Rozdział XXXIV

218 18 6
                                    

Moja depresja narkotykowa trwała jeszcze kilka dni, ale dzięki wsparciu Krzysia zbytnio tego nie odczułam. Zawsze gdy płakałam był przy mnie, przytulał i głaskał po głowie, albo zabierał na spacery lub siłownię.

Tego ranka obudziłam się pełna energii. Pierwszy raz od 4 dni chciałam żyć! Wstałam i udałam się do kuchni, która była połączona z salonem. Włączyłam energiczną muzykę i robiłam śniadanie.

–„Głupi ja, głupi ja jej chłop, nie głupia ona nie, nie głupia diabli miot, nie głupia..."– zaczęłam śpiewać hit Organka.

–Ooo, czyżby prywatny koncert znanej artystki?– zapytał nagle Krzysztof.

–Damn! Krzychu nie strasz mnie!– momentalnie się odwróciłam.

–I jak humor dziś lepszy?– zapytał siadając przy wyspie.

–O wiele!– rzekłam z uśmiechem.

–Bardzo się cieszę– odpowiedział równie uśmiechnięty.

–Proszę bardzo– położyłam przed muzykiem śniadanie i kawę.

–Co szef kuchni dziś serwuje?– zapytał łapiąc za sztućce.

–Jajcówa, tosty, twarożek, miód, dżem, masło orzechowe i nutellę oraz świeży sok pomarańczowy i kawa z mlekiem bez cukru– oznajmiłam.

–Na bogato– rozpoczął konsumpcje– Umm... czy można cię na stałe w kuchni?

–Haha, na stałe nie, ale od czasu do czasu mogę robić śniadania– zaśmiałam się.

–To jakie masz plany na dziś?– zapytał Zalef.

–Chyba pójdę do Julii ogarnąć koncerty, próby i stylistę– oznajmiłam.

–Stylistę to ja ci załatwię– zaoferował się.

–No skoro PRAGNIESZ mi pomóc to EWENTUALNIE się zgodzę– zaśmiałam się.

–Brakowało mi tego...– powiedział patrząc mi w oczy– tej prawdziwej Rity.

–Weź Krzysiu– klepnęłam go w ramię– bo się zarumienię.

Rozległo się pukanie do drzwi.

–Ja otworzę, ty sobie zjedz– wstałam i zmierzyłam w kierunku drzwi.

Otworzyłam je. Po drugiej stronie ujrzałam, dobrze mi znanego, blondyna, z którym spędziłam ostatnie dwa miesiące mojego życia.

–Co ty tu robisz?– zapytałam przerażona i zestresowana naraz.

–Też się cieszę, iż cię widzę Rito– powiedział– Już się stęskniłem.

–Ja nie...– odpowiedziałam.

–Może chcesz trochę?– zapytał wyciągając paczuszkę z bladoróżowym proszkiem.

–Schowaj to!– krzyknął Krzysztof, który szybkim krokiem doszedł do drzwi i mnie odsunął.

–Co wróciłaś do swojego ukochanego?– zaśmiał się– A jeszcze dwa tygodnie temu mówiłaś jak go nienawidzisz i żaliłaś się jak cię potraktował oraz że nie ustał w twojej obronie.

–Teraz mam okazję naprawić błędy. Wynoś się stąd– powiedział niskim głosem.

–Nie chcę ci robić problemu mała. Jeszcze się spotkamy, jesteś mi coś winna. Miłego dnia– odwrócił się i odszedł.

Zalewski zamknął drzwi i podszedł do mnie.

–Wszystko okej?– zapytał.

–Tak– uśmiechnęłam się ze łzami w oczach.

Miłość Miłość || Krzysztof ZalewskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz