-Dziękuję, Iris. - Rzekł, poklepując mnie po ramieniu. Zabrał rękę. Wyczułam ulgę w jego głosie.
-Dobrze. Tak zrobię. - Powiedziałam.
-Nie możesz zapomnieć tego, co masz przekazać Anie.
-Nie zapomnę.
-Yuki znalazła przejście jakiś czas temu, ale musiała odrazu iść spać, dlatego jeszcze wam nie powiedziała. - Epsilon odwrócił się bokiem do mnie i spojrzał gdzieś daleko.
-Co tam wypatrzyłeś? - Zapytałam. Spojrzał na mnie.
-Noc się kończy. Niedługo zamykają pub, więc chyba idziemy stąd, mam rację?Kiwnęłam głową.
-To chodź. Wysunął w moją stronę dłoń, żebym mogła położyć swoją na jego.
-Gdzie chcesz iść? - Zapytałam. W odpowiedzi tylko zachichotał, złapał mnie za rękę i pociągnął do siebie. Już chciałam na niego nakrzyczeć, ale zobaczyłam, że pojawiliśmy się w innym miejscu. Przed upadkiem zatrzymało mnie jego ramię, które objęło mnie zanim zbyt mocno przechyliłam się do przodu.
Rozbolała mnie głowa, ale usłyszałam szum morza. Widziałam otaczający nas piasek po mojej prawej i morze po lewej, z nad którego wznosiło się poranne Słońce. Nawet poczułam dziwne uczucie zimnej wody otaczającej moje stopy i piasek, w którym się nieco zapadałam z każdą nadchodzącą, niewielką falą.
Epsilon puścił mnie i zaczął chichotać na widok mojej twarzy - na której było tyle zdenerwowania, co też zaskoczenia.
Ale nie odezwałam się, choć zdenerwowało mnie, że tak mnie porwał i zbliżył się do mnie. Nie lubię, jeśli ktoś nagle narusza moją przestrzeń osobistą. Bardziej skupiłam się na morzu, tak spokojnym, pełnym niewielkich fal, nieskończonym, aż znikającym przy niebie, na którym widniało już złote, wschodzące Słońce. Czułam wszystko, jakbym w rzeczywistości tam była, jakbym naprawdę stała nad morzem i...
Zaczęłam zastanawiać się, czy to przypadkiem nie jest prawdziwy świat. Ot przez chwilę.
Pragnęłam, aby Pobojowisko nie istniało. Żeby domy były przestronne, Ludzie nie rządzili, żebym mogła wsiąść na motor i wyjechać do natury, której istnienie na Pobojowisku jest niemal nieistniejące... A neonowy pub? A to wszystko, co śniło się Anie, Violi i Yuki, żeby przyszedł po nie ktoś, żeby wszystko było takie piękne.
-Też kiedyś chciałem, żeby tak wyglądało życie. Nasze życie, wszystkich, którzy zamieszkiwali ówczesne Pobojowisko. - Epsilon westchnął i opuścił głowę, patrząc na swoje stopy i docierające do nich fale morza.
-Mógłbym to zrobić. - Kontynuował. - Miałem szansę, ale Ludzie nie widzą w tym wszystkim niczego wartego istnienia. Uznają istnienie jakichkolwiek otwartych zbiorników za dawny przeżytek, tak samo wszystko istniejące samoistnie. Filozofi uznali dość zgodnie rozwój za znak dobra, technologię za to, co jest najważniejsze.
Milczałam, patrząc w fale. Nie chciałam mu przerywać.
-Alpha miał do tego łeb. - Epsilon uśmiechnął się, kopiąc nogą w wodę. - Potrafiliśmy sprzeczać się, czy warto choćby odtworzyć zwierzęta, stworzyć sztuczny ekosystem i pozwolić mu samemu działać. Był technologicznym geniuszem i umiał zrobić z byle kawałka drutu i plastiku naprawdę zaawansowane cuda. Najbardziej przez to pasował Ludziom. Moje pomysły też były dobre, zresztą Trójcy też, ale tylko Alpha miał w sobie to, że to jego wybrali.
Zamilkł na chwilę, też patrząc w morze.
-Wiedziałem, że dla mnie nie ma szans. Ludziom nie pasowały pomysły połączenia natury z technologią wykraczające poza cyborgi i eksperymenty na ludziach. Wszyscy w piątkę stworzyliśmy plan Pentadylium, w którym ja miałem uciec. Byłem jedyną nadzieją, jeżeli synowie i córki Alphy spieprzą sprawę, a w dodatku pozwolą Ludziom na to, czego sama już doświadczyłaś.
-Czyli spieprzyli sprawę. - Mruknęłam.
-Nawet nie wiesz jak bardzo, Iris. - Spróbował uśmiechnąć się, ale zaraz opadł do ciężkiego westchnienia. - Sny są świetne, ale służą tylko jako idealna prawda, a taka nie ma prawa istnieć.-A więc gdzie jesteśmy teraz, skoro nie we śnie? - Zapytałam. Zachichotał.
-Jesteśmy nadal w tym samym miejscu, w którym byliśmy. Jesteśmy o krok od waszej wolności. - Odparł.
-A co z twoją?
-Wasza oznacza też moją.
-Gdy, wiesz... Uda nam się i w ogóle wyjdziemy, czy kiedyś się spotkamy? - Zapytałam. - Tak w rzeczywistości, podobnie jak teraz.
-Myślę, że tak. - Odparł. - Choć wydaje mi się, że możesz mnie nie rozpoznać. Ludzie w pewien sposób "oznaczyli" naszą piątkę, a też czas mija i nie jestem pewien, czy jestem tym, kogo widzisz. - Zachichotał.
-Ale ty mnie poznasz. Ja wyglądam tak, jak mnie widzisz. - Powiedziałam. Kiwnął głową.
-Miejmy nadzieję, że masz rację, Iris. - Uśmiechnął się.
-Ale wiesz, gdybyśmy nigdy więcej się nie spotkali... - Zaczęłam, ale on położył mi dłoń na ramieniu.
-Obiecałem ci kilka rzeczy i dotrzymam swoich słów. To tylko mój problem. Póki masz czas, popatrz w fale. Działają uspokajająco. - Odparł, zabierając rękę. Kiwnęłam głową.Stałam tak obok Epsilona, wpatrując się we wschodzące Słońce, przypływające fale ciepła i zimnej wody.
Kucnęłam, nabierając wody w dłonie.
-Ale gdybyś miała rację. - Mruknął Epsilon. - Miło było cię poznać i działać wspólnie. Właściwie, mogę powiedzieć, że cieszę się, że spędziłem z tobą trochę snów. Gdybym mógł, zostałbym dłużej w twoich snach, ale nie będę mógł, gdy będziesz w lepszej rzeczywistości.
-Jakiej "lepszej" rzeczywistości? - Spojrzałam na niego. Wstałam.
-Takiej, w której nie było i nigdy nie będzie Ludzi, a nawet jeśli, to nie mają znaczenia. - Odparł. - To droga w jedną stronę.
-No dobrze. - Westchnęłam.
-W każdym razie, nie zmarnuj swojej szansy. - Rzekł Epsilon. - Wiedziałaś na co się piszesz, ale wiesz, jak wielka jest stawka.
-Jak wielkie jest co? - Zapytałam zmieszana. Epsilon zachichotał i nieco rozpogodził się.
-Jak wiele może zmienić wasze wyjście z Niebios. Zatem wiesz, co robić. - Odwrócił się do mnie, złapał moją dłoń, schylił się i ucałował. - Do następnego razu. Powodzenia, Białowłosa Iris.
-Dzięki Epsilonie. - Uśmiechnęłam się, choć czułam łzy w oczach. - Po prostu dzięki.To był ostatni raz, gdy rozmawiałam z Lisem do teraz. Wtedy obudziłam się pełna werwy, sił i chęci, żeby przekazać cały plan przyjaciółkom, rozsadzić Niebiosa i wyjść, tryumfując nad Ludźmi.
Ale teraz sama już nie wiem, czy to rzeczywiście był tryumf.
N͕̲̥̩̺̓͛͋͋ͅi̺̤̬̳͙ͯ̏̈́ͩ̆e̶̯̝͈̥̯̱ ̰̣̲̗͉̉̎́̽ͤm͉͈̜ͯa͛̍͒̾̍́ͨm̟̠̰̊̇ͤ̄̓͝ͅ ̨̉p̪o͑̉̍͑̽̀́j̿ͮę̪͍̼̱ͣ͌ͨ͟c̛͓͈̘̦̈̒ͫ͑̐ì̡͖̦̦a̸̖̻.̠̝̦̲.̵̂̋̆̍͐.͙̠̫̫̥͐
Chociaż, skoro tu jesteś... To coś oznacza, prawda?
CZYTASZ
‹ D Y S T R O F I A › [Z]
Science FictionMamy unieważniony czas. Od dawien dawna nikt go nie liczy. Ludzie go nie liczą. My też nie. Nie ważne, czego chcesz, Ludzie zawsze wiedzą lepiej co z Tobą uczynić, co uczynić z Nami. To oni decydują o Naszych życiach, snach i myślach. To dzięki ni...