12. Gambit białego gracza

818 138 91
                                    

Amberly usiadła na parapecie okna, które zabezpieczone było solidną kratą. Na zewnątrz rozpościerał się ponury widok zaniedbanego ogrodu. Wysokie drzewa na horyzoncie straciły już liście, a ich gałęzie uginały się smętnie pod naporem porywistego świszczącego wiatru. Dziewczyna zadrżała. Została porwana, uwięziona i nie wiedziała, co ją jeszcze czeka. Shepherd okazał się być jednak zdrajcą. Tak bardzo ją to bolało. Była zrozpaczona. W dodatku Lestrange wydawał się być nieobliczalny. Z ponurych rozmyślań wyrwał ją dźwięk zbliżających się kroków. Odwróciła głowę w stronę otwartych drzwi, w których stanął przywódca śmierciożerców. Mężczyzna podszedł do niej i oparł rękę o ścianę, górując nad nią.

— Przyszedłem ustalić kilka kwestii. Po pierwsze, masz być całkowicie posłuszna i wykonywać rozkazy bez szemrania. Po drugie, nie próbuj niczego głupiego. Nie uda ci się stąd uciec, nie łudź się. Po trzecie, przyszedłem cię powiadomić, że jak na razie twoja babka, jak jej tam, Rosalie, ma się dobrze. Podkreślam, na razie — oznajmił łagodnym głosem, w którym jednak czaiła się zawoalowana groźba.

Amberly przełknęła ślinę. Ze strachu zrobiło jej się słabo i zapiekło ją w żołądku.

— Nie krzywdź jej, ona...

— Spokojnie, nic jej nie zrobię, dopóki będziesz robić to, co ci każę. Prosty układ. Rozumiemy się, laleczko?

Amberly nie miała innego wyjścia chociaż najchętniej splunęłaby mu twarz. Przytaknęła jednak śmierciożercy, nie patrząc mu w oczy. Szybko tego pożałowała. Lestrange ujął palcami jej podbródek i pociągnął gwałtownie do góry, nachylając się nad nią z wściekłością w zgniłozielonych oczach.

— Jeśli ci zadaję pytanie, to żądam jasnej odpowiedzi — wysyczał. — I patrz mi zawsze w oczy, jak do mnie mówisz, szlamo. Możesz mnie nienawidzić z całego swojego niewinnego serduszka, możesz się na mnie wściekać, ale masz mnie szanować. Jasne? — warknął ochryple.

Amberly uniosła wzrok i hardo spojrzała mężczyźnie prosto w oczy. — Rozumiem — odpowiedziała cicho.

Uścisk palców mężczyzny zelżał. Amberly poczuła, jak delikatnie gładzi ją po szyi i karku. Po plecach przebiegł jej dreszcz odrazy. Lestrange widocznie zauważył jej reakcję, bo chwycił ją nagle za włosy i mocno pociągnął, zbliżając swoją wykrzywioną z wściekłości twarz do jej twarzy.

— Co, nie podoba ci się mój dotyk? — zapytał mężczyzna. Jego pachnący dymem oddech palił jej skórę. — Odpowiedz! — warknął.

— Ja tylko... — Amberly zaczęła się jąkać.

— No mów! Nie mam całego dnia!

Dziewczyna ze strachu zupełnie straciła wątek, toteż powiedziała pierwszą rzecz, która przyszła jej do głowy.

— W panu jest tylko zło — wyszeptała ze łzami w oczach, starając się nie spuszczać wzroku.

— Mylisz się, skarbie. Zło to mało powiedziane — odparł Lestrange mściwym tonem, po czym wyszedł, zostawiając Amberly w jeszcze gorszym stanie, niż była.

***

Gabinet Minerwy McGonagall zalała fala pomarańczowego blasku zachodzącego słońca, kiedy do środka wpadł bez pukania Octavian Shepherd.

— Lestrange kazał uprowadzić Miles i więzi ją w swoim dworze! Porwali ją pod samym nosem aurorów! Czy wy w tym Hogwarcie śpicie, czy jak?! — krzyknął, rąbiąc pięścią w biurko dyrektorki.

— Niech się pan uspokoi, panie Shepherd.

— Uspokoi?! Wie pani, co on chce z nią zrobić? A ja nie mogę kiwnąć palcem, bo po pierwsze spaliłbym swoją misję, a po drugie prawdopodobnie zabiłby nas oboje. Nie mogę się zdradzić także przed dziewczyną, bo Lestrange od razu by mnie przejrzał. Niech to szlag! Kurwa! — zaklął siarczyście Shepherd, krążąc po gabinecie dyrektorki.

McGonagall odchrząknęła z dezaprobatą i podniosła się ciężko znad biurka.

— Wszystko zostaje po staremu. Musi pan grać swoją rolę do końca. Przed panną Miles również. Najważniejsze, że Lestrange panu zaufał...

— Najważniejsze? A dziewczyna?

— Niestety, nic nie możemy na razie dla niej zrobić. Dla większego dobra musimy...

— Dla większego dobra? Wie pani, kto tak mówił? Grindelwald! — przerwał jej gwałtownie Shepherd.

— Niech pan uspokoi emocje. Nie czas na sentymenty. Musimy to dobrze rozegrać. Czasem trzeba poświęcić kilka ofiar... Dla dobra całej rozgrywki. Poza tym...

— Ale to nie jest pieprzona gra w szachy! Tu chodzi o życie i śmierć!

— Zgadza się. Ale o ile mi wiadomo, życie Amberly nie jest bezpośrednio zagrożone, więc możemy zaryzykować pozostawienie jej tam aż do momentu, kiedy rozgryziemy Lestrange'a i zorganizujemy zasadzkę, która będzie mogła się udać. Teraz na to za wcześnie — odpowiedziała spokojnie McGonagall, po czym zwróciła się do portretu Dumbledore'a.

— Co o tym sądzisz, Albusie?

Podobizna byłego dyrektora Hogwartu poruszyła się i zabrała głos.

— Cóż, najważniejsze, że instalacja naszego podwójnego agenta się powiodła. Teraz musi umocnić pozycję wśród śmierciożerców i uwiarygodnić się w ich oczach. Porwanie dziewczyny tylko ułatwi nam zadanie. Wystarczy, że Shepherd będzie dla niej nawet bardziej okrutny, niż Lestrange. Wówczas śmierciożerca całkowicie mu zaufa — zauważył starzec, gładząc się po długiej srebrzysto-białej brodzie.

— Słyszał pan, panie Shepherd? — upewniła się Mcgonagall, patrząc na mężczyznę surowo znad rogowych okularów.

Mężczyzna westchnął ze złością. Rzucił raport na biurko dyrektorki, po czym nabrał do ręki proszku Fiuu i zniknął w kominku pośród zielonego wiru szalejących płomieni.

***
Amberly wzdrygnęła się, kiedy do jej pokoju, po uprzednim zapukaniu, wszedł skrzat.

— Panienka ma ubrać się stosownie do kolacji. Tutaj ma panienka strój. Pan Lestrange życzy sobie, aby panienka przybyła na kolację za godzinę — oznajmił skrzat, po czym prędko opuścił pokój.

Dziewczyna zacisnęła pięści ze złości. Spojrzała na suknię, którą przyniósł jej skrzat. Była uszyta z aksamitu barwy szafiru. I miała ogromny dekolt.

— No pięknie — westchnęła Amberly pod nosem, chociaż nieskromna suknia w tej chwili była jej najmniejszym problemem.

Bursztyn i Lód - ZAKOŃCZONE ✅Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz