Mamy unieważniony czas.
Od dawien dawna nikt go nie liczy.
Ludzie go nie liczą.
My też nie.
Nie ważne, czego chcesz, Ludzie zawsze wiedzą lepiej co z Tobą uczynić, co uczynić z Nami. To oni decydują o Naszych życiach, snach i myślach.
To dzięki ni...
Yuki miętoliła w dłoniach kwiat, który miał z lekka połamane płatki. Był przyjemny w dotyku, ale nie wiedziałam, że był aż tak delikatny. Viola powiedziała nam, że to "passionflower", jest jednym z ulubionych kwiatów popularnych wśród Ludzi. Pachniał całkiem ładnie, wyglądał inaczej niż wirtualne róże.
Yuki poprosiła mnie, żebyśmy wyszły we dwie na chwilkę poza pokój. Po chwili stałyśmy we dwie, patrząc w szklaną ścianę, przez którą widać było niższe piętra i przechodzących tam ludzi.
-Czy ty naprawdę poszłaś tam i go zabrałaś? - Zapytała, wciąż dotykając urwanego płatka. Kiwnęłam twierdząco głową. -Pomyślałam, że chciałabym prawdziwego kwiatka, ty też, więc spróbowałam. -Bardzo ryzykowałaś. -Wiem. -Nie złapali cię? Nic ci nie jest? - Spytała. -Tylko boląca ręka i kilka siniaków. -Nie rób więcej takich rzeczy. - Powiedziała z wyrzutem. -Aj tam. - Westchnęłam.
Popatrzyłyśmy tak jeszcze chwilę, po czym poszłyśmy się przejść.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
-Chyba zaczęłam przyzwyczajać się do śnienia. - Przyznałam głośno. Granatowowłosa patrzyła gdzieś za barierki. -Ja też. -Najgorsze są igły. -Tak, nienawidzę ich. Kto wymyślił taką ilość? -Nie wiem, ale w końcu mają z tego zysk. -Więcej igieł, większy przepływ. - Yuki westchnęła. - Co widzisz, gdy śnisz? -Zwykle przeszłość z Pobojowiska, ale bardzo niewyraźnie. To tak jakbym miała wadę wzroku. - Rzekłam. -Teraz korygują ją raz, a dobrze. -Albo zostawiają to wirtualnej prawdzie, w końcu tam nie trzeba być ani odrobinę sprawnym.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
-No nie. - Przyznała. - Jak byłam mała to uwielbiałam spędzać tak czas, ale ojciec pokazał mi ciekawszą rzeczywistość. -Nie wiem ta czy jest ciekawa. - Rzekłam. - Chyba nie bardzo. -Przynajmniej możemy w niej walczyć o swoje życie i mówić to, co mamy na myśli. -Jak wyglądało twoje życie w Mafii zanim tu trafiłaś? - Spytałam. Yuki popatrzyła mi w oczy. -Dlaczego pytasz? -Nigdy nie gadałam z osobą z Mafii. Zawsze Nas ignorowali, gdy siadywałam ze znajomymi między kontenerami. W sensie... - Podrapałam się po karku, starając się nie wbijać zbyt mocno paznokci w skórę. - Mijali nas jakby nigdy nic. -Nie ufają nikomu. - Westchnęła. - Żaden, nawet najstarszy członek Mafii nie ma powodu, by ufać ludziom z ulicy. Ja też nie. Nigdy nie wiadomo czy ktoś nie jest donosicielem. -Dlaczego więc w ogóle rozmawiasz z nami? Ze mną, Aną, Violą... -Bo tutaj wszyscy siedzimy razem. - Wzruszyła ramionami. - Widać po wszystkich, że nikt tu nie ma zamiaru działać przeciw mnie, a jeśli tak, to widać to po spojrzeniach. -Tak sądzisz? -Tak jest. - Uśmiechnęła się delikatnie.
Obserwowałyśmy jak przez korytarz idzie kilku Strażników i androidy. Szły dość wolno, na tyle, żebyśmy się schowały za rogiem. Złapałam Yuki za dłoń i pociągnęłam ją, ale stała jak wryta. Patrzyła w ten korytarz zdziwionym wzrokiem, jakby zobaczyła ducha.
-Yuki! - Syknęłam, ciągnąc ją jeszcze raz. Nic, nie zareagowała.
W jej oczach zobaczyłam łzy. -Jaq! - Zawołała z nutą bólu w głosie. Mimo to skupiłam całą swoją siłę na tyle, żeby nareszcie wywrócić się razem z nią za róg. Yuki pomachała głową. -Co ci odbiło? - Zapytałam cicho. Yuki usiadła na kolanach i patrzyła zza rogu. Wkurzyło mnie to, że mnie zignorowała, ale wstałam i spojrzałam.
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
-Jaq... - Yuki patrzyła jak prowadzą więźnia. Spojrzałam na nią i znów obserwowałam mężczyznę patrzącego nienawistnym wzrokiem na otoczenie. Był jak dzika bestia, która mogła w każdej chwili wyzwolić swoją furię i wszystko zniszczyć. Miał rany, dość świeże, w niektórych miejscach widziałam krew.
Yuki usiadła normalnie i oparła się plecami o ścianę. Złapała się za włosy z przodu, przetarła niewielkie łzy w oczach. -Co jest? - Spytałam, kucając przed nią. Yuki spojrzała na mnie. -Mają Jaquesa. Wiesz co to znaczy? - Mówiła niemal bezgłośnie. - Nawet nie masz pojęcia... -Powoli, o co chodzi? Jaques był kimś ważnym? -Najważniejszym z zabójców Ludzi... - Yuki przejechała dłońmi po twarzy. - Bez niego Mafia nie będzie w stanie dalej polować na Ludzi, na tych pieprzonych... -Spokojnie. - Przerwałam jej. Usiadłam obok i objęłam ją ramieniem. - Poradzą sobie jakoś. -On jedyny umiał rozpoznawać częściowo twarze Ludzi. - Zacisnęła oczy. Zamilkłam całkowicie.
Nie mogłam już nic powiedzieć. Yuki miała rację. Wyglądało na to, że Jaques był prawdziwym białym krukiem wśród walczącej o wolność Mafii, ale go stracili, a z nim jeden z filarów, na których opierało się marzenie o wolności.
-Nie wszystko stracone. - W końcu powiedziałam cokolwiek. -Zbiorą go do cel zamkniętych albo uśpią. Najlepszych trzyma się w szklanych klatkach, gdzie ranią. - Popatrzyła na mnie, po czym znów zaczęła płakać. - Jaq był moim mentorem, drugim ojcem zanim plan padł, a teraz... - Rozpłakała się na dobre. Przytuliłam ją do siebie.
Nic więcej nie umiałam zrobić w tamtym momencie. Czułam się tak...