Rozdział XIII

299 24 12
                                    

26 grudnia jechałam do Warszawy pociągiem o 4:30 także około 12 tam byłam. Z PKP sama pojechałam do domu Krzysia. Gdy już się tam znalazłam zapukałam do drzwi. Otworzył mi Krzyś z nieułożonymi włosami i w samych bokserkach.

–Heeeej!– rzuciłam się na niego.

–hej!– powiedział bardzo niewyspany– Kawy?

–Chętnie, piękne mieszkanie– wzięłam walizkę i weszłam do środka.

–Dzięki, w salonie masz taras z widokiem na Wisłę.– oznajmił.

–Ooo– podeszłam by zobaczyć ten piękny widok.

–Dość fajna lokalizacja– podał mi kubek z kawą.

–Świetna. Nie żeby mi to przeszkadzało, ale idź się ubrać– powiedziałam roześmiana.

–Okey, kurde codziennie mogłabyś mnie witać w takim humorze– ruszył do garderoby.

Wysłałam instastory z jego mieszkania, które wyszło idealnie.

–Za jakieś dwie godziny pojedziemy do studia. Tam sobie zrobimy próbę i nagram jeszcze jedną piosenkę, bo ostatnio nie dokończyłem – oznajmił.

–Jasne, bez problemu. Kurde, ale ja się za tobą stęskniłam moja meduzo– przytuliłam go.

–No ja za tobą też mała– mocno mnie przytulił– Mam dla ciebie niespodziankę, ale to w studiu.

–Już się boję, jesteś tak bardzo nieprzewidywalny– stwierdziłam.

–Racja i znalazłem sobie menagera! Igor ma na imię i ma 23 lata. Idealny jest serio! Taki młodziak ogarnia te wszystkie nowe rzeczy, więc chyba dobra współpraca przed nami– oznajmił.

–O! to super! Chętnie go poznam– powiedziałam.

–Jest żonaty i ma dziecko w drodze– szybko oznajmił.

–No spoko...– spojrzałam się na mężczyznę unosząc brew– Wanda ci się włączyła?

–Nie, tylko cię uprzedzam– stwierdził.

–Dobrze tato, nie będę rozmawiała z żonatymi– powiedziałam dziecinnym głosem.

–I pięknie! To co skoczymy jeszcze gdzieś na miasto na śniadanie i lecimy do studia?– zapytał.

–Oczywiście, tylko się przebiorę– wyjęłam z walizki podarte, czarne rurki, dużą, szarą bluzę, czarne Reeboka classici oraz długą ramoneske z grubą podszewką. Odziałam się w to, związałam luźnego koka i podeszłam do muzyka.

–Jetsem gotowa!– wyskoczyłam przed nim pełna energii.

–Odwaliłaś się jak niewiadomo co– zaśmiał się.

–Spadaj– szturchnęłam go– jedziemy? Głodna jestem i zaczynam marudzić...

–Oj to tak! Szybko musimy jechać, bo jak zaczniesz marudzić to wyrzucę cię do Wisły– roześmiany poszedł się ubrać.

Zalef wrócił po chwili, zjechaliśmy windą na podziemny parking i ruszyliśmy na miasto.

–Bierzemy na wynos i zjemy w studiu, bo są ogromne korki i się spóźnimy– oznajmił.

–Spoko, więcej sobie Dawida w radiu posłucham– wiedziałam, że go wkurzę tym tekstem.

–Nie ma słuchania– wyłączył radio– porozmawiajmy.

–Czy ty jesteś zazdrosny o to, że słucham Dawida?– zapytałam z uśmiechem.

–Tak, jestem– powiedział.

Miłość Miłość || Krzysztof ZalewskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz