimo tego że nie było widać, był zdenerwowany. Jego zielone jak las oczy mówiły wszystko.
W pewnym momencie usłyszeliśmy otwieranie się spustu a drzwi otworzyły się. W progu stanęła kobieta. Kobieta która mnie urodziła, wychowała, wykarmiła a także kojiła wieczorne smutki.
Gdy na mnie spojrzała, zatrzymała się. Nie mówiła nic przez 2 minuty tylko wpatrywała się we mnie i oczywiście w Xaviera który nie zręcznie stał za mną.
-Mamo - Tylko tyle zdążyłam z siebie wykrztusić kiedy kobieta wzięła mnie w swoje ramiona. To była piękna chwila, która myślałam że nigdy nie nastąpi.
-Jezu, Kylie córeczko, moja kochana, ty żyjesz! - Kobieta chwyciła mnie za głowę i ucałowała w czoło, obejrzała mnie także z każdej strony ze szczerym uśmiechem.
-Mamo..... - I moje emocje wzięły górę. Łzy polały się po moich czerwonych policzkach długim strumieniem.
-Jezu, nie stójcie tak.... Wejdźcie do środka, ale..... Chwila..... Kylie kim jest ten mężczyzna? - Mama zmarszczyła brwi, ale na jej tworzy nie była widoczna złość a raczej ciekawość.
-To jest Xavier.... On mnie.... Uratował- Uśmiechnęłam się do Xaviera a on przetarł łzy z moich policzków.
Mama zaprosiła nas do środka i spytała czy się czegoś napijemy. My z grzecznością odmówiliśmy napoju ale weszliśmy do środka.
-Mówili mi że nie żyjesz, że to już koniec! Policja stwierdziła że porywacz był zbyt cwany i....... Unicestwił cię bez żadnego śladu czy poszlaki- Kobieta spóściła głowę, a Xavier zaczął nerwowo tupać nogą w podłogę. Ojciec zaś siedział w pokoju i ciągle nie mógł uwierzyć w to że ja jestem, że żyję-Jak to dobrze że trafiłaś na tak dobrego człowieka jak pan Xavier, dziękuję za opiekę nad moją córką. Będziemy ci do zgonnie wdzięczni - Mama zwróciła się do Xaviera który odkaszlną i poprawił się w miejscu.
-Naprawdę nie ma za co, Kylie jest wspaniałą dziewczyną, nie mogłem postąpić inaczej - Spojrzał na mnie i uśmiechnął się ciepło chwytając mnie za rękę. Mama zaś uśmiechnęła się podejrzliwie spostrzegając ten mały gest Xaviera.
-Tak, jest wyjątkowa - Odezwał się ojciec.
W tej chwili czułam się bardzo szczęśliwa, miałam wokół siebie ludzi których zawsze kochałam i wiedziałam że już nigdy ich nie zostawię.

_______________________________________

Kilka miesięcy później
- Xavier, gdzie ty mnie ciągniesz? Dałeś mi dużo pracy, a teraz wyciągasz mnie z biura i każesz zamykć oczy? - Xavier od kilku dni był nie możliwy. Wychodził wszędzie, wykonywał podejrzane telefony i czasem brał nadgodziny. W pewnym momencie już myślałam że mnie zdradzał.
-Xavier.... Czy ja słyszę windę? - Zareagowałam kiedy usłyszałam odłos guzików w windzie i chwilę później odczułam to fizycznie.
-Matko dziewczyno, czy ty musisz tyle gadać? - Spytał Xavier dosyć poirytowany.
-Sama nie wiem, a mam milczeć kiedy o godzinie 22 ty ciągniesz mnie do windy i do tego jedziemy na górę? - Spytałam również poirytowana całą sytuacją.
-Cisza.... - Powiedział dziwnie spokojnie i gdybym nie miała zamkniętych oczu, przysięgłabym że miał uśmiech.
Poczułam jak winda się otwiera a Xavier lekko nakierował mnie na wyjście. Przeprowadził mnie także przez schody po czym otworzył jakieś drzwi. Momentalnie owiał mnie wieczorny wiatr co oznaczało że wyszliśmy na dwór.
-Stój tu i się nie ruszaj. I nie otwieraj oczu! Tylko wtedy gdy ja powiem, możesz je otworzyć! - Rozkazał pan wielki i władca więc tak też zrobiłam.
Minęła krótka chwila....
-Możesz otworzyć - Usłyszałam lekko zdenerwowany głos Xaviera i bardzo powoli je otworzyłam.
Mój oddech się zatrzymał a ręce zaczęły się pocić. Byłam jednocześnie szczęśliwa ale także zszokowana i zdumiona.
Xavier klęczał przede mną, a w jednej jego ręce spoczywało małe pudełeczko z pierścionkiem, zaś w drugiej bukiet czerwonych róż.
Znajdowaliśmy się na tarasie który swoje miejsce miał na dachu służbowego budynku firmy The Wheller Industries. Barierki były owinięte czarnymi i czerwonymi różami a na środku znajdował się okrągły stół, a na nim świeczki i moje ulubione danie razem z szampanem. Na krzesłach spoczywały białe poduszki w paski. Klimat na tarasie był przytulny i wypełniony uczuciem. Wszystkiemu uroku dodawały świeczki gdzie nie gdzie ustawione na ziemi oraz płatki róż obok nich rozsypane. A wszytsko to znajdowało się na 20 piętrze.
-Kylie, nie zabardzo umiem dobierać słowa w takich momentach. Poeta ze mnie żaden... - Xavier lekko prychnął śmiechem- Ale chcę żebyś wiedziała że cię kocham. Dużo razem przeszliśmy, i to nas zbliżyło.... Przynajmniej tak myślę.... Więc spytam wprost.... - Moje powietrze w płucach zatrzymało się na moment - Uczynisz mnie tym szczęśliwcem i wyjdziesz za mnie? - Łzy stanęły w moich oczach, wręcz gromadziły i cisnęły się żeby swobodnie spłynąć po moich policzkach.
Odpowiedź była bardzo prosta, lecz bardzo trudna do wypowiedzenia na głos.
-Kochanie powiedz coś - Xavier zmarszczył zmieszany brwi i w jego oczach była nutka niepokoju. Postanowiłam ukrucić mu stresu.
-T-tak - Odpowiedziałam lekko się jąkając z płaczu.
-Naprawdę? - Upewniał się Xavier wstając z kolan ze szczęściem w oczach.
-T-ak, prz-e-ecież słyszysz - Powiedziałam znów się jąkając z płaczu ale tym razem z uśmiechem na twarzy.
-O jeju kochanie! - Xavier wstał z kolan i nałożył mi pierścionek na palec po czym wręczył mi róże i mocno przytulił do swojego torsu- Kotku nie płacz już - Xavier mówił przez szeroki uśmiech na twarzy.
-To dlatego przez te ostanie dni dawałeś mi dużo pracy, a ty rzekomo miałeś nad godziny tak? - Powiedziałm dla żartu po czym ucałowałam go w usta.
-Tak, wszystko przygotowałem sam, przychodziłem tu po pracy i dokładałem rzeczy - Mężczyzna chwycił mnie w talii i przyciągnął bliżej siebie.
-Ty szczwany lisie - Powiedziałam chwytając go za policzek i stykając nasze czoła.
- Twój szczwany lis - Pocałował mnie czule w usta a ja oddałam długi pocałunek z tą samą intensywnością.
-Kocham cię - Powiedziałam w przerwie.
-A ja ciebie - Odpowiedział patrząc mi głęboko w oczy - Idziemy wznieść toast? I zjeść? - Uśmiechnął się zachęcając ręką.
-Jasne - Wtuleni w siebie podeszliśmy do stołu i zaczęliśmy jeść.

Byłam szczęśliwa jak nigdy dotąd. Moje serce biło szybciej a ręce trzęsły się z podekscytowania. Wiedziałam że to z Xavierem chcę spędzić resztę życia dlatego się zgodziłam. Był człowiekiem który bez dwóch zdań był mi pisany. Miał rację, przeszliśmy razem tak dużo że to było nie uniknione. Kochaliśmy się i to się tylko liczyło.


Zbliżamy się do końca 😢😢
Już niedługo.....

SHOW ME HOW Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz