Rozdział XLIII

202 21 12
                                    

Po 5 godzinach jazdy dojechaliśmy.

–Ej wstawajcie – rzekła głośno Julia.

Otworzyłam oczy i wróciłam do pozycji siedzącej

–Wstawaj...– potrząsnęłam ramieniem Igora.

Mężczyzna się przeciągnął i usiadł.

–Masz bardzo wygodne kolana Rito– powiedział zaspany z uśmiechem.

–A ty masz cudowne włosy– zaśmiałam się ubierając kurtkę.

–Witam w moich skromnych progach– otworzył typowo górski, drewniany domek oddalony o jakieś 5 min od Krupówek.

–Holy shit...– weszłam do środka i rozejrzała się– Tu jest obłędnie... i nie biało– zaśmiałam się.

Dom był z zewnątrz cały w drewnie, a w środku bardzo przytulnie urządzony, kominek, miękka sofa z wieloma poduszkami, mała kuchnia i schody na piętro. Tam znajdowały się dwie sypialnie.

–Nasza jest ta– wyprzedził mnie i otworzył drzwi od pokoju.

Na wejściu rzuciło mi się w oczy ogromne okno z drzwiami, które było umieszczone na całej długości ściany naprzeciw drzwi.

–Proszę, oto zamawiany przez panią taras z widokiem na góry– wszedł do pokoju.

–Wow...– usiadłam na łóżko i wpatrzyłam się w okno.

–Widzisz jaki kochany jestem?– objął mnie.

–Bardzo– oparłam głowę o jego ramię.

–Dobra, ubieraj coś i lecimy na snowboard– wstał pełen energii.

–Co? Ja nie umiem– oznajmiłam.

–To cię nauczę! Widzisz będziesz miała kolejny pierwszy raz ze mną– zaśmiał się.

Otworzyłam walizkę i wyjęłam z niej ubrania na narty lub snowboard. Założyłam je i zeszłam do Igora.

–Idziemy?– złapałam za kask i gogle.

–Haha jasne eskimosku– zaśmiał się i wyszliśmy.

Doszliśmy na jeden ze stoków.

–Na razie wbijaj na taki mniejszy stok. Jak już nauczymy cię jeździć pójdziesz na większy– oznajmił zakładając mi deskę na stopy.

Ukucnął przede mną, a ja złapałam go za ramiona.

–Już– wstał i otrzepał ręce– Ręce na boki, głowa w kierunku jazdy, nie w dół, lekko ugięte kolana, a jak chcesz skręcać, przechylasz się przód tył.– szybko wytłumaczył.

–Dobra, dawaj pchnij mnie– przybrałam pozę i czekałam aż się poruszę.

Mężczyzna ustał na swoją deskę i delikatnie mnie popchnął trzymając za rękę. Mocno złapałam jego dłoń i jechałam.

–WOOOOO!!! Ale sztos!– muzyk mnie puścił.

Dwie osoby dalej leżałam w śniegu. Wstałam i ruszyłam dalej. Zjechałam kilka razy z tego małego stoku i w miarę nauczyłam się jeździć.

–Igo! Lecimy na większy?– zapytałam.

–Jesteś pewna?– dopytał zdejmując gogle.

–Tak! Chodź– wzięłam deskę, złapałam go za rękę i pociągnęłam w stronę wyższego stoku.

–Dajemy na hardcore mała– splótł nasze dłonie i ruszył w stronę wyciągu na najwyższy stok– To będzie mega– powiedział gdy pięliśmy się ku górze.

Miłość Miłość || Krzysztof ZalewskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz